poniedziałek, 27 sierpnia 2012

12


Uśmiechnęłam się do dziewczyny w lustrze. Wyglądała inaczej. Jakoś tak… sztucznie. Po godzinie nakładania tapety, w końcu udało mi się zakryć wory pod oczami. Oczywiście nie miałabym worów pod oczami, GDYBYM SPAŁA! Już czwartą noc z rzędu przeleżałam z szeroko otwartymi oczami, wgapiając się w sufit. Czasami zdarzało mi się również wgapiać w gwiazdy, leżąc na balkonowym leżaku i paląc jednego papierosa za drugim. Nie pomagało mi to zasnąć, ale na pewno poprawiało mi samopoczucie.
Dni były dobre. Obracałam się między ludźmi, większość czasu między tymi, którzy mieli w dupie to co się stało i właśnie to pomagało mi zapomnieć, chociaż na te kilka godzin. Potem przychodziła noc. Kolejna i kolejna. Powracał rozrywający mnie od środka ból, którego nie dało się pozbyć. Papierosy lekko go łagodziły, ale gdy, kolejny raz śmierdząca tytoniem kładłam się do łóżka, wszystko wracało. Dosłownie wszystko. W ciągu tych czterech nocy dokładnie przeanalizowałam każdą chwilę spędzoną z tym dupkiem, którego imienia już nawet nie wymawiam i wypatrywałam momentu, w którym zrobiłam coś źle. Ale wychodzi na to, że to nie ze mną jest coś nie tak, tylko z nim.
Znasz to uczucie, jakby tysiące szklanych kawałków przebijało na wylot każdy organ, który ludzie potrzebują do przeżycia? To uczucie, w którym gula w gardle jest już tak wielka, że nie możesz wydusić z siebie ani jednego słowa, że ledwo oddychasz? To uczucie, w którym zrobiłoby się wszystko, by tylko nie czymś nie myśleć, a jak zawsze pomocny mózg robi na złość i nie daje myśleć i niczym innym?
Całe moje życie nagle zaczęło się wydawać koszmarem, który śni mi się co noc, tak samo, bez żadnych zmian. Załatwiłam sobie nawet tabletki nasenne. Tylko one mogły mi pomóc uwolnić się od tego, co bez przerwy miałam przed oczami: nas. Może przyśniłaby mi się tęcza, jednorożec, garnek złota… Byłabym szczęśliwsza. Zdecydowanie szczęśliwsza. To strach nie pozwalał mi ich wziąć. Bałam się, to głupie, wiem, że się nie obudzę. Ale w końcu bym się obudziła. A nawet jeśli nie… mała strata. Może znalazłabym się w lepszym miejscu, bez takich idiotów.
Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze przykleiłam na twarz uśmiech, a później pewnym krokiem wyszłam na korytarz i poszłam do pokoju Vicky. Zapukałam, a gdy męski głos zaprosił mnie do środka, przewróciłam oczami, ale zdecydowałam się wejść.
-Cześć- usłyszałam przywitanie, które wypłynęło z uśmiechniętych ust Louis’a. – Victoria się myje – uświadomił mnie szybko, a jego przyjacielskie nastawienie zaczęło wykręcać mi żołądek, na co jednak nie zareagowałam.
-Dobra, nieważne – powiedziałam i szybko opuściłam pomieszczenie. W drodze do windy spotkałam Zayn’a i Niall’a. Nie miałam ochoty na ich towarzystwo, ale głupio by się zrobiło, gdybym, wchodząc z nimi do restauracji, usiadła do innego stolika. Modliłam się tylko, żeby nie ON się nie przywlókł.
-Co słychać? –spytał Zayn nieco nadopiekuńczym tonem. Był słodki, pomógł mi, ale powoli zaczynał mnie denerwować.
-W porządku – odparłam cicho i niezdecydowanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on wie, że kłamię, ale ciągle miałam nadzieję, że nie będzie drążył tematu. A przynajmniej nie przy Niall’u.
-Jasne – prychnął cicho, kręcąc głową z dezaprobatą.
