poniedziałek, 27 sierpnia 2012

12


Uśmiechnęłam się do dziewczyny w lustrze. Wyglądała inaczej. Jakoś tak… sztucznie. Po godzinie nakładania tapety, w końcu udało mi się zakryć wory pod oczami. Oczywiście nie miałabym worów pod oczami, GDYBYM SPAŁA! Już czwartą noc z rzędu przeleżałam z szeroko otwartymi oczami, wgapiając się w sufit. Czasami zdarzało mi się również wgapiać w gwiazdy, leżąc na balkonowym leżaku i paląc jednego papierosa za drugim. Nie pomagało mi to zasnąć, ale na pewno poprawiało mi samopoczucie.
Dni były dobre. Obracałam się między ludźmi, większość czasu między tymi, którzy mieli w dupie to co się stało i właśnie to pomagało mi zapomnieć, chociaż na te kilka godzin. Potem przychodziła noc. Kolejna i kolejna. Powracał rozrywający mnie od środka ból, którego nie dało się pozbyć. Papierosy lekko go łagodziły, ale gdy, kolejny raz śmierdząca tytoniem kładłam się do łóżka, wszystko wracało. Dosłownie wszystko. W ciągu tych czterech nocy dokładnie przeanalizowałam każdą chwilę spędzoną z tym dupkiem, którego imienia już nawet nie wymawiam i wypatrywałam momentu, w którym zrobiłam coś źle. Ale wychodzi na to, że to nie ze mną jest coś nie tak, tylko z nim.
Znasz to uczucie, jakby tysiące szklanych kawałków przebijało na wylot każdy organ, który ludzie potrzebują do przeżycia? To uczucie, w którym gula w gardle jest już tak wielka, że nie możesz wydusić z siebie ani jednego słowa, że ledwo oddychasz? To uczucie, w którym zrobiłoby się wszystko, by tylko nie czymś nie myśleć, a jak zawsze pomocny mózg robi na złość i nie daje myśleć i niczym innym?
Całe moje życie nagle zaczęło się wydawać koszmarem, który śni mi się co noc, tak samo, bez żadnych zmian. Załatwiłam sobie nawet tabletki nasenne. Tylko one mogły mi pomóc uwolnić się od tego, co bez przerwy miałam przed oczami: nas. Może przyśniłaby mi się tęcza, jednorożec, garnek złota… Byłabym szczęśliwsza. Zdecydowanie szczęśliwsza. To strach nie pozwalał mi ich wziąć. Bałam się, to głupie, wiem, że się nie obudzę. Ale w końcu bym się obudziła. A nawet jeśli nie… mała strata. Może znalazłabym się w lepszym miejscu, bez takich idiotów.
Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze przykleiłam na twarz uśmiech, a później pewnym krokiem wyszłam na korytarz i poszłam do pokoju Vicky. Zapukałam, a gdy męski głos zaprosił mnie do środka, przewróciłam oczami, ale zdecydowałam się wejść.
-Cześć- usłyszałam przywitanie, które wypłynęło z uśmiechniętych ust Louis’a. – Victoria się myje – uświadomił mnie szybko, a jego przyjacielskie nastawienie zaczęło wykręcać mi żołądek, na co jednak nie zareagowałam.
-Dobra, nieważne – powiedziałam i szybko opuściłam pomieszczenie. W drodze do windy spotkałam Zayn’a i Niall’a. Nie miałam ochoty na ich towarzystwo, ale głupio by się zrobiło, gdybym, wchodząc z nimi do restauracji, usiadła do innego stolika. Modliłam się tylko, żeby nie ON się nie przywlókł.
-Co słychać? –spytał Zayn nieco nadopiekuńczym tonem. Był słodki, pomógł mi, ale powoli zaczynał mnie denerwować.
-W porządku – odparłam cicho i niezdecydowanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on wie, że kłamię, ale ciągle miałam nadzieję, że nie będzie drążył tematu. A przynajmniej nie przy Niall’u.
-Jasne – prychnął cicho, kręcąc głową z dezaprobatą.
I nagle odechciało mi się wszystkiego. Nie to, żebym jeszcze chwilę wcześniej pałała radością, chęcią i w ogóle, ale tamta chwila… miałam ochotę usiąść na podłodze i się rozpłakać. Ale nie przez TO. Poczułam, że zawodzę kolejną ważną dla mnie osobę, że nawet przyjaciołom nie mogę powiedzieć co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie.
Drzwi windy się otworzyły, a ja, zamiast do restauracji, popędziłam w stronę wyjścia. Byłam jak tykająca bomba, w każdej chwili mogłam wybuchnąć, i niestety czułam, że długo już nie wytrzymam. Dobrze wiedziałam, że chłopcy patrzą na mnie, jak na idiotkę, ale nie mogłam im pokazać w jak złym stanie tak naprawdę jestem.
Wyszłam na zewnątrz. Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, powodując moje lekkie zachwianie. Nie zastanawiałam się, gdzie chcę iść. Skręciłam w prawo, zdając sobie sprawę, że tamtędy poszliśmy na nasz ostatni spacer. Już wtedy mnie zdradzał, a ja nie miałam pojęcia.
Wyobraziłam sobie szczęśliwą parę, podążającą tym chodnikiem, trzymającą się za ręce, całującą się w trakcie marszu. Wyglądali na szczęśliwych. Szkoda, że on okazał się chujem, a ona ukrytą w skorupie zimną rybą, która bała się pokazać prawdziwą siebie. Para idealna. Rzygać mi się chcę, jak przypominam sobie, że myślałam, że jest pomiędzy nami zajebiście, a tak naprawdę było tak źle, że Pan Doskonały zdradził.
Nie wiedziałam, gdzie mam iść. Każde miejsce o którym pomyślałam, wbijało w moje serce jedną szpilkę. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze biedne, malutkie serduszko wytrzyma, bałam się, że krócej, niż mi się wydaje.
Poczułam, że moje powieki nie dają rady dłużej powstrzymywać łez. Rozkleiłam się na środku chodnika.
-Nie jest tak dobrze, jak ci się wydaje, co? – usłyszałam głos, który poniekąd koił mój ból, a jeszcze przed chwilą mnie denerwował. Zaczęłam się zastanawiać, jak długo za mną stoi.
-A może nie jest tak źle, jak wam się wydaje – powiedziałam najbardziej opanowanym głosem, jaki tylko mogłam z siebie wydusić.
-A może to sobie tylko wmawiasz? – znów go usłyszałam, tylko jakby bliżej. W następnej chwili Zayn chwycił mnie za ramiona, odwrócił do siebie i przytulił tak mocno, że moja dusza poczuła bijące od niego ciepło. Rozpłakałam się, jak małe dziecko. Znowu w jego ramionach. Widocznie taką ma rolę: zbierać mnie, kiedy zaczynał się rozpadać nawet na zewnątrz.
-Przepraszam – wyszeptałam, opierając czoło w okolicach jego obojczyka. Cicho się zaśmiał.
-Za co ty mnie znowu przepraszasz, Alex?
-Za to, że znowu musisz zbierać mnie do kupy.
-Ależ to zaszczyt. – zapewne się uśmiechnął, a potem pocałował mnie w czubek głowy. – Chodź na śniadanie.
-Nie chcę tam iść. On tam będzie. Nie chcę go widzieć – powiedziałam już bardziej stanowczym głosem, wycierając nadgarstkiem łzy.  – Stałam godzinę przed lustrem, żeby 15 minut później cały mój wysiłek dosłownie spłynął.
-Nie martw się, wyglądasz dobrze. Ale… - przetarł kciukami moje dolne powieki, prawdopodobnie pozbywając się rozmytego tuszu. – Możemy iść.
-Dokąd? – tylko to zdążyłam powiedzieć, zanim Zayn mnie za sobą pociągnął.
-Na śniadanie.
Szliśmy za rękę. Ja i chłopak, którego jeszcze kilka tygodni temu miałam ochotę zabić za bycie zakochanym w sobie idiotą, szliśmy za rękę. Było mi dobrze. Lepiej. Poprawiło mi się. Zobaczyłam światełko w tunelu, może istniała jeszcze szansa, że wyjdę z tej opresji cało, prawie bez zadrapania. Nagle Zayn w moich oczach zaczął się wydawać taki… idealny. Wiecie, taki superbohater wyciągający główną bohaterkę z gówna.. oczywiście nie dosłownie. Malik zdecydowanie jest moim superbohaterem.