I nagle odechciało mi się wszystkiego. Nie to, żebym jeszcze chwilę wcześniej pałała radością, chęcią i w ogóle, ale tamta chwila… miałam ochotę usiąść na podłodze i się rozpłakać. Ale nie przez TO. Poczułam, że zawodzę kolejną ważną dla mnie osobę, że nawet przyjaciołom nie mogę powiedzieć co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie.
Drzwi windy się otworzyły, a ja, zamiast do restauracji, popędziłam w stronę wyjścia. Byłam jak tykająca bomba, w każdej chwili mogłam wybuchnąć, i niestety czułam, że długo już nie wytrzymam. Dobrze wiedziałam, że chłopcy patrzą na mnie, jak na idiotkę, ale nie mogłam im pokazać w jak złym stanie tak naprawdę jestem.
Wyszłam na zewnątrz. Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, powodując moje lekkie zachwianie. Nie zastanawiałam się, gdzie chcę iść. Skręciłam w prawo, zdając sobie sprawę, że tamtędy poszliśmy na nasz ostatni spacer. Już wtedy mnie zdradzał, a ja nie miałam pojęcia.
Wyobraziłam sobie szczęśliwą parę, podążającą tym chodnikiem, trzymającą się za ręce, całującą się w trakcie marszu. Wyglądali na szczęśliwych. Szkoda, że on okazał się chujem, a ona ukrytą w skorupie zimną rybą, która bała się pokazać prawdziwą siebie. Para idealna. Rzygać mi się chcę, jak przypominam sobie, że myślałam, że jest pomiędzy nami zajebiście, a tak naprawdę było tak źle, że Pan Doskonały zdradził.
Nie wiedziałam, gdzie mam iść. Każde miejsce o którym pomyślałam, wbijało w moje serce jedną szpilkę. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze biedne, malutkie serduszko wytrzyma, bałam się, że krócej, niż mi się wydaje.
Poczułam, że moje powieki nie dają rady dłużej powstrzymywać łez. Rozkleiłam się na środku chodnika.
-Nie jest tak dobrze, jak ci się wydaje, co? – usłyszałam głos, który poniekąd koił mój ból, a jeszcze przed chwilą mnie denerwował. Zaczęłam się zastanawiać, jak długo za mną stoi.
-A może nie jest tak źle, jak wam się wydaje – powiedziałam najbardziej opanowanym głosem, jaki tylko mogłam z siebie wydusić.
-A może to sobie tylko wmawiasz? – znów go usłyszałam, tylko jakby bliżej. W następnej chwili Zayn chwycił mnie za ramiona, odwrócił do siebie i przytulił tak mocno, że moja dusza poczuła bijące od niego ciepło. Rozpłakałam się, jak małe dziecko. Znowu w jego ramionach. Widocznie taką ma rolę: zbierać mnie, kiedy zaczynał się rozpadać nawet na zewnątrz.
-Przepraszam – wyszeptałam, opierając czoło w okolicach jego obojczyka. Cicho się zaśmiał.
-Za co ty mnie znowu przepraszasz, Alex?
-Za to, że znowu musisz zbierać mnie do kupy.
-Ależ to zaszczyt. – zapewne się uśmiechnął, a potem pocałował mnie w czubek głowy. – Chodź na śniadanie.
-Nie chcę tam iść. On tam będzie. Nie chcę go widzieć – powiedziałam już bardziej stanowczym głosem, wycierając nadgarstkiem łzy.  – Stałam godzinę przed lustrem, żeby 15 minut później cały mój wysiłek dosłownie spłynął.
-Nie martw się, wyglądasz dobrze. Ale… - przetarł kciukami moje dolne powieki, prawdopodobnie pozbywając się rozmytego tuszu. – Możemy iść.
-Dokąd? – tylko to zdążyłam powiedzieć, zanim Zayn mnie za sobą pociągnął.
-Na śniadanie.
Szliśmy za rękę. Ja i chłopak, którego jeszcze kilka tygodni temu miałam ochotę zabić za bycie zakochanym w sobie idiotą, szliśmy za rękę. Było mi dobrze. Lepiej. Poprawiło mi się. Zobaczyłam światełko w tunelu, może istniała jeszcze szansa, że wyjdę z tej opresji cało, prawie bez zadrapania. Nagle Zayn w moich oczach zaczął się wydawać taki… idealny. Wiecie, taki superbohater wyciągający główną bohaterkę z gówna.. oczywiście nie dosłownie. Malik zdecydowanie jest moim superbohaterem.


-Gdzie Malik? – zapytałem, podchodząc do stołu, przy którym siedzieli wszyscy moi znajomi oprócz tego, o którego mi chodziło i Jej.
-Próbuje od nowa posklejać twoją byłą dziewczynę – odparł beznamiętnie Niall, który zdecydowanie nadal miał do mnie żal o to, co zrobiłem.
Wszyscy mieli do mnie żal, ale i tak nic nie przebije tego, co ja czułem. Byłem jak zagubiony pięciolatek, któremu rodzice zginęli z zasięgu wzroku w cyrku pełnym nieznajomych ludzi  i przerażających klaunów, które chciały, by poczuł się, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze gorzej.
-Co chcesz od Zayn’a? – zapytał Harry, który, chyba jako jedyny, nie żywił do mnie urazy, a jeśli już, dobrze to ukrywał. Tylko on ze mną rozmawiał.
-Muszę z nim porozmawiać.
-Ostatnio jak z nim rozmawiałeś, prawie go pobiłeś. Może lepiej daj sobie spokój. -  Styles wstał, klepnął mnie pocieszająco w ramię i odszedł. Lou, Niall i Vicky nawet na mnie nie patrzyli. Zapowiada się kolejny milutki dzień. Miałem ochotę przeteleportować się do pokoju, co niestety było niemożliwe, więc na własnych nogach opuściłem restaurację. Przeszedłem kilka kroków, ale przystanąłem, bo na mojej drodze pojawiła się przeszkoda.
-Jak się czujesz? – zapytała nieśmiało Vanessa, która nie wyglądał najlepiej. Podkrążone oczy, nieumyte włosy.. Nawet zrobiło mi się jej żal. Poniekąd..
-Jak ostatnie ścierwo. – Nie chciałem wchodzić z nią w głębszą konwersację. Odbyliśmy kilka takich i wszyscy wiedzą, jak to się skończyło.
Kilka minut później wszedłem do pokoju, który dzieliłem z chłopakami. Harry rozmawiał przez telefon, chodząc nerwowo z jednego końca pokoju na drugi. Nie zwracając na niego uwagi położyłem się na łóżku, przykrywając twarz poduszką.
Po chwili rozmowa ustała. Zrobiło się tak cicho, jakbym był sam, a jednak czułem na sobie jego świdrujący wzrok, przeszywający mnie na wskroś.
-Nienawidzą mnie – powiedziałem prawdopodobnie sam do ciebie.
-Kto?- Usłyszałem jego przytłumioną odpowiedź.
-Vicky i chłopaki.
-Vicky na pewno, ale chłopaki… Raczej nie. Oni po prostu dalej nie mogą uwierzyć w to, że idealny Liam Payne jednak nie jest taki idealny.
-Nigdy nie byłem idealny. – Zaśmiał się na moje słowa.
-Od samego początku, odkąd cię poznaliśmy, stałeś się Panem Idealnym, bez żadnych wad, potknięć… Zaczynałeś mnie już denerwować. Ale popatrz, jeden wybryk i od razu bardziej cię lubię.
-Jesteś dziwny – usiadłem i spojrzałem na niego z podniesioną brwią.
-Czemu?
-Bo powinieneś mnie olewać, tak jak oni, a właśnie powiedziałeś mi, że lubisz mnie bardziej dzięki temu, że zdradziłem swoją dziewczynę.
-To nie tak, że podoba mi się, że ją zdradziłeś. Po prostu wolę ludzi, którzy mają wady i czasem zdarza im się zrobić coś głupiego.
-To była zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem – przetarłem twarz dłońmi, by się ocucić.
-Ale chyba pora się pozbierać, co? Minęło kilka dni, czas znowu zacząć żyć. Nie zmienisz przeszłości, możesz tylko oczekiwać, że w przyszłości nie popełnisz tych samych błędów.
-Wiesz co mnie najbardziej boli? – spojrzał na mnie pytająco. – To, że Zayn nigdy by jej tego nie zrobił.
-Przestań się już tym zadręczać, dobra? Mamy wolny dzień, chodźmy się zabawić, może chociaż na chwilę uda ci się zapomnieć.
-Jesteś dobrym przyjacielem, wiesz? – Harry wyszczerzył się, ukazując rząd prostych, białych zębów i dwa dołeczki w policzkach.
-Wiem. A teraz podnoś zadek, wychodzimy.


***
Well, hello.
Odcinek jest, choć dupy nie urywa. Nic więcej na jego temat nie powiem.
A Ed? Ed jest, pomimo tego, że nie jestem pewna, czy pasuje. Kocham Ed'a i musiałam go w końcu wykorzystać.
A teraz, w nagrodę, obejrzę kolejny odcinek Nie z tego świata.
xx

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

11


Wbił mi nóż prosto w serce. Bez zastanowienia, bez słowa wyjaśnień, prosto w serce. Czułam się jakbym się rozpadała na milion kawałeczków, jakbym przestawała istnieć. Akurat w momencie, w którym wszystko zaczynało wracać do normy, w którym w końcu zaczynałam oddychać pełną piersią, on musiał to zrobić. Po tych wszystkich nocach, w czasie których nie mieliśmy przed sobą tajemnic, po tych wszystkich słowach, jak się okazuje pustych i nic nie znaczących słowach, on mnie zostawia. Jak zwykłego śmiecia, jak wyżutą gumę. Przecież to nie ma sensu, przecież obiecał, że będzie, że nie odejdzie, że nic nie zdoła nas rozdzielić, że kocha. Właśnie zdałam sobie sprawę, jak bardzo się myliłam. Nigdy nie powinnam była mu ufać, przecież on jest taki, jak wszyscy: beznadziejny, zakłamany, jak wszyscy ci, którzy mi wmawiali, że to ja jestem beznadziejna. A tak naprawdę to nie jest moja wina,  to nigdy nie była moja wina. Po prostu zawsze wybierałam sobie złe towarzystwo, zawsze zależało mi na ludziach, którym nie zależało na mnie, a on przelał miarkę.
Pomimo tego, że okazał się bezdusznym idiotą, kochałam go. I nie mogę temu zaprzeczyć. Bo przecież mogłam go kochać. Zrobił tyle wspaniałych rzeczy, wystarczających, by się w nim zakochać. Zawsze wydawał się być taki szczery, pomocny, szkoda, że tylko się wydawał. Nie wyglądał na osobę, która z taką łatwością może przebić komuś serce.
Nie wierzyłam, że dałam się nabrać. Jak łatwowierny głupek.
Nie mogłam się ruszyć. Bałam się, że gdy wykonam nawet najmniejszy ruch, rozsypię się. Mimo wszystko nie chciałam się rozsypywać. Chyba wierzyłam, że to jeszcze nie jest pora na mnie.



Wyszedłem z jej pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. Łza spłynęła po moim policzku. Nie chciałem jej krzywdzić. Nie wiem, co mnie napadło, by pakować się w romans z Vanessą. To był moment. Moment, w którym ona weszła do pokoju Alex, zastała mnie tylko w ręczniku, zaraz po kąpieli. Widziałem jak na mnie patrzy, a przez ten jej wzrok,  zacząłem jej pożądać.
Oparłem się o ścianę, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, w to, że tak łatwo dałem się uwieść i że zdradziłem. Zdradziłem tę bezbronną osóbkę, którą tak bardzo kochałem. A kochałem ją najmocniej na świecie. Przez jeden, głupi impuls, zaprzepaściłem cały nasz związek, a nawet całą naszą znajomość. Po tym wszystkim, w czym brała udział w Wolverhampton, to właśnie mi zaufała. A ja ją zdradziłem i rzuciłem, nawet nie mając siły wytłumaczyć, co się stało.
Zacisnąłem pięści i powolnym krokiem ruszyłem do pokoju mojego i chłopaków. Otarłem łzy, które mimo moich starań spłynęły i wszedłem tam. Zayn siedział na łóżku i czytał książkę. Nie obchodziła mnie reszta, to on był moim celem.
-Zerwałem z nią, możesz iść ją pocieszać, droga wolna – wycedziłem przez zęby, próbując powstrzymać swoją chęć rzucenia się na niego. Poczułem na sobie wzrok czterech par oczu. Malik prychnął z irytacją, ale się nie odezwał. – No co, chyba tego chciałeś, co? Chciałeś, żeby ona w końcu się ode mnie uwolniła. Także proszę bardzo, jest wolna, samotna, dobrze wiesz, że przyjmie pomoc każdego, nawet twoją.
-Stary, o co ci chodzi? Czemu masz pretensje do mnie? To nie ja zniszczyłem twój związek, to tylko i wyłącznie twoja wina, więc zejdź ze mnie. – Zayn odłożył książkę i wstał, nie spuszczając ze mnie oczu.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. To wszystko twoja wina, gdyby nie ty, nikt by o tym nie wiedział, nadal bym z nią był. Ale ty oczywiście musiałeś znaleźć się tam, gdzie nie trzeba.
-O, przepraszam za to, że pojawiłem się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. I że cię przyłapałem. Ale nadal jestem zdania, że to nie ja spieprzyłem twój związek, tylko ty sam. A raczej z pomocą Vanessy.
-Ona by się o tym nie dowiedziała – wycedziłem, czując, jak gniew niebezpiecznie we mnie buzuje.
-Dowiedziałaby się. Takie rzeczy zawsze wychodzą, Liam. Uświadom to sobie. Przestań się oszukiwać. I przestań zwalać winę na cały świat, bo to ty pieprzyłeś się z Vanessą akurat wtedy, kiedy Alex cię najbardziej potrzebowała. – Wiedziałem że ma rację, ale z całych sił próbowałem sobie wmówić, że to jego wina. Że to wina wszystkich dookoła, tylko nie moja. A to właśnie była tylko i wyłącznie moja wina. Zayn, wchodząc do pokoju, tylko zrobił mi przysługę.
Rozsypałem się. Łzy znów zaczęły spływać po moich policzka. Chcąc je ukryć, usiadłem na swoim łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Słyszałem ich oddechy. Wiedziałem, że Niall, Harry i Louis nie mogli uwierzyć w to, co zrobiłem. Ja sam nie mogłem w to uwierzyć, przecież to takie nie w moim stylu. Usłyszałem, że ktoś wychodzi z pokoju. Naprawdę nie obchodziło mnie teraz kto to, gdzie idzie, chciałem umrzeć.



Ktoś zapukał do mojego pokoju, co wyrwało mnie z zamyślenia.
-Proszę – powiedziałam cicho, mając nadzieję, że gość mnie nie usłyszy i odejdzie. Jednak drzwi się uchyliły, a z korytarza powoli wsunęła się czarna czupryna a później reszta głowy Zayn’a. Uśmiechnął się ciepło.
-Mogę? – Kiwnęłam potwierdzająco głową, odchodząc od okna.
-Pewnie jesteś ciekawy, co się stało – stwierdziłam, siadając na łóżku.
-Wiem, co się stało – stwierdził szybko. – Wiem wszystko.
-Wszystko? To może mi wyjaśnisz, dlaczego on mnie zostawił. Co zrobiłam nie tak?
-Nie powiedział ci, dlaczego? – pokręciłam głową, uderzając pięścią w poduszkę. – Idiota. Ja ci nie powiem. Musisz to usłyszeć od niego, Alex. To nie jest moja sprawa.
-Skoro to nie jest twoja sprawa, to dlaczego tu jesteś?
-Myślałem, że będziesz w trochę gorszym stanie i potrzebujesz wsparcia. – Położył dłoń na mojej, jakby chciał udowodnić dopiero co wypowiedziane słowa.
-Gdzie on jest? – spytałam, pragnąc jedynie wydusić z Liam’a prawdę. Nawet najgorszą.
-U nas.
-Zostań tu – powiedziałam i szybkim krokiem skierowałam się do pokoju One Direction. Bałam się tego, co prawdopodobnie zaraz usłyszę. A najgorsze było to, że wydawało mi się, ze to wszystko moja wina, że to ja zrobiłam coś źle, czego on nie mógł znieść. Otworzyłam z impetem drzwi, zobaczyłam go siedzącego tyłem do mnie. Był sam. Gdy mnie usłyszał, nawet się nie ruszył. Weszłam do środka, trzaskając drzwiami. Również nie zareagował. – Powiedz mi chociaż dlaczego. – Na dźwięk mojego głosu podniósł głowę, ale nie wstał, nie odwrócił się. Wciąż siedział do mnie tyłem.
-Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? – jego głos był taki słaby, jak nigdy. Prze moment nawet zrobiło mi się go żal, bo widać było, że przeżywa to bardziej niż ja. A przynajmniej bardziej po nim widać.
-Gdybym nie była pewna, to bym tu nie przychodziła.
-Dobrze Alex. – Podniósł się i stanął twarzą do mnie. – Nie kocham cię, nie chcę z tobą być. Miałem z tobą zerwać już jakiś czas temu, ale widziałem jak źle było z tobą bo śmierci twoje babci. Ale teraz już wszystko jest dobrze, więc… Więc przyszła pora na to, żebyśmy skończyli tę farsę. – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-Kłamiesz – stwierdziłam, a on zaśmiał się ironicznie.
-Nie kłamię, Alex. Pogódź się z tym, że nasz związek nie ma sensu! – Podszedł kilka kroków w moją stronę.
-W twoich oczach widać wszystko. Gdyby to było przez to, że mnie nie kochasz, czułbyś ulgę a nie smutek! Widać po tobie ten smutek, Liam! ZNAM CIĘ, WIĘC PRZESTAŃ KŁAMAĆ I POWIEDZ MI DLACZEGO, DO CHOLERY, MNIE ZOSTAWIASZ! - Moja broda niebezpiecznie zadrżała, ale udało mi się powstrzymać łzy.
-Dobrze, jeśli chcesz wiedzieć, to ci powiem. – Odetchnął głęboko, próbując odwlec moment, w którym powie mi prawdę. – Zdradziłem cię. A raczej zdradzałem, Alex. Przez ostatni tydzień cię zdradzałem i nie mogę tego cofnąć. Nawet nie wiesz, jak bardzo boli to, że nie mogę tego cofnąć, bo to jest najgorsza rzecz jaką w życiu zrobiłem. Zdradziłem osobę, którą tak cholernie kocham! – Upadł na kolana, wyglądał tak bezbronnie. Zamknęłam oczy, by nie patrzeć na jego rozpacz, by skupić się na swojej własnej rozpaczy. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Odwróciłam się i otworzyłam drzwi.
-Ja też cię kocham, Liam. – Zatrzasnęłam drzwi i podeszłam do niego. Klęknęłam tak, że nasze ciała dzieliły milimetry. Czułam jego ciepło, jego ból. Podniósł wzrok, nie wiedząc, co robię. Otarłam łzę z jego policzka, czując, że po moim również spływa jedna, samotna kropelka. Pocałowałam go. Wpiłam się w jego usta z całą namiętnością, jaka we mnie drzemała. Całowaliśmy się z taką pasją. Nawet nie wiedziałam, jak długo to trwało. Chciałam, żeby po raz ostatni poczuł to, czego nigdy więcej nie dostanie. Oderwałam się od niego i rozpłakałam się na dobre.
-Alex – wyszeptał, ale szybko mu przerwałam.
-To było na pożegnanie. Straciłeś mnie, Liam. Na zawsze – wyszeptałam, wstałam i wyszłam.
 Pięć minut później po moim pokoju roznosił się przytłumiony, spazmatyczny szloch. Tłumiła go czarna koszulka Zayn’a, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej mokra. Czułam jak głaszcze mnie po głowie, próbując choć trochę mnie uspokoić. Przytulił mnie mocno, szepcząc mi do ucha, że wszystko będzie dobrze i w końcu ułożę sobie życie z kimś lepszym.

A teraz wiem, że tamta długa, bezsenna noc zmieniła wszystko. Bo wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło.


***

Jestem z siebie dumna. Dodałam drugi odcinek w ciągu 5 dni, chyba pierwszy raz w mojej wieloletniej karierze :)
Nie wiem czemu, ale takie smutne odcinki lepiej mi się pisze.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Czytajcie i komentujcie. Komentujcie, proszę, bo to naprawdę motywuje do działania :)

środa, 1 sierpnia 2012

10


Zawsze byłam niepoprawną marzycielką. Lubiłam wpatrywać się w sufit i układać w swojej nie do końca zdrowej głowie niestworzone historie, które i tak nigdy nie będą miały prawa bytu, jak to, że kiedyś będę w jakimś sławnym girls bandzie, takim jak The Saturdays (dla niezorientowanych: Google) i wpadnę z Jensen’em Ackles’em… co jest oczywiście zupełnie nieważne.
Leżałam, gapiłam się, myślałam i doszłam do wniosku, że pomimo tego, że jestem takim nieszczęsnym pechowcem, to nie zmieniłabym nic w moim życiu. No może szczególiki, które tak naprawdę nie są takimi szczególikami, bo rodzice i rodzina to generalnie ważne osoby w życiu każdego dziecka. Dla mnie oni są szczególikami bo nigdy nie miałam okazji dowiedzieć się jakie to uczucie, spędzać np. Boże Narodzenie z rodziną, przy kominku w fantastycznej, pozytywnej atmosferze. Właściwie nie wiem nawet jak to jest, gdy przytula cię ktoś, dzięki komu żyjesz.
Odkąd pamiętam byłyśmy tylko ja, Vicky i babcia. Powoli dochodziło do mnie to, że teraz jesteśmy tylko my z Vicky. I musimy sobie radzić same, bo nie ma nam kto pomóc, przytulić, pocałować w czoło  i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Czułam, że powoli wszystko wracało do normy. Obie w końcu się otrząsnęłyśmy. Naprawdę nie minęło wiele czasu, ale wsparcie tych wszystkich wspaniałych ludzi pomagało nam się uporać z rzeczywistością. Przecież nie można wiecznie w wyimaginowanym świecie. I choć wiedziałam, że chwilami będzie cholernie ciężko, bo przecież jestem tylko dzieckiem, to miałam świadomość, że oni nie dadzą mi upaść. A nawet jeśli stanie się coś, co jeszcze mnie popchnie, podniosą mnie.

`Przyjaciele są jak anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła opadają.`

 Liam poruszył się lekko, co wyrwało mnie z zamyślenia.
Mimo natłoku myśli czuję, że to będzie dobry dzień.
-Dzień dobry, Kochanie – dosłownie poczułam te słowa na swoim policzku. Przewróciłam głowę na bok, co sprawiło, że nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry.
-Dzień dobry – wyszeptałam z uśmiecham na ustach.
-Co słychać? – spytał próbując przedłużyć chwilę dzielącą nas od pocałunku, co doprowadzało mnie do szału.
-Od wczoraj nic się nie zmieniło.
-A jakie masz plany na dzisiaj? – zapytał jeszcze na co wstałam z łóżka.
-Jesteś okropny, cmoknij się. - Usłyszałam jego dźwięczny śmiech, a później weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
-Alex, przepraszam, żartowałem tylko, wpuść mnie! – nie odpowiedziałam, chcąc dać mu nauczkę. Umyłam twarz i zęby, zrobiłam wysokiego koka i delikatnie się pomalowałam.  – Alex, serio, wpuść mnie, bo naleję do kwiatka! – usłyszałam po niedługiej przerwie.
-To lej, proszę cię bardzo, ale miej na uwadze to, że ta biedna roślinka przez ciebie umrze.
Usłyszałam, że , oczywiście zapewne w samych bokserkach, Liam opuścił pokój. Wyszłam z toalety i podeszłam do szafy. Szybko wyciągnęłam z niej porwane na udach rurki i biały T-shirt z napisem ‘Make everyday happy’. Szybko je ubrałam, nałożyłam na rękę kilkanaście bransoletek, a na nogi czarne trampki. Byłam gotowa do wyjścia.
Wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Potem wolnym krokiem podeszłam pod pokój chłopaków, dokąd zapewne poszedł Liam. Zapukałam cicho, a gdy usłyszałam zdecydowane ‘Zajęte!’, nacisnęłam klamkę, po czym stanęłam w progu.
-Nie miałby ktoś ochoty iść ze mną na śniadanie? Bo mój chłopak chyba się na mnie obraził, za to, że nie pozwoliłam mu nasikać do kwiatka.
-Powiedzmy, że nie będziemy wnikać. To są wasze sprawy i nic nas to nie obchodzi. – Harry spojrzał na mnie z politowaniem, a Zayn i Niall wybuchli śmiechem. – Ja mogę z tobą iść.
-My też – odparł Niall po wcześniejszym wymienieniu spojrzeń z Zayn’em.
-A mogę wiedzieć gdzie się zaszył Liam?
-Chyba się kąpie. Jak przyszedł, wywalił mnie z łazienki i od tamtej pory nie wyszedł. – Harry zdobił smutną minkę. – Coś ty mu zrobiła, dziewczyno, że się na nas wyżywa?
-Powtarzam: nie pozwoliłam mu podlać kwiatka! On już i tak ledwo stoi, mocz by go zniszczył!
-Leczcie się. – Zayn podsumował nas krótko, delikatnie klepiąc mnie po plecach.
Kiedy podeszliśmy do windy, Niall miał już przyciskać guzik, ale drzwi nagle otworzyły się same. Z windy wysiadła różowowłosa piękność.
-Hej – powiedziała do nas swoim słodkim głosikiem. Dała mi buzi w policzek i uśmiechnęła się szeroko. – Chłopaki, znowu nie można się dodzwonić do waszego pokoju. Niech któryś pójdzie ze mną, nie chcę do was tak włazić.
-Nie, nie, nie, idź sama. Liam tam jest, my idziemy na śniadanie. Pa – chłopcy pomachali Vanessie i wsiedli do windy. Ja zaśmiałam się cicho, kiwnęłam dziewczynie i zrobiłam to co oni. Po chwili byliśmy na parterze i szliśmy w stronę restauracji, śmiejąc się z żartu, który opowiedział Niall.



Szliśmy sobie. Po prostu sobie szliśmy. Moja ręka co jakiś czas ocierała się o jej rękę, co sprawiało, że mógłbym tak iść przez długi czas. Może bez tych dwóch debili, których już mogę nazwać moimi przyjaciółmi. Nie wiedziałem, czemu ona tak na mnie działa, czemu na dźwięk jej głosu, nawet na dźwięk jej imienia, dostaję gęsiej skórki. To zaczynało się robić chore. A jeszcze jak patrzyłem na nią i na Liam’a… Miałem ochotę go odepchnąć, pomimo tego że to jego kocha, nie mnie. Jak widziałem, jak ją dotyka… Pięści same mi się zaciskały. Nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego. Robiło mi się żal siebie. I bałem się do tego przyznać, ale z każdym momentem, z każdą chwilą, którą spędziliśmy razem, zakochiwałem się w niej jeszcze bardziej. Z jednej strony cholernie bałem się tego uczucia, a z drugiej, tak strasznie go pożądałem. Pożądałem jej.
Ale ona jest dziewczyną mojego kumpla z zespołu. Więc muszę się ogarnąć.
Przystanąłem, pomacałem się po kieszeniach, uświadamiając sobie, że nie wziąłem telefonu. Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale tym razem musiałem zrobić coś, żeby zacząć myśleć racjonalnie. A pomóc mogło mi w tym tylko odłączenie się od nich. Od niej.
-Idźcie beze mnie, ok.? Muszę wrócić po telefon. Zaraz przyjdę. – Odwróciłem się i odszedłem szybkim krokiem, mrucząc sobie pod nosem, że wrócę zaraz po tym, jak przestanę o niej myśleć. Nie odwróciłem się, pomimo tego, że podejrzewałem, że dziwnie na mnie patrzą.
Wsiadłem do windy z której dopiero co wysiedliśmy i pojechałem na odpowiednie piętro. Podszedłem pod nasz pokój i otworzyłem drzwi z impetem. Przez to, co zobaczyłem, zdecydowanie odechciało mi się jeść. I przestałem myśleć o Alexis… Poniekąd.
-Co tu się, kurwa, dzieje? – spytałem, a właściwie krzyknąłem w stronę Liama i Vanessy, którzy na pewno nie przytulali się po przyjacielsku. Obrazek na prawdę nie należał do najciekawszych. Liam pchający język do gardła dziewczyny, lub odwrotnie.
-Zayn, co ty tu robisz? – spytał speszony chłopak.
-Mieszkam! Lepsze pytanie, co Wy tu robicie?! – zamknąłem drzwi i zacząłem oddychać głęboko, co powstrzymywało mnie przed rzuceniem się na niego i obiciem tej pięknej buźki.
Vanessa usiadła na łóżku Harry’ego i ukryła twarz w dłoniach. Od razu zauważyłem, że nie będzie o tym z dumą opowiadać wnukom. Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-Jak mogłeś jej to zrobić? – zapytałem z wyrzutem.
-No co, teraz przynajmniej będziesz miał ją na wyłączność – rzucił, a ja spojrzałem na niego z pytającą miną. – Dobrze wiem, że się w niej zabujałeś. Myślisz, że tego nie widać?
-Wiesz co, ja nie mam zamiaru ci tu kłamać, ale to, że ona podoba się mi, nie znaczy, że ja podobam się jej. A nawet mogę powiedzieć inaczej… ONA JEST WPATRZONA W CIEBIE JAK W PIEPRZONE LUSTERKO! NIE SPOJRZY NA NIKOGO INNEGO, BO CIĘ KOCHA IDIOTO. A TY JĄ ZDRADZASZ. A ty, Vanessa, jesteś zwykłą dziwką. Wiesz, że Alex uważa cię za przyjaciółkę? Chyba czas, żeby przestała. – Wyszedłem i naprawdę chciałem pójść do restauracji i jej wszystko powiedzieć, ale potem… Potem wyobraziłem ją sobie, kiedy się o tym dowiaduje. Nie uważam, że nie ma się dowiedzieć, ale ja chyba nie jestem odpowiednią osobą do uświadomienia jej tego.
-Zayn, czekaj! Proszę, zatrzymaj się. – Odwróciłem się na pięcie, słysząc zrozpaczony głos Vanessy. – Proszę, nie mów jej tego. To ją zniszczy. To zniszczy ich. – Jej głos się załamał.
-Wiesz co ich zniszczyło? Ty. A raczej wy. A jeśli wy jej nie powiecie, co się stało, ja to zrobię. – Odwróciłem się do niej plecami i już chciałem odejść, ale jeszcze jedna rzecz mnie interesowała.. – Jak długo to trwa? – Nie odwróciłem się, nie mogłem na nią patrzeć.
-Tydzień – usłyszałem za plecami jego głos. Pełen bólu i cierpienia.
-Czyli przez tydzień pieprzyłeś się z nią, a potem wracałeś do Alex i tam też korzystałeś? Nie powiem, masz mój szacunek – prychnąłem i odszedłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Brakowało mi słów, miałem ochotę coś rozwalić, a z drugiej strony byłem cholernie szczęśliwy. Bo to znaczyło, że nie będę musiał więcej na nich patrzeć. Choć pewnie cholernie bolałby mnie widok jej cierpiącej… I tak źle, i tak niedobrze.
Uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę, co było chyba jednym z największych błędów w moim życiu, bo te ściany były wytrzymalsze niż wyglądały. Ściana nie ucierpiała, za to moja ręka… W kilka chwil posiniała i zrobiła się wielkości rękawicy bokserskiej.
Jęknąłem, ale postanowiłem być silny i udawać, że nic się nie stało. Zszedłem na dół i wróciłem do reszty. Chciałem sprawdzić swoje umiejętności aktorskie.
-Co tak długo? Już się prawie najadłem za ciebie. – Niall uśmiechnął się do mnie szeroko, na co ja cicho się zaśmiałem.
-Miałem małe… problemy techniczne – stwierdziłem, próbując poruszyć palcami prawej dłoni.
-Problemy techniczne?
-Winda nie chciała przyjechać, postanowiłem pójść schodami i było ślisko i… - wyciągnąłem rękę spod stołu, a oczy chłopaków i Alex zrobiły się jak dwa funty. Dziewczyna aż wstała i podeszła bliżej.
-Wiesz co, Zayn, to nie wygląda zbyt dobrze, powinieneś pojechać do szpitala.
-Daj spokój, to nic takiego.
-Nie denerwuj mnie nawet. Idziemy. – Chwyciła mnie pod ramię i prowadziła, jak małego chłopca. Nie opierałem się. Nie jej. Nie teraz. Chciałem tylko, żeby Liam nas zobaczył i uświadomił sobie, że nigdzie nie spotka takiej dziewczyny… Pięknej, opiekuńczej… Zaczynam gadać jak baba.
Wsiedliśmy do taksówki, która zawiozła nas prosto do szpitala. Lekarze zrobili mi prześwietlenie i wyszedłem z ręką w gipsie. Cześć, jestem Zayn Malik i jestem fujarą.



Wróciłam z próby totalnie wykończona. Wykończona emocjami, wykończona wałkowaniem w kółko jednej piosenki, którą już znałam tak dobrze, że mogłabym zaśpiewać ją przez sen. Wszystko, o czym marzyłam to łóżko i ON. Jego ciepłe ramie, przytulające mnie do siebie. Weszłam do pokoju. Liam siedział na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach. Gdy zauważył moją obecność, podniósł głowę. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zauważyłam mnóstwo bólu
-Co się stało? – zapytałam przerażona.
-Alex, przepraszam, ale… To koniec. Z nami. Koniec.
-Co ty pieprzysz? Jak to koniec?
-Przepraszam – minął mnie i wyszedł. A ja stałam, wpatrując się w miejsce, na którym przed chwilą siedział i wdychałam zapach jego perfum. Tych pięknych perfum. 



***

Oh yeah, I'm back. Trochę mi to zajęło, ale w końcu jest. Pierwsza dziesiątka za nami. 
Dziś się nie rozpisuję, bo jest na prawdę późno. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o tym blogu i to przeczyta. Zapraszam i zachęcam.
;**