-Gdzie Malik? – zapytałem, podchodząc do stołu, przy którym siedzieli wszyscy moi znajomi oprócz tego, o którego mi chodziło i Jej.
-Próbuje od nowa posklejać twoją byłą dziewczynę – odparł beznamiętnie Niall, który zdecydowanie nadal miał do mnie żal o to, co zrobiłem.
Wszyscy mieli do mnie żal, ale i tak nic nie przebije tego, co ja czułem. Byłem jak zagubiony pięciolatek, któremu rodzice zginęli z zasięgu wzroku w cyrku pełnym nieznajomych ludzi  i przerażających klaunów, które chciały, by poczuł się, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze gorzej.
-Co chcesz od Zayn’a? – zapytał Harry, który, chyba jako jedyny, nie żywił do mnie urazy, a jeśli już, dobrze to ukrywał. Tylko on ze mną rozmawiał.
-Muszę z nim porozmawiać.
-Ostatnio jak z nim rozmawiałeś, prawie go pobiłeś. Może lepiej daj sobie spokój. -  Styles wstał, klepnął mnie pocieszająco w ramię i odszedł. Lou, Niall i Vicky nawet na mnie nie patrzyli. Zapowiada się kolejny milutki dzień. Miałem ochotę przeteleportować się do pokoju, co niestety było niemożliwe, więc na własnych nogach opuściłem restaurację. Przeszedłem kilka kroków, ale przystanąłem, bo na mojej drodze pojawiła się przeszkoda.
-Jak się czujesz? – zapytała nieśmiało Vanessa, która nie wyglądał najlepiej. Podkrążone oczy, nieumyte włosy.. Nawet zrobiło mi się jej żal. Poniekąd..
-Jak ostatnie ścierwo. – Nie chciałem wchodzić z nią w głębszą konwersację. Odbyliśmy kilka takich i wszyscy wiedzą, jak to się skończyło.
Kilka minut później wszedłem do pokoju, który dzieliłem z chłopakami. Harry rozmawiał przez telefon, chodząc nerwowo z jednego końca pokoju na drugi. Nie zwracając na niego uwagi położyłem się na łóżku, przykrywając twarz poduszką.
Po chwili rozmowa ustała. Zrobiło się tak cicho, jakbym był sam, a jednak czułem na sobie jego świdrujący wzrok, przeszywający mnie na wskroś.
-Nienawidzą mnie – powiedziałem prawdopodobnie sam do ciebie.
-Kto?- Usłyszałem jego przytłumioną odpowiedź.
-Vicky i chłopaki.
-Vicky na pewno, ale chłopaki… Raczej nie. Oni po prostu dalej nie mogą uwierzyć w to, że idealny Liam Payne jednak nie jest taki idealny.
-Nigdy nie byłem idealny. – Zaśmiał się na moje słowa.
-Od samego początku, odkąd cię poznaliśmy, stałeś się Panem Idealnym, bez żadnych wad, potknięć… Zaczynałeś mnie już denerwować. Ale popatrz, jeden wybryk i od razu bardziej cię lubię.
-Jesteś dziwny – usiadłem i spojrzałem na niego z podniesioną brwią.
-Czemu?
-Bo powinieneś mnie olewać, tak jak oni, a właśnie powiedziałeś mi, że lubisz mnie bardziej dzięki temu, że zdradziłem swoją dziewczynę.
-To nie tak, że podoba mi się, że ją zdradziłeś. Po prostu wolę ludzi, którzy mają wady i czasem zdarza im się zrobić coś głupiego.
-To była zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem – przetarłem twarz dłońmi, by się ocucić.
-Ale chyba pora się pozbierać, co? Minęło kilka dni, czas znowu zacząć żyć. Nie zmienisz przeszłości, możesz tylko oczekiwać, że w przyszłości nie popełnisz tych samych błędów.
-Wiesz co mnie najbardziej boli? – spojrzał na mnie pytająco. – To, że Zayn nigdy by jej tego nie zrobił.
-Przestań się już tym zadręczać, dobra? Mamy wolny dzień, chodźmy się zabawić, może chociaż na chwilę uda ci się zapomnieć.
-Jesteś dobrym przyjacielem, wiesz? – Harry wyszczerzył się, ukazując rząd prostych, białych zębów i dwa dołeczki w policzkach.
-Wiem. A teraz podnoś zadek, wychodzimy.


***
Well, hello.
Odcinek jest, choć dupy nie urywa. Nic więcej na jego temat nie powiem.
A Ed? Ed jest, pomimo tego, że nie jestem pewna, czy pasuje. Kocham Ed'a i musiałam go w końcu wykorzystać.
A teraz, w nagrodę, obejrzę kolejny odcinek Nie z tego świata.
xx

2 komentarze:

  1. Co tu dużo pisać . ?
    Po prostu świetny rozdział i tyle.. :) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger.
    Szczegóły znajdziesz na moim blogu ;-) http://wherever-you-go-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń