poniedziałek, 27 sierpnia 2012

12


Uśmiechnęłam się do dziewczyny w lustrze. Wyglądała inaczej. Jakoś tak… sztucznie. Po godzinie nakładania tapety, w końcu udało mi się zakryć wory pod oczami. Oczywiście nie miałabym worów pod oczami, GDYBYM SPAŁA! Już czwartą noc z rzędu przeleżałam z szeroko otwartymi oczami, wgapiając się w sufit. Czasami zdarzało mi się również wgapiać w gwiazdy, leżąc na balkonowym leżaku i paląc jednego papierosa za drugim. Nie pomagało mi to zasnąć, ale na pewno poprawiało mi samopoczucie.
Dni były dobre. Obracałam się między ludźmi, większość czasu między tymi, którzy mieli w dupie to co się stało i właśnie to pomagało mi zapomnieć, chociaż na te kilka godzin. Potem przychodziła noc. Kolejna i kolejna. Powracał rozrywający mnie od środka ból, którego nie dało się pozbyć. Papierosy lekko go łagodziły, ale gdy, kolejny raz śmierdząca tytoniem kładłam się do łóżka, wszystko wracało. Dosłownie wszystko. W ciągu tych czterech nocy dokładnie przeanalizowałam każdą chwilę spędzoną z tym dupkiem, którego imienia już nawet nie wymawiam i wypatrywałam momentu, w którym zrobiłam coś źle. Ale wychodzi na to, że to nie ze mną jest coś nie tak, tylko z nim.
Znasz to uczucie, jakby tysiące szklanych kawałków przebijało na wylot każdy organ, który ludzie potrzebują do przeżycia? To uczucie, w którym gula w gardle jest już tak wielka, że nie możesz wydusić z siebie ani jednego słowa, że ledwo oddychasz? To uczucie, w którym zrobiłoby się wszystko, by tylko nie czymś nie myśleć, a jak zawsze pomocny mózg robi na złość i nie daje myśleć i niczym innym?
Całe moje życie nagle zaczęło się wydawać koszmarem, który śni mi się co noc, tak samo, bez żadnych zmian. Załatwiłam sobie nawet tabletki nasenne. Tylko one mogły mi pomóc uwolnić się od tego, co bez przerwy miałam przed oczami: nas. Może przyśniłaby mi się tęcza, jednorożec, garnek złota… Byłabym szczęśliwsza. Zdecydowanie szczęśliwsza. To strach nie pozwalał mi ich wziąć. Bałam się, to głupie, wiem, że się nie obudzę. Ale w końcu bym się obudziła. A nawet jeśli nie… mała strata. Może znalazłabym się w lepszym miejscu, bez takich idiotów.
Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze przykleiłam na twarz uśmiech, a później pewnym krokiem wyszłam na korytarz i poszłam do pokoju Vicky. Zapukałam, a gdy męski głos zaprosił mnie do środka, przewróciłam oczami, ale zdecydowałam się wejść.
-Cześć- usłyszałam przywitanie, które wypłynęło z uśmiechniętych ust Louis’a. – Victoria się myje – uświadomił mnie szybko, a jego przyjacielskie nastawienie zaczęło wykręcać mi żołądek, na co jednak nie zareagowałam.
-Dobra, nieważne – powiedziałam i szybko opuściłam pomieszczenie. W drodze do windy spotkałam Zayn’a i Niall’a. Nie miałam ochoty na ich towarzystwo, ale głupio by się zrobiło, gdybym, wchodząc z nimi do restauracji, usiadła do innego stolika. Modliłam się tylko, żeby nie ON się nie przywlókł.
-Co słychać? –spytał Zayn nieco nadopiekuńczym tonem. Był słodki, pomógł mi, ale powoli zaczynał mnie denerwować.
-W porządku – odparłam cicho i niezdecydowanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on wie, że kłamię, ale ciągle miałam nadzieję, że nie będzie drążył tematu. A przynajmniej nie przy Niall’u.
-Jasne – prychnął cicho, kręcąc głową z dezaprobatą.
I nagle odechciało mi się wszystkiego. Nie to, żebym jeszcze chwilę wcześniej pałała radością, chęcią i w ogóle, ale tamta chwila… miałam ochotę usiąść na podłodze i się rozpłakać. Ale nie przez TO. Poczułam, że zawodzę kolejną ważną dla mnie osobę, że nawet przyjaciołom nie mogę powiedzieć co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie.
Drzwi windy się otworzyły, a ja, zamiast do restauracji, popędziłam w stronę wyjścia. Byłam jak tykająca bomba, w każdej chwili mogłam wybuchnąć, i niestety czułam, że długo już nie wytrzymam. Dobrze wiedziałam, że chłopcy patrzą na mnie, jak na idiotkę, ale nie mogłam im pokazać w jak złym stanie tak naprawdę jestem.
Wyszłam na zewnątrz. Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, powodując moje lekkie zachwianie. Nie zastanawiałam się, gdzie chcę iść. Skręciłam w prawo, zdając sobie sprawę, że tamtędy poszliśmy na nasz ostatni spacer. Już wtedy mnie zdradzał, a ja nie miałam pojęcia.
Wyobraziłam sobie szczęśliwą parę, podążającą tym chodnikiem, trzymającą się za ręce, całującą się w trakcie marszu. Wyglądali na szczęśliwych. Szkoda, że on okazał się chujem, a ona ukrytą w skorupie zimną rybą, która bała się pokazać prawdziwą siebie. Para idealna. Rzygać mi się chcę, jak przypominam sobie, że myślałam, że jest pomiędzy nami zajebiście, a tak naprawdę było tak źle, że Pan Doskonały zdradził.
Nie wiedziałam, gdzie mam iść. Każde miejsce o którym pomyślałam, wbijało w moje serce jedną szpilkę. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze biedne, malutkie serduszko wytrzyma, bałam się, że krócej, niż mi się wydaje.
Poczułam, że moje powieki nie dają rady dłużej powstrzymywać łez. Rozkleiłam się na środku chodnika.
-Nie jest tak dobrze, jak ci się wydaje, co? – usłyszałam głos, który poniekąd koił mój ból, a jeszcze przed chwilą mnie denerwował. Zaczęłam się zastanawiać, jak długo za mną stoi.
-A może nie jest tak źle, jak wam się wydaje – powiedziałam najbardziej opanowanym głosem, jaki tylko mogłam z siebie wydusić.
-A może to sobie tylko wmawiasz? – znów go usłyszałam, tylko jakby bliżej. W następnej chwili Zayn chwycił mnie za ramiona, odwrócił do siebie i przytulił tak mocno, że moja dusza poczuła bijące od niego ciepło. Rozpłakałam się, jak małe dziecko. Znowu w jego ramionach. Widocznie taką ma rolę: zbierać mnie, kiedy zaczynał się rozpadać nawet na zewnątrz.
-Przepraszam – wyszeptałam, opierając czoło w okolicach jego obojczyka. Cicho się zaśmiał.
-Za co ty mnie znowu przepraszasz, Alex?
-Za to, że znowu musisz zbierać mnie do kupy.
-Ależ to zaszczyt. – zapewne się uśmiechnął, a potem pocałował mnie w czubek głowy. – Chodź na śniadanie.
-Nie chcę tam iść. On tam będzie. Nie chcę go widzieć – powiedziałam już bardziej stanowczym głosem, wycierając nadgarstkiem łzy.  – Stałam godzinę przed lustrem, żeby 15 minut później cały mój wysiłek dosłownie spłynął.
-Nie martw się, wyglądasz dobrze. Ale… - przetarł kciukami moje dolne powieki, prawdopodobnie pozbywając się rozmytego tuszu. – Możemy iść.
-Dokąd? – tylko to zdążyłam powiedzieć, zanim Zayn mnie za sobą pociągnął.
-Na śniadanie.
Szliśmy za rękę. Ja i chłopak, którego jeszcze kilka tygodni temu miałam ochotę zabić za bycie zakochanym w sobie idiotą, szliśmy za rękę. Było mi dobrze. Lepiej. Poprawiło mi się. Zobaczyłam światełko w tunelu, może istniała jeszcze szansa, że wyjdę z tej opresji cało, prawie bez zadrapania. Nagle Zayn w moich oczach zaczął się wydawać taki… idealny. Wiecie, taki superbohater wyciągający główną bohaterkę z gówna.. oczywiście nie dosłownie. Malik zdecydowanie jest moim superbohaterem.


-Gdzie Malik? – zapytałem, podchodząc do stołu, przy którym siedzieli wszyscy moi znajomi oprócz tego, o którego mi chodziło i Jej.
-Próbuje od nowa posklejać twoją byłą dziewczynę – odparł beznamiętnie Niall, który zdecydowanie nadal miał do mnie żal o to, co zrobiłem.
Wszyscy mieli do mnie żal, ale i tak nic nie przebije tego, co ja czułem. Byłem jak zagubiony pięciolatek, któremu rodzice zginęli z zasięgu wzroku w cyrku pełnym nieznajomych ludzi  i przerażających klaunów, które chciały, by poczuł się, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze gorzej.
-Co chcesz od Zayn’a? – zapytał Harry, który, chyba jako jedyny, nie żywił do mnie urazy, a jeśli już, dobrze to ukrywał. Tylko on ze mną rozmawiał.
-Muszę z nim porozmawiać.
-Ostatnio jak z nim rozmawiałeś, prawie go pobiłeś. Może lepiej daj sobie spokój. -  Styles wstał, klepnął mnie pocieszająco w ramię i odszedł. Lou, Niall i Vicky nawet na mnie nie patrzyli. Zapowiada się kolejny milutki dzień. Miałem ochotę przeteleportować się do pokoju, co niestety było niemożliwe, więc na własnych nogach opuściłem restaurację. Przeszedłem kilka kroków, ale przystanąłem, bo na mojej drodze pojawiła się przeszkoda.
-Jak się czujesz? – zapytała nieśmiało Vanessa, która nie wyglądał najlepiej. Podkrążone oczy, nieumyte włosy.. Nawet zrobiło mi się jej żal. Poniekąd..
-Jak ostatnie ścierwo. – Nie chciałem wchodzić z nią w głębszą konwersację. Odbyliśmy kilka takich i wszyscy wiedzą, jak to się skończyło.
Kilka minut później wszedłem do pokoju, który dzieliłem z chłopakami. Harry rozmawiał przez telefon, chodząc nerwowo z jednego końca pokoju na drugi. Nie zwracając na niego uwagi położyłem się na łóżku, przykrywając twarz poduszką.
Po chwili rozmowa ustała. Zrobiło się tak cicho, jakbym był sam, a jednak czułem na sobie jego świdrujący wzrok, przeszywający mnie na wskroś.
-Nienawidzą mnie – powiedziałem prawdopodobnie sam do ciebie.
-Kto?- Usłyszałem jego przytłumioną odpowiedź.
-Vicky i chłopaki.
-Vicky na pewno, ale chłopaki… Raczej nie. Oni po prostu dalej nie mogą uwierzyć w to, że idealny Liam Payne jednak nie jest taki idealny.
-Nigdy nie byłem idealny. – Zaśmiał się na moje słowa.
-Od samego początku, odkąd cię poznaliśmy, stałeś się Panem Idealnym, bez żadnych wad, potknięć… Zaczynałeś mnie już denerwować. Ale popatrz, jeden wybryk i od razu bardziej cię lubię.
-Jesteś dziwny – usiadłem i spojrzałem na niego z podniesioną brwią.
-Czemu?
-Bo powinieneś mnie olewać, tak jak oni, a właśnie powiedziałeś mi, że lubisz mnie bardziej dzięki temu, że zdradziłem swoją dziewczynę.
-To nie tak, że podoba mi się, że ją zdradziłeś. Po prostu wolę ludzi, którzy mają wady i czasem zdarza im się zrobić coś głupiego.
-To była zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem – przetarłem twarz dłońmi, by się ocucić.
-Ale chyba pora się pozbierać, co? Minęło kilka dni, czas znowu zacząć żyć. Nie zmienisz przeszłości, możesz tylko oczekiwać, że w przyszłości nie popełnisz tych samych błędów.
-Wiesz co mnie najbardziej boli? – spojrzał na mnie pytająco. – To, że Zayn nigdy by jej tego nie zrobił.
-Przestań się już tym zadręczać, dobra? Mamy wolny dzień, chodźmy się zabawić, może chociaż na chwilę uda ci się zapomnieć.
-Jesteś dobrym przyjacielem, wiesz? – Harry wyszczerzył się, ukazując rząd prostych, białych zębów i dwa dołeczki w policzkach.
-Wiem. A teraz podnoś zadek, wychodzimy.


***
Well, hello.
Odcinek jest, choć dupy nie urywa. Nic więcej na jego temat nie powiem.
A Ed? Ed jest, pomimo tego, że nie jestem pewna, czy pasuje. Kocham Ed'a i musiałam go w końcu wykorzystać.
A teraz, w nagrodę, obejrzę kolejny odcinek Nie z tego świata.
xx

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

11


Wbił mi nóż prosto w serce. Bez zastanowienia, bez słowa wyjaśnień, prosto w serce. Czułam się jakbym się rozpadała na milion kawałeczków, jakbym przestawała istnieć. Akurat w momencie, w którym wszystko zaczynało wracać do normy, w którym w końcu zaczynałam oddychać pełną piersią, on musiał to zrobić. Po tych wszystkich nocach, w czasie których nie mieliśmy przed sobą tajemnic, po tych wszystkich słowach, jak się okazuje pustych i nic nie znaczących słowach, on mnie zostawia. Jak zwykłego śmiecia, jak wyżutą gumę. Przecież to nie ma sensu, przecież obiecał, że będzie, że nie odejdzie, że nic nie zdoła nas rozdzielić, że kocha. Właśnie zdałam sobie sprawę, jak bardzo się myliłam. Nigdy nie powinnam była mu ufać, przecież on jest taki, jak wszyscy: beznadziejny, zakłamany, jak wszyscy ci, którzy mi wmawiali, że to ja jestem beznadziejna. A tak naprawdę to nie jest moja wina,  to nigdy nie była moja wina. Po prostu zawsze wybierałam sobie złe towarzystwo, zawsze zależało mi na ludziach, którym nie zależało na mnie, a on przelał miarkę.
Pomimo tego, że okazał się bezdusznym idiotą, kochałam go. I nie mogę temu zaprzeczyć. Bo przecież mogłam go kochać. Zrobił tyle wspaniałych rzeczy, wystarczających, by się w nim zakochać. Zawsze wydawał się być taki szczery, pomocny, szkoda, że tylko się wydawał. Nie wyglądał na osobę, która z taką łatwością może przebić komuś serce.
Nie wierzyłam, że dałam się nabrać. Jak łatwowierny głupek.
Nie mogłam się ruszyć. Bałam się, że gdy wykonam nawet najmniejszy ruch, rozsypię się. Mimo wszystko nie chciałam się rozsypywać. Chyba wierzyłam, że to jeszcze nie jest pora na mnie.



Wyszedłem z jej pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. Łza spłynęła po moim policzku. Nie chciałem jej krzywdzić. Nie wiem, co mnie napadło, by pakować się w romans z Vanessą. To był moment. Moment, w którym ona weszła do pokoju Alex, zastała mnie tylko w ręczniku, zaraz po kąpieli. Widziałem jak na mnie patrzy, a przez ten jej wzrok,  zacząłem jej pożądać.
Oparłem się o ścianę, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, w to, że tak łatwo dałem się uwieść i że zdradziłem. Zdradziłem tę bezbronną osóbkę, którą tak bardzo kochałem. A kochałem ją najmocniej na świecie. Przez jeden, głupi impuls, zaprzepaściłem cały nasz związek, a nawet całą naszą znajomość. Po tym wszystkim, w czym brała udział w Wolverhampton, to właśnie mi zaufała. A ja ją zdradziłem i rzuciłem, nawet nie mając siły wytłumaczyć, co się stało.
Zacisnąłem pięści i powolnym krokiem ruszyłem do pokoju mojego i chłopaków. Otarłem łzy, które mimo moich starań spłynęły i wszedłem tam. Zayn siedział na łóżku i czytał książkę. Nie obchodziła mnie reszta, to on był moim celem.
-Zerwałem z nią, możesz iść ją pocieszać, droga wolna – wycedziłem przez zęby, próbując powstrzymać swoją chęć rzucenia się na niego. Poczułem na sobie wzrok czterech par oczu. Malik prychnął z irytacją, ale się nie odezwał. – No co, chyba tego chciałeś, co? Chciałeś, żeby ona w końcu się ode mnie uwolniła. Także proszę bardzo, jest wolna, samotna, dobrze wiesz, że przyjmie pomoc każdego, nawet twoją.
-Stary, o co ci chodzi? Czemu masz pretensje do mnie? To nie ja zniszczyłem twój związek, to tylko i wyłącznie twoja wina, więc zejdź ze mnie. – Zayn odłożył książkę i wstał, nie spuszczając ze mnie oczu.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. To wszystko twoja wina, gdyby nie ty, nikt by o tym nie wiedział, nadal bym z nią był. Ale ty oczywiście musiałeś znaleźć się tam, gdzie nie trzeba.
-O, przepraszam za to, że pojawiłem się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. I że cię przyłapałem. Ale nadal jestem zdania, że to nie ja spieprzyłem twój związek, tylko ty sam. A raczej z pomocą Vanessy.
-Ona by się o tym nie dowiedziała – wycedziłem, czując, jak gniew niebezpiecznie we mnie buzuje.
-Dowiedziałaby się. Takie rzeczy zawsze wychodzą, Liam. Uświadom to sobie. Przestań się oszukiwać. I przestań zwalać winę na cały świat, bo to ty pieprzyłeś się z Vanessą akurat wtedy, kiedy Alex cię najbardziej potrzebowała. – Wiedziałem że ma rację, ale z całych sił próbowałem sobie wmówić, że to jego wina. Że to wina wszystkich dookoła, tylko nie moja. A to właśnie była tylko i wyłącznie moja wina. Zayn, wchodząc do pokoju, tylko zrobił mi przysługę.
Rozsypałem się. Łzy znów zaczęły spływać po moich policzka. Chcąc je ukryć, usiadłem na swoim łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Słyszałem ich oddechy. Wiedziałem, że Niall, Harry i Louis nie mogli uwierzyć w to, co zrobiłem. Ja sam nie mogłem w to uwierzyć, przecież to takie nie w moim stylu. Usłyszałem, że ktoś wychodzi z pokoju. Naprawdę nie obchodziło mnie teraz kto to, gdzie idzie, chciałem umrzeć.



Ktoś zapukał do mojego pokoju, co wyrwało mnie z zamyślenia.
-Proszę – powiedziałam cicho, mając nadzieję, że gość mnie nie usłyszy i odejdzie. Jednak drzwi się uchyliły, a z korytarza powoli wsunęła się czarna czupryna a później reszta głowy Zayn’a. Uśmiechnął się ciepło.
-Mogę? – Kiwnęłam potwierdzająco głową, odchodząc od okna.
-Pewnie jesteś ciekawy, co się stało – stwierdziłam, siadając na łóżku.
-Wiem, co się stało – stwierdził szybko. – Wiem wszystko.
-Wszystko? To może mi wyjaśnisz, dlaczego on mnie zostawił. Co zrobiłam nie tak?
-Nie powiedział ci, dlaczego? – pokręciłam głową, uderzając pięścią w poduszkę. – Idiota. Ja ci nie powiem. Musisz to usłyszeć od niego, Alex. To nie jest moja sprawa.
-Skoro to nie jest twoja sprawa, to dlaczego tu jesteś?
-Myślałem, że będziesz w trochę gorszym stanie i potrzebujesz wsparcia. – Położył dłoń na mojej, jakby chciał udowodnić dopiero co wypowiedziane słowa.
-Gdzie on jest? – spytałam, pragnąc jedynie wydusić z Liam’a prawdę. Nawet najgorszą.
-U nas.
-Zostań tu – powiedziałam i szybkim krokiem skierowałam się do pokoju One Direction. Bałam się tego, co prawdopodobnie zaraz usłyszę. A najgorsze było to, że wydawało mi się, ze to wszystko moja wina, że to ja zrobiłam coś źle, czego on nie mógł znieść. Otworzyłam z impetem drzwi, zobaczyłam go siedzącego tyłem do mnie. Był sam. Gdy mnie usłyszał, nawet się nie ruszył. Weszłam do środka, trzaskając drzwiami. Również nie zareagował. – Powiedz mi chociaż dlaczego. – Na dźwięk mojego głosu podniósł głowę, ale nie wstał, nie odwrócił się. Wciąż siedział do mnie tyłem.
-Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? – jego głos był taki słaby, jak nigdy. Prze moment nawet zrobiło mi się go żal, bo widać było, że przeżywa to bardziej niż ja. A przynajmniej bardziej po nim widać.
-Gdybym nie była pewna, to bym tu nie przychodziła.
-Dobrze Alex. – Podniósł się i stanął twarzą do mnie. – Nie kocham cię, nie chcę z tobą być. Miałem z tobą zerwać już jakiś czas temu, ale widziałem jak źle było z tobą bo śmierci twoje babci. Ale teraz już wszystko jest dobrze, więc… Więc przyszła pora na to, żebyśmy skończyli tę farsę. – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-Kłamiesz – stwierdziłam, a on zaśmiał się ironicznie.
-Nie kłamię, Alex. Pogódź się z tym, że nasz związek nie ma sensu! – Podszedł kilka kroków w moją stronę.
-W twoich oczach widać wszystko. Gdyby to było przez to, że mnie nie kochasz, czułbyś ulgę a nie smutek! Widać po tobie ten smutek, Liam! ZNAM CIĘ, WIĘC PRZESTAŃ KŁAMAĆ I POWIEDZ MI DLACZEGO, DO CHOLERY, MNIE ZOSTAWIASZ! - Moja broda niebezpiecznie zadrżała, ale udało mi się powstrzymać łzy.
-Dobrze, jeśli chcesz wiedzieć, to ci powiem. – Odetchnął głęboko, próbując odwlec moment, w którym powie mi prawdę. – Zdradziłem cię. A raczej zdradzałem, Alex. Przez ostatni tydzień cię zdradzałem i nie mogę tego cofnąć. Nawet nie wiesz, jak bardzo boli to, że nie mogę tego cofnąć, bo to jest najgorsza rzecz jaką w życiu zrobiłem. Zdradziłem osobę, którą tak cholernie kocham! – Upadł na kolana, wyglądał tak bezbronnie. Zamknęłam oczy, by nie patrzeć na jego rozpacz, by skupić się na swojej własnej rozpaczy. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Odwróciłam się i otworzyłam drzwi.
-Ja też cię kocham, Liam. – Zatrzasnęłam drzwi i podeszłam do niego. Klęknęłam tak, że nasze ciała dzieliły milimetry. Czułam jego ciepło, jego ból. Podniósł wzrok, nie wiedząc, co robię. Otarłam łzę z jego policzka, czując, że po moim również spływa jedna, samotna kropelka. Pocałowałam go. Wpiłam się w jego usta z całą namiętnością, jaka we mnie drzemała. Całowaliśmy się z taką pasją. Nawet nie wiedziałam, jak długo to trwało. Chciałam, żeby po raz ostatni poczuł to, czego nigdy więcej nie dostanie. Oderwałam się od niego i rozpłakałam się na dobre.
-Alex – wyszeptał, ale szybko mu przerwałam.
-To było na pożegnanie. Straciłeś mnie, Liam. Na zawsze – wyszeptałam, wstałam i wyszłam.
 Pięć minut później po moim pokoju roznosił się przytłumiony, spazmatyczny szloch. Tłumiła go czarna koszulka Zayn’a, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej mokra. Czułam jak głaszcze mnie po głowie, próbując choć trochę mnie uspokoić. Przytulił mnie mocno, szepcząc mi do ucha, że wszystko będzie dobrze i w końcu ułożę sobie życie z kimś lepszym.

A teraz wiem, że tamta długa, bezsenna noc zmieniła wszystko. Bo wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło.


***

Jestem z siebie dumna. Dodałam drugi odcinek w ciągu 5 dni, chyba pierwszy raz w mojej wieloletniej karierze :)
Nie wiem czemu, ale takie smutne odcinki lepiej mi się pisze.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Czytajcie i komentujcie. Komentujcie, proszę, bo to naprawdę motywuje do działania :)

środa, 1 sierpnia 2012

10


Zawsze byłam niepoprawną marzycielką. Lubiłam wpatrywać się w sufit i układać w swojej nie do końca zdrowej głowie niestworzone historie, które i tak nigdy nie będą miały prawa bytu, jak to, że kiedyś będę w jakimś sławnym girls bandzie, takim jak The Saturdays (dla niezorientowanych: Google) i wpadnę z Jensen’em Ackles’em… co jest oczywiście zupełnie nieważne.
Leżałam, gapiłam się, myślałam i doszłam do wniosku, że pomimo tego, że jestem takim nieszczęsnym pechowcem, to nie zmieniłabym nic w moim życiu. No może szczególiki, które tak naprawdę nie są takimi szczególikami, bo rodzice i rodzina to generalnie ważne osoby w życiu każdego dziecka. Dla mnie oni są szczególikami bo nigdy nie miałam okazji dowiedzieć się jakie to uczucie, spędzać np. Boże Narodzenie z rodziną, przy kominku w fantastycznej, pozytywnej atmosferze. Właściwie nie wiem nawet jak to jest, gdy przytula cię ktoś, dzięki komu żyjesz.
Odkąd pamiętam byłyśmy tylko ja, Vicky i babcia. Powoli dochodziło do mnie to, że teraz jesteśmy tylko my z Vicky. I musimy sobie radzić same, bo nie ma nam kto pomóc, przytulić, pocałować w czoło  i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Czułam, że powoli wszystko wracało do normy. Obie w końcu się otrząsnęłyśmy. Naprawdę nie minęło wiele czasu, ale wsparcie tych wszystkich wspaniałych ludzi pomagało nam się uporać z rzeczywistością. Przecież nie można wiecznie w wyimaginowanym świecie. I choć wiedziałam, że chwilami będzie cholernie ciężko, bo przecież jestem tylko dzieckiem, to miałam świadomość, że oni nie dadzą mi upaść. A nawet jeśli stanie się coś, co jeszcze mnie popchnie, podniosą mnie.

`Przyjaciele są jak anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła opadają.`

 Liam poruszył się lekko, co wyrwało mnie z zamyślenia.
Mimo natłoku myśli czuję, że to będzie dobry dzień.
-Dzień dobry, Kochanie – dosłownie poczułam te słowa na swoim policzku. Przewróciłam głowę na bok, co sprawiło, że nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry.
-Dzień dobry – wyszeptałam z uśmiecham na ustach.
-Co słychać? – spytał próbując przedłużyć chwilę dzielącą nas od pocałunku, co doprowadzało mnie do szału.
-Od wczoraj nic się nie zmieniło.
-A jakie masz plany na dzisiaj? – zapytał jeszcze na co wstałam z łóżka.
-Jesteś okropny, cmoknij się. - Usłyszałam jego dźwięczny śmiech, a później weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
-Alex, przepraszam, żartowałem tylko, wpuść mnie! – nie odpowiedziałam, chcąc dać mu nauczkę. Umyłam twarz i zęby, zrobiłam wysokiego koka i delikatnie się pomalowałam.  – Alex, serio, wpuść mnie, bo naleję do kwiatka! – usłyszałam po niedługiej przerwie.
-To lej, proszę cię bardzo, ale miej na uwadze to, że ta biedna roślinka przez ciebie umrze.
Usłyszałam, że , oczywiście zapewne w samych bokserkach, Liam opuścił pokój. Wyszłam z toalety i podeszłam do szafy. Szybko wyciągnęłam z niej porwane na udach rurki i biały T-shirt z napisem ‘Make everyday happy’. Szybko je ubrałam, nałożyłam na rękę kilkanaście bransoletek, a na nogi czarne trampki. Byłam gotowa do wyjścia.
Wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Potem wolnym krokiem podeszłam pod pokój chłopaków, dokąd zapewne poszedł Liam. Zapukałam cicho, a gdy usłyszałam zdecydowane ‘Zajęte!’, nacisnęłam klamkę, po czym stanęłam w progu.
-Nie miałby ktoś ochoty iść ze mną na śniadanie? Bo mój chłopak chyba się na mnie obraził, za to, że nie pozwoliłam mu nasikać do kwiatka.
-Powiedzmy, że nie będziemy wnikać. To są wasze sprawy i nic nas to nie obchodzi. – Harry spojrzał na mnie z politowaniem, a Zayn i Niall wybuchli śmiechem. – Ja mogę z tobą iść.
-My też – odparł Niall po wcześniejszym wymienieniu spojrzeń z Zayn’em.
-A mogę wiedzieć gdzie się zaszył Liam?
-Chyba się kąpie. Jak przyszedł, wywalił mnie z łazienki i od tamtej pory nie wyszedł. – Harry zdobił smutną minkę. – Coś ty mu zrobiła, dziewczyno, że się na nas wyżywa?
-Powtarzam: nie pozwoliłam mu podlać kwiatka! On już i tak ledwo stoi, mocz by go zniszczył!
-Leczcie się. – Zayn podsumował nas krótko, delikatnie klepiąc mnie po plecach.
Kiedy podeszliśmy do windy, Niall miał już przyciskać guzik, ale drzwi nagle otworzyły się same. Z windy wysiadła różowowłosa piękność.
-Hej – powiedziała do nas swoim słodkim głosikiem. Dała mi buzi w policzek i uśmiechnęła się szeroko. – Chłopaki, znowu nie można się dodzwonić do waszego pokoju. Niech któryś pójdzie ze mną, nie chcę do was tak włazić.
-Nie, nie, nie, idź sama. Liam tam jest, my idziemy na śniadanie. Pa – chłopcy pomachali Vanessie i wsiedli do windy. Ja zaśmiałam się cicho, kiwnęłam dziewczynie i zrobiłam to co oni. Po chwili byliśmy na parterze i szliśmy w stronę restauracji, śmiejąc się z żartu, który opowiedział Niall.



Szliśmy sobie. Po prostu sobie szliśmy. Moja ręka co jakiś czas ocierała się o jej rękę, co sprawiało, że mógłbym tak iść przez długi czas. Może bez tych dwóch debili, których już mogę nazwać moimi przyjaciółmi. Nie wiedziałem, czemu ona tak na mnie działa, czemu na dźwięk jej głosu, nawet na dźwięk jej imienia, dostaję gęsiej skórki. To zaczynało się robić chore. A jeszcze jak patrzyłem na nią i na Liam’a… Miałem ochotę go odepchnąć, pomimo tego że to jego kocha, nie mnie. Jak widziałem, jak ją dotyka… Pięści same mi się zaciskały. Nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego. Robiło mi się żal siebie. I bałem się do tego przyznać, ale z każdym momentem, z każdą chwilą, którą spędziliśmy razem, zakochiwałem się w niej jeszcze bardziej. Z jednej strony cholernie bałem się tego uczucia, a z drugiej, tak strasznie go pożądałem. Pożądałem jej.
Ale ona jest dziewczyną mojego kumpla z zespołu. Więc muszę się ogarnąć.
Przystanąłem, pomacałem się po kieszeniach, uświadamiając sobie, że nie wziąłem telefonu. Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale tym razem musiałem zrobić coś, żeby zacząć myśleć racjonalnie. A pomóc mogło mi w tym tylko odłączenie się od nich. Od niej.
-Idźcie beze mnie, ok.? Muszę wrócić po telefon. Zaraz przyjdę. – Odwróciłem się i odszedłem szybkim krokiem, mrucząc sobie pod nosem, że wrócę zaraz po tym, jak przestanę o niej myśleć. Nie odwróciłem się, pomimo tego, że podejrzewałem, że dziwnie na mnie patrzą.
Wsiadłem do windy z której dopiero co wysiedliśmy i pojechałem na odpowiednie piętro. Podszedłem pod nasz pokój i otworzyłem drzwi z impetem. Przez to, co zobaczyłem, zdecydowanie odechciało mi się jeść. I przestałem myśleć o Alexis… Poniekąd.
-Co tu się, kurwa, dzieje? – spytałem, a właściwie krzyknąłem w stronę Liama i Vanessy, którzy na pewno nie przytulali się po przyjacielsku. Obrazek na prawdę nie należał do najciekawszych. Liam pchający język do gardła dziewczyny, lub odwrotnie.
-Zayn, co ty tu robisz? – spytał speszony chłopak.
-Mieszkam! Lepsze pytanie, co Wy tu robicie?! – zamknąłem drzwi i zacząłem oddychać głęboko, co powstrzymywało mnie przed rzuceniem się na niego i obiciem tej pięknej buźki.
Vanessa usiadła na łóżku Harry’ego i ukryła twarz w dłoniach. Od razu zauważyłem, że nie będzie o tym z dumą opowiadać wnukom. Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-Jak mogłeś jej to zrobić? – zapytałem z wyrzutem.
-No co, teraz przynajmniej będziesz miał ją na wyłączność – rzucił, a ja spojrzałem na niego z pytającą miną. – Dobrze wiem, że się w niej zabujałeś. Myślisz, że tego nie widać?
-Wiesz co, ja nie mam zamiaru ci tu kłamać, ale to, że ona podoba się mi, nie znaczy, że ja podobam się jej. A nawet mogę powiedzieć inaczej… ONA JEST WPATRZONA W CIEBIE JAK W PIEPRZONE LUSTERKO! NIE SPOJRZY NA NIKOGO INNEGO, BO CIĘ KOCHA IDIOTO. A TY JĄ ZDRADZASZ. A ty, Vanessa, jesteś zwykłą dziwką. Wiesz, że Alex uważa cię za przyjaciółkę? Chyba czas, żeby przestała. – Wyszedłem i naprawdę chciałem pójść do restauracji i jej wszystko powiedzieć, ale potem… Potem wyobraziłem ją sobie, kiedy się o tym dowiaduje. Nie uważam, że nie ma się dowiedzieć, ale ja chyba nie jestem odpowiednią osobą do uświadomienia jej tego.
-Zayn, czekaj! Proszę, zatrzymaj się. – Odwróciłem się na pięcie, słysząc zrozpaczony głos Vanessy. – Proszę, nie mów jej tego. To ją zniszczy. To zniszczy ich. – Jej głos się załamał.
-Wiesz co ich zniszczyło? Ty. A raczej wy. A jeśli wy jej nie powiecie, co się stało, ja to zrobię. – Odwróciłem się do niej plecami i już chciałem odejść, ale jeszcze jedna rzecz mnie interesowała.. – Jak długo to trwa? – Nie odwróciłem się, nie mogłem na nią patrzeć.
-Tydzień – usłyszałem za plecami jego głos. Pełen bólu i cierpienia.
-Czyli przez tydzień pieprzyłeś się z nią, a potem wracałeś do Alex i tam też korzystałeś? Nie powiem, masz mój szacunek – prychnąłem i odszedłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Brakowało mi słów, miałem ochotę coś rozwalić, a z drugiej strony byłem cholernie szczęśliwy. Bo to znaczyło, że nie będę musiał więcej na nich patrzeć. Choć pewnie cholernie bolałby mnie widok jej cierpiącej… I tak źle, i tak niedobrze.
Uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę, co było chyba jednym z największych błędów w moim życiu, bo te ściany były wytrzymalsze niż wyglądały. Ściana nie ucierpiała, za to moja ręka… W kilka chwil posiniała i zrobiła się wielkości rękawicy bokserskiej.
Jęknąłem, ale postanowiłem być silny i udawać, że nic się nie stało. Zszedłem na dół i wróciłem do reszty. Chciałem sprawdzić swoje umiejętności aktorskie.
-Co tak długo? Już się prawie najadłem za ciebie. – Niall uśmiechnął się do mnie szeroko, na co ja cicho się zaśmiałem.
-Miałem małe… problemy techniczne – stwierdziłem, próbując poruszyć palcami prawej dłoni.
-Problemy techniczne?
-Winda nie chciała przyjechać, postanowiłem pójść schodami i było ślisko i… - wyciągnąłem rękę spod stołu, a oczy chłopaków i Alex zrobiły się jak dwa funty. Dziewczyna aż wstała i podeszła bliżej.
-Wiesz co, Zayn, to nie wygląda zbyt dobrze, powinieneś pojechać do szpitala.
-Daj spokój, to nic takiego.
-Nie denerwuj mnie nawet. Idziemy. – Chwyciła mnie pod ramię i prowadziła, jak małego chłopca. Nie opierałem się. Nie jej. Nie teraz. Chciałem tylko, żeby Liam nas zobaczył i uświadomił sobie, że nigdzie nie spotka takiej dziewczyny… Pięknej, opiekuńczej… Zaczynam gadać jak baba.
Wsiedliśmy do taksówki, która zawiozła nas prosto do szpitala. Lekarze zrobili mi prześwietlenie i wyszedłem z ręką w gipsie. Cześć, jestem Zayn Malik i jestem fujarą.



Wróciłam z próby totalnie wykończona. Wykończona emocjami, wykończona wałkowaniem w kółko jednej piosenki, którą już znałam tak dobrze, że mogłabym zaśpiewać ją przez sen. Wszystko, o czym marzyłam to łóżko i ON. Jego ciepłe ramie, przytulające mnie do siebie. Weszłam do pokoju. Liam siedział na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach. Gdy zauważył moją obecność, podniósł głowę. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zauważyłam mnóstwo bólu
-Co się stało? – zapytałam przerażona.
-Alex, przepraszam, ale… To koniec. Z nami. Koniec.
-Co ty pieprzysz? Jak to koniec?
-Przepraszam – minął mnie i wyszedł. A ja stałam, wpatrując się w miejsce, na którym przed chwilą siedział i wdychałam zapach jego perfum. Tych pięknych perfum. 



***

Oh yeah, I'm back. Trochę mi to zajęło, ale w końcu jest. Pierwsza dziesiątka za nami. 
Dziś się nie rozpisuję, bo jest na prawdę późno. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o tym blogu i to przeczyta. Zapraszam i zachęcam.
;**

wtorek, 17 lipca 2012

Ważniejsze

Więc tak, w poprzedniej notce pisałam, że jestem w Anglii, nie mogę pisać, nie mam neta, bla, bla, bla. Otóż moja sytuacja znów się zmieniła, jestem w Polsce, znów mam dostęp do neta i wszystko jest ok, tak więc oficjalnie mogę powiedzieć, iż WRACAM! Może to potrwać kilka dni, bo jak zwykle mam problemy z przelewaniem moich (jak zawsze zajebistych, interesujących i w ogóle nie dennych) pomysłów na klawiaturę. Ale spinam poślady i w ciągu kilku dni coś nowego powinno się pojawić. Także.. do przeczytania.

sobota, 9 czerwca 2012

Ważne..

Chciałabym wszystkich cholernie przeprosić, ale muszę zawiesić bloga. Aktualnie jestem w Anglii i nie działa mi internet na moim komputerze, a do innego mam dostęp bardzo rzadko. Wracam do Polski we wrześniu, więc może tu wrócę. Na prawdę jest mi bardzo przykro, bo lubiłam tu pisać. Jeszcze raz przepraszam. Do września ;(

czwartek, 10 maja 2012

9


Wolnym krokiem przekroczyłam hotelowy próg. Szłam, ledwo co, ale szłam, trzęsły mi się nogi, trzęsły mi się ręce, miałam ochotę upaść na podłogę w podziękowaniu wszelkim bogom tego świata za tę szansę. W mojej głowie kłębiło się milion myśli, dobrych, złych, śmiesznych, smutnych, to uczucie było niesamowite. Uczucie świadomości, że w końcu komuś zaimponowałam, że w końcu udało mi się cos osiągnąć. W ciągu tak krótkiego czasu moje życie zmieniło się o 180 stopni. Nie mogę na 100% powiedzieć, czy na lepsze, bo czegoś zdecydowanie mi brakowało… właściwie to chyba kogoś mi brakowało… ale pomimo tego dostałam od losu wspaniałego chłopaka, możliwość wystąpienia w telewizji, poznania tylu wspaniałych ludzi, którzy wcale nie uważali mnie za totalną kretynkę, jak cała moja stara szkoła. Otworzyły się przede mną drzwi i choć droga prawdopodobnie nie będzie usłana różami, a jeśli już, to takimi różami z łodyżkami, z mnóstwem kolców, a pomimo tego miałam wielką ochotę przejść przez nie, zaryzykować, dawać z siebie wszystko i nie poddawać się.
Razem z moim życiem zmieniło się jeszcze jedno. A mianowicie: JA. Nie byłam już tą niepewną, skrytą, nieśmiałą 18-latką, co kiedyś. Otworzyłam się. Przestałam bać się pokazać prawdziwej siebie, choć wiedziałam, że tak wiele osób będzie mnie oceniać, niektórzy źle, niektórzy dobrze, ale będą o mnie mówić.
Rozpierała mnie radość. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam taka szczęśliwa. O, nie, pamiętam. W poniedziałkowy wieczór. W ten pamiętny, poniedziałkowy wieczór, w który puściłam się z chłopakiem, z którym byłam trochę ponad tydzień. Swoją drogą to też było takie nie w moim stylu. Piszę, że się ‘puściłam’, ale nie żałuję tego. Nie żałowałam nawet przez ułamek sekundy. Liam jest najwspanialszą osobą, jaką w życiu spotkałam i nie żałuję niczego, co do tej pory razem robiliśmy.
Rozpierała mnie radość, bo wreszcie mógł rozpocząć się w moim życiu ten epizod, o którym marzy każda dziewczyna w moim wieku, może pomijając wzmiankę o dużej, kochającej rodzinie, która jest cholernie dumna, ale po co mi taka rodzina? Mam Victorię, mam Liama, mam chłopaków, z którymi zdążyłam się już tak strasznie zżyć.. Oni już teraz są dla mnie, jak rodzina, najlepsza rodzina.
Radość rozpierała mnie tak bardzo, że szłam przez ten cholerny, hotelowy korytarz i czułam, jakbym tak wędrowała już z pół godziny, choć minęło dopiero kilkanaście sekund. W końcu zdecydowałam się usiąść na czerwonej kanapie, znajdującej się po mojej prawej stronie i ochłonąć.
Usiadłam, czując w brzuchu dziwne uczucie, lekki strach. Zaczęłam się bać, bo myślałam o Liam’ie, Zayn’ie, Louis’ie, Niall’u i Harry’m. Nie miałam od nich żadnych wieści, a oni też walczyli o miejsce w programie. Kurde, jeśli okaże się, że, jakimś cudem (nie wiem jakim, bo oni są zajebiście dobrzy), nie przeszli, cały czar pryśnie. Bo to nie byłoby to samo bez nich. Jak mogłabym się cieszyć, skoro zostałabym sama. Byli dla mnie jak bracia i nie mieli prawa mnie opuścić. Ale powinni już wrócić. Chcę, żeby już wrócili.
-Żyjesz? – usłyszałam znany mi głos. Podniosłam wzrok na dziewczynę, która stała nade mną, wpatrując się we mnie z dziwnym zaciekawieniem.
-Żyję, ale ledwo – powiedziałam na wydechu. Różowowłosa usiadła obok mnie, uśmiechając się ciepło.
-No mów. Cholernie jestem ciekawa, czy przeszłaś dalej. I od razu chciałam cię poinformować, że jestem twoją oddaną fanką.
-No więc.. – chciałam potrzymać ją chwilę w niepewności, ale jak zobaczyłam, że wstrzymuje oddech, nie wytrzymałam i pokiwałam głową. Dziewczyna z wielką radością zaklaskała w dłonie, pisnęła i przytuliła mnie.
-Obiecuję, że będę na ciebie co tydzień głosować.
-Dzięki.. – chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale przerwały mi dzikie krzyki. Zaczęłam rozglądać się dookoła, próbując znaleźć źródło hałasu, ale w hotelu wszystko wydawało się być normalnie.
Tę normalność przerwało pięciu chłopaków, wbiegających do budynku, skaczących, tańczących, krzyczących, przytulających się, płaczących i śmiejących się w jednym momencie. Louis niósł Harry’ego na barana, Zayn i Niall tańczyli zapewne jeden z swoich tańców szczęścia, a Liam przybiegł w do nas, chwycił mnie w pasie i zaczął się kręcić wokół własnej osi, krzycząc przy tym, że przeszli.
Po chwili postawił mnie na ziemi i spojrzał na mnie pytająco. Właśnie w tamtej chwili postanowiłam zrobić im psikusa.
-Mów, przeszłaś? Bo my tak! Przeszłaś, przeszłaś? No gadaj! – wysapał Lou, który, razem z Loczkiem, akurat do nas dotarli. Zrobiłam smutną minę, ale widząc ich, takich ucieszonych i spełnionych, musiałam spuścić głowę, bo jeszcze chwila i wybuchłabym śmiechem.
-Niee, Alex, musiałaś przejść. Alex! – poczułam, że entuzjazm chłopców trochę się zmniejszył. Każdy z nich objął mnie, robiąc ‘miśka’.
-Przykro nam, Alexis – powiedział Niall, a ja nie wytrzymałam.
-Nie potrzebnie, bo przeszłam. Idziemy do telewizji, dzieci! – wykrzyczałam i zaczęłam skakać jak głupia (ich towarzystwo zdecydowanie jeszcze bardziej obniżyło mój poziom intelektualny). Oni stali jak wryci, nie widząc co mają zrobić.
-Jones, nie żyjesz! – krzyknął Zayn, zaczynając się niebezpiecznie do mnie zbliżać. Zrobiłam wielkie oczy i skierowałam się biegiem w stronę drzwi, którymi po kilku krótkich sekundach wybiegłam na ulice Londynu, a za mną zgraja niebezpiecznych (ha ha ha, bardzo niebezpiecznych, tak bardzo się ich boję) nastolatków.


Siedzieliśmy w McDonaldzie i jedliśmy. No bo co my innego moglibyśmy robić w mieście, jak nie jeść? Uszło z nas trochę tego wszystkiego, już nie lataliśmy jak nienormalni po mieście, uświadamiając wszystkim, że właśnie dostaliśmy się na lajfy, a co ważniejsze, chłopcy już nie usiłowali mnie zabić, za to, że ich tak wstrętnie wrobiłam. Cieszyli się, że będziemy tam razem. I ja się cieszyłam. Nie zamieniłabym tych wariatów za nic.
-Mam pomysł – powiedziałam, odkładając opakowanie po Chickenburgerze na niemały stos śmieci, znajdujący się na naszym stoliku. Pięć par oczu skierowało się w moją stronę. – A może by tak oblać to, że nam się udało –zaproponowałam.
-Ale w sensie, że impreza? – spytał Harry, z buzią pełną frytek.
-Nie, bardziej coś… w stylu… pokojowej popijawy. Weźmiemy moją siostrę i może Vanessę z recepcji, skoro i tak już jest moją fanką, i się schlejemy jak świnie.
-Podoba mi się pomysł – powiedział blondas, kiwając głową.
-Mi też. – Zayn uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-To ja wykombinuję od kumpla samochód i pojedziemy do sklepu po prowiant. Kupimy tyle wódki, ile się zmieści do koszyka.
-I jeszcze jedzenie – przypomniał Louis’owi Niall, na co wszyscy zaczęli się śmiać.


Wszyscy byli już co najmniej podpici. Wszyscy, oprócz Liam’a, który zdecydował się nie pić. Pod stołem stało 5 pustych butelek po czystej. Siedzieliśmy na podłodze, od dłuższego czasu grając w ‘Szczerość czy odwaga’.
Harry zakręcił butelką po napoju i wypadło na Vanessę.
-Szczerość, czy odwaga? – spytał jak gentleman, choć język trochę mu się plątał.
-Szczerość –odpowiedziała ze zniewalającym uśmiechem.
-Bolało, jak spadałaś z nieba, aniele? - wszyscy spojrzeli na niego jak na debila.
-Weź może ty lepiej już idź spać, co chłopcze? Bo dla ciebie to już za dużo.
-Nie, ja po prostu jestem szczery!
-Nie gadamy, tylko pijemy. – Louis otworzył kolejną butelkę i zaczął nalewać wódkę do kieliszków. Skrzywiłam się nieco na ten widok, bo zdawałam sobie sprawę, że kolejny dzień zdecydowanie nie będzie należał do tych dobrych. Mimo to wzięłam do ręki pełny kieliszek, drugą chwyciłam szklankę z zapojką i wypiłam.
-Może wam już wystarczy, co? – zapytał trzeźwy Liam, przyglądając się Louis’owi, który patrzył na Victorię, jak na kawałek ciasta.
-Oj przestań. Jeszcze nikt nie zasnął, więc nie jest źle – podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie w usta.
-Na razie jest dobrze, ale jeszcze trochę i Vicky wyląduje z Louis’em w łóżku – wyszeptał mi na ucho. Spojrzałam na nich, a słowa Liam’a się potwierdziły. Siedzieli oparci o ścianę, rozmawiając, a emanowała z nich taka namiętność, że… Kurde, podejrzewam, że nawet pomiędzy nami nie było takiej chemii. – Śmierdzisz wódą – usłyszałam z ust mojego chłopaka, co wyrwało mnie z zamyślenia.
-No co ty… - odpowiedziałam sarkastycznie, śmiejąc się pod nosem.
-Chodź już do pokoju – wymruczał wprost do mojego ucha. Przez ton jego głosu zapomniałam o otaczającym nas świecie. Sposób, jakim powiedział to krótkie zdanie spowodował, że gdybym tylko mogła, gdybyśmy byli sami, rzuciłabym się na niego i zaczęła rozbierać.
-Dobra, my się zwijamy – powiedziałam zdecydowanie, próbując podnieść się z podłogi, co niestety nie wychodziło mi zbyt dobrze. Nie obeszło się oczywiście bez wybrechtania mnie od góry do dołu. W końcu Liam wstał i mi pomógł. Dopiero gdy stanęłam na własne nogi, zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem pijana. Złapałam chłopaka pod rękę, próbując nie pokazywać reszcie tego, że ledwo idę.
Gdy byliśmy u mnie w pokoju, od razu skierowałam się do łazienki. Szatyn podążył za mną, a gdy stanęłam przed lustrem, objął mnie w pasie. Przyglądał się mojemu odbiciu.
-Ale ty jesteś śliczna – wyszeptał, na co zaniosłam się śmiechem.
-No, śliczna, wyglądam, jakbym właśnie wyszła z grobu – odwróciłam się do niego, opierając się o kran.
-Głupia jesteś – odpowiedział.
-Brzydka, głupia, czemu ty ze mną jesteś?
-Zaraz cię zdzielę. Jeszcze słowo – zagroził mi, robiąc przy tym cholernie śmieszną minę.
-I tak wiem, że nie miałbyś psychy, żeby mnie uderzyć – spojrzałam mu prosto w oczy. Nie byłam do końca pewna, czy w dobre oczy patrzę, bo widziałam potrójnie, ale jednak, oczy to oczy.
-Zdzieliłbym cię psychicznie – stwierdził po chwili głębokiego zamyślenia.
-Znęcanie się psychiczne też jest karalne. Tak samo, jak groźby. Mogłabym to nagrać i pójść z tym na policję.
-I tak wiem, że nie miałabyś do tego psychy – powtórzył moje wcześniejsze słowa.
-Niby na jakiej podstawie tak uważasz? – przyciągnął mnie do siebie.
-Po prostu za bardzo mnie kochasz – podniosłam jedną brew, udając zdziwienie.
-Nie wiem, z czego wynika twoja pewność siebie.
-Może z tego, że zawsze przechodzą cię dreszcze, jak cię tak.. – przejechał dłonią po moim udzie i pośladku. - ..dotykam. – Rzeczywiście przeszedł mnie dreszcz. – I jak cię całuję – jednym zgrabnym ruchem posadził mnie na umywalce i wpił się w moje usta. Zaczęliśmy się całować. A potem zrobiliśmy to, co robią dorośli ludzie (o żesz w mordę, jestem taka niedojrzała emocjonalnie), pod prysznicem, a potem jeszcze raz w łóżku. Ale o tym nie chcecie czytać. Zdecydowanie nie chcecie.

Obudził mnie silny ból głowy. Otworzyłam delikatnie oczy i chwyciłam telefon, sprawdzając, która jest godzina. Powoli podniosłam się z łóżka i udałam się do łazienki, by załatwić potrzebę fizjologiczną (czyt. spuścić z kija). Gdy zobaczyłam się w lustrze, normalnie się przestraszyłam. Miałam nawet ochotę się popłakać, ale stwierdziłam, że to nie pomniejszy sińców pod oczami, a tylko pomoże im urosnąć. Przemyłam więc twarz zimna wodą, włosy związałam w kucyk, założyłam koszulkę Liam’a (gdy tylko ją dostrzegłam, przypomniałam sobie o kolejnej, spędzonej razem nocy, dzięki czemu poprawił mi się humor. Szkoda, że nie zadziałało to na ból głowy) i po cichu wyszłam z pokoju. Skierowałam się pod drzwi numer 362 i zapukałam cicho. Po chwili z pomieszczenia wychyliła się głowa mojej siostry.
-Co jest? – zapytała, uśmiechając się. Przyjrzałam się jej dokładnie. Miała mokre włosy i świeżo zmyty makijaż, ubrana była w białą, za dużą koszulkę w niebieskie paski i damskie bokserki w serduszka. Ukrywała coś przede mną. Jeszcze stała tak, jakby chciała coś ukryć. Na pewno coś ukrywała.
Szybkim ruchem wepchnęłam ją do pokoju i sama weszłam za nią. To co zobaczyłam, nieźle mnie zszokowało. W jej łóżku leżał chłopak do pasa przykryty cienką kołdrą. Nie miał na sobie koszulki, bo miała ją Victoria. Czyli pod przykryciem pewnie też był nagi.
-Victoria Jones! – ‘krzyknęłam’ szeptem, próbując nie obudzić gościa. – Wychodzimy! – Pociągnęłam ją powrotem na korytarz. – Czy mi się kurwa wydaje, czy ty się przespałaś z Louis’em?! – zapytałam z niedowierzaniem. Dziewczyna zarumieniła się, ale nadal stała niewzruszona.
-Może. Nic ci do tego.
-Nic mi do tego? Znasz go półtora tygodnia!
-A ty znasz Liam’a miesiąc a pieprzycie się jak króliki!
-Jacież pierdzielę, po pierwsze, my jesteśmy razem, po drugie weź się odwal ode mnie i Liam’a, a po trzecie, ja pierdolę, taką ty masz niewyparzona gębę! Nie mogłabyś czegoś czasem powiedzieć normalnie, jak cywilizowany kurwa człowiek? – zapytałam z wyrzutem.
-Ja się odwalę od was, jak ty się odwalisz ode mnie. Nie zapominaj, że jestem starsza i będę spać z kim mi się podoba. A co do mojej niewyparzonej gęby, to mówię, jak na damę przystało. A teraz pozwól, że wrócę do księcia z bajki, który pieprzy jak rasowy królik! To tak nawiązując do zwierząt.
- Dobra, rób co chcesz, z kim chcesz i kiedy chcesz, tylko nie zapominaj, że on nie zniknie, jak ci się znudzi, on tu cały czas będzie. A Lou jest takim typem chłopaka, że jak go skrzywdzisz, to nie będzie mu łatwo. Polubiłam go, więc proszę cię, nie każ mi naprawiać twoich błędów, nie zrób nic głupiego.
-Weź wyluzuj. Przecież nie zostawiłabym na lodzie takiego słodkiego króliczka.
-Jesteś popieprzona. Ja ci chyba załatwię nowy pokój, taki bez klamek.
-Też cię kocham. A tak w ogóle to po co ty tu przyszłaś?
-Zapytać się czy masz coś na kaca. – Po krótkiej chwili przyniosła mi tabletki i mogłam spokojnie wrócić do pokoju.
A jak powiedziałam Liam’owi, kogo spotkałam rano u Vicky w pokoju, stwierdził, że wcale się nie dziwi i że już wczoraj było pewne, że wylądują razem w łóżku, czego oczywiście mogę nie pamiętać, bo byłam napieprzona w trzy dupy, na co stwierdziłam, że napieprzona to byłam dopiero po godzinie, na co on chwycił się za głowę i stwierdził, że wystarczy krótka chwila, żebym przejęła głupie nawyki od mojej siostry. A potem resztę dnia spędziliśmy razem w łóżku, oglądając filmy.

Tak dzieci. Nie pijcie alkoholu.



~*~*~*~*~*~*~


Ogłoszenia parafialne (PROSZĘ O PRZECZYTANIE I DOKŁADNE PRZEANALIZOWANIE INFORMACJI):
1. Chciałam wszystkich cholernie przeprosić za to, że przegapiłam termin nowego odcinka, ale na prawdę nie miałam głowy do pisania. Tak samo jak nic mi nie wchodziło (na co potwierdzeniem są zdecydowanie niedane próby mojej nauki), tak samo nic nie mogło wyjść. A jeśli już coś mi się udawało napisać, to po prostu do niczego się nie nadawało i nie miało racji bytu (tak jak moje wypracowanie na maturze z polskiego).
2.Chciałam wszystkich cholernie przeprosić za ten odcinek. Zdaję sobie sprawę, że jest gówniany, no ale nic nie mogę na to poradzić. Obiecałam sobie, że dziś dodam nowy, bo sobie poleciałam w chuja, ale nie zdawałam sobie sprawy, że będę tak zjebana po dwóch maturach z angielskiego (swoją drogą co za popieprzony debil wymyślił, żeby podstawa i rozszerzenie z anglika było jednego pierdolonego dnia). Także brak w tym odcinku opisów, a rozmowy są tępe (chodź przyznam, że wymiana zdać Alex i Vicky całkiem mi się podoba, może dlatego, że jest napisana w moim ojczystym, podwórkowym języku, tak, my takimi tekstami sypiemy na co dzień, nie rozumiem skąd w was to oburzenie). Po prostu wyczerpałam już swój limit twórczy na jakieś kolejne... 10lat. A jutro czeka mnie matura z WOSu, na której też niestety będę musiała pisać wypracowanie.
3. Z racji tego, że poleciałam sobie w chuja z tym odcinkiem, postaram się dodawać następne ździebko częściej, ale oczywiście nic nie obiecuję, bo mam za tydzień ustną z polaka, nie umiem nawet kawałka swojej jeszcze nieskończonej prezentacji, a od soboty idę do pracy, więc nie wiem czy będę miała czas.
4. 1 czerwca lecę do Anglii, ale nie chcę zawieszać bloga ani nic, opowiadania też do tej pory nie skończę, ale komputer biorę ze sobą, internet prawdopodobnie będę tam miała, więc postaram się dodawać nowe odcinki tak często, jak tylko będę mogła. 
5. Mam nowy szablon. Poniekąd go lubię. Jednakże, żeby tradycji stało się za dość, nie podoba mi się, bo zrobiłam go sama.
6. Chciałam serdecznie podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem. One na prawdę pomagają mi się zmobilizować, a im więcej ich będzie tym i zmobilizowana będę bardziej. Tak więc. komentować!!!
Koniec ogłoszeń.

niedziela, 22 kwietnia 2012

8


Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Podniosłam głowę z klatki piersiowej Liam’a, powoli przypominając sobie, co stało się ostatniego wieczora. Uśmiechnęłam się, uświadamiając sobie, że prawdopodobnie przez całą noc leżeliśmy w jednej pozycji. Usłyszałam ponowne pukanie. Szturchnęłam go lekko. Po krótkiej chwili spod powiek wyłoniły się śliczne, brązowe tęczówki.
-Dzień dobry – szepnął, przeciągając się.
-Ktoś puka – poinformowałam go, nie wiedząc, co z tym zrobić.
-To otwórz – zaśmiał się cicho.
-Nie! Ubieraj się szybko i otwórz. Jak to będzie ktoś do mnie, to powiedz, że się myję – podniosłam się, zarzuciłam na siebie biały, hotelowy szlafrok i zrobiłam kilka kroków w stronę łazienki. Chłopak też wstał, naciągnął na siebie bokserki, spodnie i koszulkę (które swoją drogą, tak jak myślałam, zajebiście wyglądały na podłodze mojego pokoju) i podszedł do drzwi. Chwycił za klamkę, a ja zniknęłam w łazience. Usłyszałam, że rozmawia z jakąś kobietą, ale nie byłam pewna kto to. Znałam ten głos, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Alex, chodź! – usłyszałam jego wołanie z pokoju. Zmoczyłam ręce, jakbym naprawdę coś w tej łazience robiła i wyszłam. Jak się okazało w pokoju czekała na mnie Cheryl Cole.
-Cześć Alexis, jak się czujesz? – zapytała z troską, uśmiechając się szeroko, ale z pewnego rodzaju politowaniem.
-Dobrze, już jest ok .
-Ja chyba powinienem już iść. – Liam przewrócił oczami za plecami piosenkarki i uśmiechnął się. – Widzimy się później. – Kiwnęłam potwierdzająco głową. Liam opuścił pokój, a ja przeniosłam wzrok z drzwi na Cheryl.
-Jesteście razem? – zapytała z ciekawością, malującą się na jej twarzy. Kolejny raz kiwnęłam twierdząco głową. – Jak długo się znacie?
-Poznaliśmy się w dniu mojego przesłuchania. Okazało się, że oboje jesteśmy z Wolverhampton i zaczęliśmy się spotykać.
-Wiesz, że prawdopodobnie już niedługo zacznie się pomiędzy wami walka o zwycięstwo? Myślisz, że dacie radę?
-Tak. Nawet jeśli nie przejdę dalej albo odpadnę na samym początku, będę do końca jemu i całemu zespołowi kibicować.
-A jeśli dojdziecie razem do finału?
-Cieszyłabym się, jeśli bym wygrała, ale cieszyłabym się też, jeśli oni by wygrali.
-Dobrze, że masz takie podejście. Ale nie przyszłam tu rozmawiać o twoim związku. Chciałam się dowiedzieć, czy dasz radę dziś być na próbie. Zostało ci mało czasu, a jest wiele rzeczy do zrobienia.
-Tak, właśnie miałam zamiar zacząć się ogarniać. Mam ustaloną próbę na 12.
-Cieszę się, że wracasz do gry.
-Ja też się cieszę.
-W takim razie widzimy się w sobotę. – Chwyciła torebkę, którą wcześniej położyła na stoliku i z uśmiechem wyszła, żegnając się krótkim ‘Do zobaczenia’.
Ulżyło mi, gdy zostałam sama. Mogłam w końcu zacząć uśmiechać się do siebie jak nienormalna, mogłam zacząć przeżywać to cudowne doświadczenie, mogłam gadać do siebie, tańczyć, biegać, skakać.. Ale coś mnie powstrzymywało. Z jednej strony czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie, z drugiej jednak usychałam. Zabijała mnie świadomość, że skoro teraz Vicky jest tu, ze mną, nie będę miała do kogo wracać, za kim tęsknić. Ale tęsknić, ze świadomością, że mogę w każdej chwili pojechać, zobaczyć tego kogoś, a nie tak, jak tęsknię teraz. Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić, że nigdy więcej nie zobaczę mojej babci. Coś jednak powstrzymywało mnie przed popadnięciem w totalną rozpacz. Właśnie to uczucie, to ciepło, które mam w sercu, które uświadamiało mi, że pomimo tego, że straciłam właśnie kogoś ważnego, kogoś też zyskałam.
Chyba Liam miał rację, mówiąc, że jestem jedną wielką sprzecznością. Naprawdę zauważyłam to, że jestem smutna, ale to nie jest taki totalny smutek, bo jestem też cholernie szczęśliwa.. W tym samym momencie. Czy to jest normalne? Może ja powinnam udać się do specjalisty, bo ja sama zaczynam się gubić w swoich własnych uczuciach, a co dopiero osoby z mojego otoczenia, które nie są mną i nie znają mnie tak dobrze, jak ja znam siebie i które nie wiedzą jak bardzo rąbnięta jestem.
Zdałam sobie sprawę, że już z 5 minut stoję w jednym miejscu i myślę. Ostatnio myślę za dużo, źle to na mnie działa.
Podeszłam do walizki, która dziwnym trafem nadal była nierozpakowana, wyciągnęłam z niej obcisłe jeansy, białą bluzkę na ramiączka i czystą bielizną. Poszłam do łazienki, tam zdjęłam z siebie szlafrok i weszłam pod prysznic, z zamiarem zmycia z siebie wszystkich negatywnych emocji. Chciałam się wyluzować, musiałam to zrobić, bo od kilku dni chodziłam cholernie spięta. Odkręciłam kurek, a po krótkiej chwili po moim ciele zaczęły spływać gorące krople wody. Było mi tak błogo, czułam jak wszystko po mnie spływa, mięśnie się rozluźniają, wreszcie mogę głęboko oddychać. Umyłam dokładnie cale ciało i włosy, nałożyłam odżywkę i jeszcze trochę postałam, rozkoszując się chwilami samotności, ciszy. Zmyłam odżywkę i owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Wychodząc, od razu poczułam się jak inny człowiek. Wytarłam się, założyłam ubrania i zaczęłam suszyć włosy i malować się. Cała poranna toaleta nie zajęła mi dużo czasu. Gdy wróciłam do pokoju była 11. Założyłam jeszcze miętową bluzę-baseballówkę i tego samego koloru trampki, chwyciłam telefon, który już po chwili znalazł się w kieszeni moich spodni i wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz.
Udałam się pod pokój mojej siostry, już miałam zapukać, ale coś sprawiło, że tego nie zrobiłam. Sama nie wiedziała czemu, ale siedziało we mnie coś takiego, jakieś uczucie.. Po prostu nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Chyba po raz pierwszy w życiu nie miałam ochoty rozmawiać z Victorią. Wiedziałam, że nie zareagowałaby dobrze na to, że jestem szczęśliwa, nie zrozumiałaby tego, co czuję, że pomimo straty, umiem się cieszyć tym, co mam.
Ruszyłam w stronę windy, przechodząc bez zatrzymania obok pokoju chłopaków. Chyba nie chciałam słuchać i odpowiadać na niekończące się pytania: ‘Jak się czujesz?’, ‘Wszystko w porządku?’, ‘Mogę ci jakoś pomóc?’. Miałam poniekąd dość ludzi, którzy wiedzieli co się stało, dość ich nieszczerej opiekuńczości, niezręcznych sytuacji, w których nie wiedzieliby co powiedzieć, by mnie nie urazić. Ich zachowanie było tak nieludzkie, bezsensowne.. Masakra. Nienawidzę czegoś takiego, nienawidzę chorej litości, bo inaczej tego nie można nazwać.
Weszłam do windy, wcisnęłam ‘0’ i czekałam, aż drzwi ponownie się zamkną. Coś im jednak przeszkodziło. Otworzyły się na całą szerokość, a obok mnie stanął Zayn. Wchodząc, rzucił krótkie ‘Cześć’, ale nie powiedział nic więcej. Zjeżdżając na dół, tylko się na mnie patrzył. Czułam się jak okaz rzadko występującej rośliny lub zwierzęcia. Nie musiałam nawet na niego patrzeć, nawet bez tego czułam ten przenikający mnie na wskroś wzrok. Tak strasznie mnie krępował. Nie wiedziałam co zrobić, jak się ruszyć, żeby się nie zbłaźnić. Nie wiedziałam czemu tak bardzo zależało mi na jego opinii.
Nie wiem, jak on to robił, ale gdy na niego spojrzałam, gdy ujrzałam te delikatne, czekoladowe tęczówki, nogi się pode mną ugięły.  To było tak silne uczucie, że musiałam się złapać poręczy, aby nie upaść. Czułam się głupio, niezręcznie, ale też tak genialnie, jakbym została obdarzona spojrzeniem przez niewiadomo kogo.
-Mógłbyś przestać to robić? – zapytałam z nadzieją, że nie będzie zadawał zbędnych pytań, że po prostu odwróci wzrok i skupi się na czymś innym.
-Ale co robić? – jego głos był tak cholernie subtelny, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje ciało przeszła fala gorąca, próbowałam się uspokoić, zaczęłam oddychać głęboko, oddychanie zawsze pomagało, jak zaczynałam szaleć podczas kontaktu z Liam’em.
-Gapić się na mnie – stwierdziłam z wyrzutem.
-Nie rozumiem o co ci chodzi – zaśmiał się pod nosem, nieświadomie próbując zrobić ze mnie głupka. Odwróciłam się w jego stronę, spojrzałam mu w oczy, co było moim największym błędem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam tylko przyglądać się jego zajebistości. – O której masz próbę?
-O 12. Skąd w ogóle wiesz, że mam dziś próbę? – Naprawdę starałam się zachowywać się normalnie i nie ukazywać emocji, nie wiem jak mi to wychodziło, ale Zayn nie dawał po sobie poznać, że jest coś ze mną nie tak, więc nie mogło być tak źle.
-Liam coś wspominał jak przyszedł – spojrzał na zegarek, który spoczywał spokojnie na jego lewym nadgarstku. – Masz jeszcze trochę czasu, chodź ze mną na śniadanie. Nie chce mi się tam siedzieć samemu.
-Czemu nie wziąłeś któregoś z chłopaków? – spytałam, wyczuwając w moim głosie niepokój, podniecenie i Bóg wie jakie jeszcze przeplatające się emocje, dające w rezultacie jedno wielkie, popaprane… nie powiem co.
-Wszyscy już jedli. A Liam od razu po powrocie poszedł się myć. Nie było szansy, żeby wyszedł przed moją śmiercią głodową. On prawdopodobnie kąpie się dłużej, niż ty i jakakolwiek inna dziewczyna – zdecydowanie próbował zażartować, rozluźnić sytuację, ale ja znów stałam tak spięta, że zaczynały mnie boleć mięśnie.
Winda się otworzyła, wysiedliśmy z niej, a ja, po kilku krokach, przystanęłam.
-Dobrze, pójdę z tobą na śniadanie. Pod warunkiem, że mi powiesz, dlaczego kilka dni temu zachowywałeś się i patrzyłeś na mnie, jakbym była trędowata. I skąd ta zmiana.
-Znów nie rozumiem, o co ci chodzi – uśmiechnął się. Szczerze. Nie wiedziałam, że on kiedykolwiek będzie miał psyche, by uśmiechnąć się do mnie szczerze. Już kilka razy złapałam go na zjeżdżaniu mnie wzrokiem, a to było taki… inne.
-Dobrze rozumiesz, o co mi chodzi. Patrzyłeś na mnie, jakbym ci kilka lat temu obiecała kanapkę i do tego pory jej nie dała. – Przewrócił oczami i pociągnął mnie za rękę. Weszliśmy do restauracji, zajęliśmy stolik, czekaliśmy na kelnera, a chłopak patrzył na mnie z taką ciekawością, można nawet powiedzieć, że z podziwem.
Czy ja jeszcze śpię? Czy to wszystko mi się śni?
-Dobra,  powiem ci – stwierdził w końcu, po czym zaczął wpatrywać się w pustą filiżankę. – Po prostu przez te 18 lat życia nauczyłem się, żeby się tak łatwo nie przywiązywać, bo można kogoś łatwo stracić.  A ty masz w sobie coś takiego, że wszystkich do ciebie ciągnie. Nie chciałem się do ciebie zbliżać, nie chciałem się z resztą zbliżać do żadnego z chłopaków, bo wiedziałem, że jeśli coś nie wypali, to znowu będę tam, gdzie byłem zanim nas połączyli. Ale przez te dwa dni, jak was nie było, Lou, Harry i Niall cholernie przekonali mnie do siebie i zmienili moje nastawienie. I pomimo tego, że znają cię krótko, zmienili też moje nastawienie do ciebie. Dlatego chciałem cię przeprosić, za bycie oschłym debilem. Mam nadzieję, że jest jeszcze szansa, żebyśmy się zaprzyjaźnili.
Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, ze skruchą. Przymrużyłam oczy, a on nadal wydawał się być szczery.
-Jasne, że jest szansa. Nawet wielka szansa. Odkąd nie patrzysz na mnie, jakbym była twoją niewolnicą, zacząłeś wydawać mi się całkiem miłą osobą. – Kelner przyniósł herbatę, ciepłe tosty, jakieś marmolady i nutellę. Sięgnęłam z wielką ochotą po kromkę chleba, posmarowałam ją, jak się okazało, malinowym dżemem i zaczęłam konsumować. A on znowu na mnie patrzył.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
-Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, że nie okazałeś się pustą przyszłą gwiazdką. I że jesteś zupełnie inny, niż wydawałeś się na początku. – W tamtej chwili nawet ja się szczerze uśmiechałam. Po prostu chciałam, żeby on stał się moim przyjacielem.


Wyszedłem z łazienki. W pokoju panował istny chaos. Nie było mnie dwa dni, a oni zrobili z tego w miarę czystego pomieszczenia chlew. Ha!, zdecydowanie lubiłem to uczucie, że wcale mnie to nie obchodziło. Nie liczyło się w ogóle miejsce oraz stan miejsca, w którym mieszkam, bo nadal nie mogłem przestać myśleć o niej.  Czułem się jak żałosny idiota, zakochany idiota, który pragnie być ze swoją wybranką bez przerwy, zostawiając ja może jedynie przy wyprawie do toalety. Było pięknie, ale też żałośnie. Ale bardziej pięknie.
Zdałem sobie sprawę, że trzy pary oczu wpatrują się we mnie z ciekawością. Spojrzałem na każdego z chłopaków po kolei, po czym zdałem sobie sprawę, że nie ma Zayn’a. Nie zastanawiałem się nad tym długo, bo Lou, Niall i Harry zdecydowanie mnie rozpraszali..
-O co wam chodzi? – spytałem z wyrzutem, nutką zainteresowania i rozbawienia.
-Czekamy na sprawozdanie – stwierdził krótko Niall, naciągając białe skarpetki na stopy.
-Wiemy, że wróciliście wczoraj. Chcemy wiedzieć, co takiego się stało, że nawet nie raczyłeś wstąpić tutaj i poinformować, że już jesteś. – Uśmiechnąłem się, przypominając sobie TO, co stało się poprzedniego wieczora. Nie miałem jednak najmniejszego zamiaru im o tym opowiadać.
-I jeszcze widzieliśmy, jak się obściskujecie pod jej drzwiami.
-Nic się nie stało. Alexis po prostu nie chciała być sama, poprosiła mnie, żebym został.
-No tak… Więc to właśnie dlatego odkąd przyszedłeś, chodzisz uśmiechnięty, jakbyś wygrał kilka milionów. – Kurna, oni nie znali mnie prawie w ogóle, a pomimo tego wiedzieli o mnie tak dużo. Znaliśmy się dopiero kilka krótkich dni, a potrafili wyciągnąć ze mnie bez ani jednego mojego słowa więcej, niż ja sam potrafiłem wyciągnąć z samego siebie, po długich rozmowach z moim denerwującym alter ego. – Więc co tam się działo? – Harry nie odpuszczał. Czyli nie miałem wyboru. Musiałem im powiedzieć. Musiałem się jednak zastanowić, jak to zrobić. Minęło kilka chwil, a ja nadal siedziałem, wpatrując się martwy punkt na ścianie. – Liam, my chcemy tylko  wiedzieć, czy się z nią przespałeś i jak było. Nic więcej.
-Zachowujecie się jak wścibskie baby na targu. I nic wam nie powiem. Wypchajcie się – założyłem czystą koszulę. – Idę na śniadanie. Idziecie ze mną?
-Nie, my już byliśmy – powiedział Louis z widocznym wyrzutem.
-Zayn jest na dole. Może on będzie chciał z tobą zjeść – Harry patrzył na mnie z miną obrażonego 7-latka. Zaśmiałem się pod nosem, próbując wymyślić coś głębokiego, co skomentuje ich zachowanie. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
-Dzieci – pokręciłem głową z dezaprobatą i rozbawiony wyszedłem z pokoju. Zjechałem windą na dół. Gdy  przechodziłem obok recepcji, zawołała mnie Vanessa. Podszedłem z zaciekawieniem do lady.
-Cześć, słuchaj, dzwonił Simon Cowell, chciał z wami rozmawiać, ale nie mogłam się połączyć z waszym pokojem. Kazał przekazać, że jutro po waszej próbie chce się z wami spotkać u siebie w biurze.
-Spoko, powiem chłopakom, dzięki.
-Mam jeszcze prośbę. Jak będziesz na górze, sprawdź, czy słuchawka od telefonu jest dobrze odłożona, co? – kiwnąłem głową. Ruszyłem w stronę restauracji, ale zatrzymałem się przy drzwiach. Zobaczyłem Zayn’a i Alex, siedzących przy jednym stoliku, śmiejących się z czegoś… Wyglądali, jakby znali się od zawsze. Nie było pomiędzy nimi widocznej bariery, jaka istnieje zawsze pomiędzy ludźmi, którzy niedawno się poznali i nie rozmawiają zbyt wiele. Nie spodobało mi się to. Prawdopodobnie osoba, która by ich nie znała, która nie wiedziałaby, że ona ma chłopaka, stwierdziłaby, że oni są parą, albo co najmniej ze sobą kręcą. Zabolało mnie to. Nie wiem czemu się przestraszyłem, przecież gdyby Alexis nie chciała być ze mną, to by nie była. Bolało mnie to, że oni wyglądali ze sobą tak dobrze, jak dwie połówki tego samego jabłka. Po prostu pasowali do siebie. Ona wydawała się być jeszcze piękniejsza, taka szczęśliwa.. Tylko nie wiedziałem, czy jest szczęśliwa z mojego powodu, czy raczej z powodu mojego kumpla.
Potem uświadomiłem sobie, że spędziliśmy razem noc, że mówiła mi, że jej na mnie zależy. Na mnie, nie na Zayn’ie. I przestałem się bać. Poniekąd. Jakaś tam cząstka we mnie została, ale uspokoiłem się. 




**************************

Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali poprzedni odcinek, a szczególnie dziewczynom, które go skomentowały. Ten dedykuję właśnie tym cudownym stworzeniom, dzięki którym chce mi się pisać. Uwielbiam was, jesteście najlepsze Annie, Harry's Kryptonite, isia i fashionlover.

P.S. Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, niech poda swoje gg, będę pisała zawsze, gdy pojawi się tu coś nowego.

I przepraszam za wszelkie literówki i głupie błędy, ale część tego odcinka pisałam, jak byłam pijana :) Więc mam nadzieje, że mi wybaczycie xD

sobota, 7 kwietnia 2012

7

Wyjeżdżałam z Wolverhampton już drugi raz w przeciągu kilku dni, ale tym razem było inaczej. Z jednej strony czułam, jakby część mnie umarła i została przykryta kilkunastoma kilogramami ciężkiej, brudnej ziemi. Z drugiej jednak byłam wolna. Nic, ani nikt więcej mnie tam nie trzymał, mogłam bez wyrzutów sumienia wyjechać, nie musieć wracać do chorej rzeczywistości, mogłam żyć marzeniami. Pomimo tego, że właśnie straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu, było mi lżej wyjeżdżać, z myślą, że nikt nie będzie za mną tęsknił. Czym innym jest moja tęsknota i ciągłe niedowierzanie, które prawdopodobnie na dłużej zagnieździły się w mojej głowie, w moim sercu, nie dając mi spać, jeść, być. Ale ja sobie poradzę, potrafię stłumić takie uczucia,
Wracaliśmy do Londynu. Ja, Liam i moja siostra, Victoria. Minął dzień od pogrzebu. Już jakiś czas jechaliśmy w totalnej ciszy, nikt nie wiedział, co powiedzieć, jak się zachować.
Postanowiłyśmy z siostrą przeprowadzić się na stałe do Londynu. Bez względu na to, co stanie się w programie, czy dojdę do finału, czy odpadnę na samym początku, zdecydowałyśmy zacząć nowe życie. Przed domem, w którym do tej pory mieszkałyśmy już stoi tabliczka ‘Na sprzedaż’. Nie byłam na 100% pewna czy dobrze robimy, czy nam się uda, ale sama wizja tego, że pomimo wszystko będę mogła zostać z Liamem poprawiała mi humor.
Siedziałam na tylnich siedzeniach, oparta plecami o drzwi, z nogami wyciągniętymi , zajmując całe wolne miejsce. Liam, siedzący z przodu na miejscu pasażera odwrócił się i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Ja również rzuciłam mu krótki, przelotny uśmiech, jednak przyszło mi to z wielkim trudem. Nie miałam siły na nic, chciałam po prostu położyć się na łóżku i zasnąć. Już serdecznie dość miałam słuchania sztucznych kondolencji od ludzi, których moje życie obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Gdy w końcu dojechaliśmy, pomogłam Vicky i Liamowi wyciągnąć z bagażnika jej walizki, choć tak naprawdę nie miałam na to najmniejszej ochoty. Marzyłam tylko o ciepłym prysznicu. Podeszliśmy do recepcji. Różowowłosa piękność przywitała nas szczerym uśmiechem.
-Pokój dla siostry? – zapytała miłym głosem.
-Tak. Niedaleko mnie jeśli  można. – Wstukała coś w komputer i podała nam klucz. – A przy okazji… Jestem Alexis – podałam jej dłoń nad ladą. Nie wiem, czemu to zrobiłam, ale podejrzewam, że to przez to, że poczułam z nią jakąś więź. A poza tym ta dziewczyna mnie fascynowała. Jakby skrywała jakąś tajemnicę. Chciałam ją poznać.
-Vanessa. – Dziewczyna zapoznała się jeszcze z moją siostrą, a do Liama tylko rzuciła krótki uśmiech, co mnie trochę zdziwiło. Chyba przyszedł czas na poważną rozmowę.
-Skąd wiesz, że jesteśmy siostrami? – spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
-Jesteście do siebie strasznie podobne – wyjaśniła szybko dziewczyna, a Liam spojrzał na mnie, mówiąc krótkie: ‘Mówiłem’.
Wjechaliśmy na górę, odprowadziliśmy Victorię do jej pokoju, który jak się okazało był na końcu korytarza, i wróciliśmy pod moje drzwi.
-Zostaniesz? – zapytałam, próbując rozpiąć wzrokiem jego koszulę.
-A chcesz, żebym został?
-Zależy.. Jeśli chcesz zostać, to chcę, żebyś został. A jeśli nie chcesz, to i ja nie chcę.
-Dobrze wiedzieć, że mnie chcesz – uśmiechnął się, chwytając mój podbródek, bym na niego spojrzała.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię chcę – wyszeptałam zbliżając twarz do jego twarzy i próbując w tym samym momencie otworzyć drzwi, co niestety mi nie wychodziło. Chłopak zaczął się śmiać, chwycił klucz, otworzył drzwi, wpuścił mnie do środka, a sam wziął z podłogi moją torbę i wszedł za mną. – Mogę się coś ciebie zapytać? – podeszłam do stolika w celu zostawienia tam telefonu i słuchawek.
-Słucham – usiadł na łóżku, obserwując każdy mój ruch.
-Skąd znasz tą całą Vanessę? – zadałam pytanie, które już od kilku minut chodziło mi po głowie.
-W sumie to jej nie znam. Tego dnia, co dowiedziałaś się o swojej babci, jak wróciłem, ona mi powiedziała, że coś się stało, żebym poszedł do ciebie najszybciej jak się da. A czemu pytasz?
-No nie wiem. – Liam usiadł wygodnie na łóżku. – Po prostu patrzyliście na siebie tak, jakbyście się znali całe wieki.
-Czyżbym wyczuwał zazdrość? – gestem dłoni przywołał mnie do siebie, a gdy podeszłam, posadził mnie okrakiem na swoich kolanach.
-Może trochę. Chociaż nie wiem. Nigdy w życiu czegoś takiego nie czułam.
-Przyrzekam, ze nie masz się o co martwić. Gadałem z tą dziewczyną raz w życiu. I to o tobie. Nie sądzę, żeby to był powód do zazdrości.
-Ale ona jest taka piękna, taka… Inna – spuściłam głowę, nie mogąc patrzeć mu w oczy.
-Ty jesteś piękniejsza – pogłaskał mnie po policzku, nieśmiało wtuliłam twarz w jego dłoń. – Czego ty się boisz, Alex?
-Straciłam rodziców, straciłam babcię, boję się, że stracę też was i zostanę sama. Całkiem sama. A nie chcę cię stracić. Czuję się, jakbyś był dla mnie wszystkim i nawet nie mogę sobie wyobrazić jak by wyglądało moje życie, gdybyśmy się nie spotkali na przesłuchaniu, gdybyś do mnie nie zagadał. Nie wiem, co by ze mną teraz było, gdybym dowiedziała się o śmierci babci, a nie znałabym tu nikogo. Prawdopodobnie w tym momencie leżałabym w łóżku, myśląc o tym, jaki jest najprostszy i najmniej bolesny rodzaj samobójstwa. I pewnie zaczęłabym się zastanawiać nad kupieniem żyletki i podcięciem sobie żył, bo oprócz Vicky, nie miałabym już nikogo. Bez was byłabym nikim.
-Pamiętasz, co ci kiedyś obiecałem? – odgarnął mi grzywkę z czoła. Poniekąd czułam się, jakbym była dzieckiem, jakbym siedziała na kolanach u taty albo starszego brata, który tłumaczył mi, że ani w szafie, ani pod łóżkiem nie ma potworów, że nie mam się czego bać.
-Że nie ważne co się stanie, zawsze będę mogła na ciebie liczyć.
-I zapamiętaj to do końca życia. Nikt więcej cię nie opuści. Ani ja, ani Vicky, ani nikt inny, rozumiesz? – pokiwałam głową, choć wiedziałam, że akurat tej obietnicy spełnić nie może. – Zależy mi na tobie jak na nikim innym.
-Dlaczego?
Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego mu na mnie zależy. Przecież jestem przeciętną, a nawet mniej niż przeciętną szajbuską. Mam zrytą banię, nigdy nikt mnie nie lubił a on… On jest ciachem. Tacy chłopacy jak on nigdy nie zwracali na mnie uwagi. O, sorry, żadni chłopacy nigdy nie zwracali na mnie uwagi, bo ja jestem żałosną idiotką bez perspektyw na przyszłość. Żałosne. Nawet on w tamtej chwili patrzył na mnie jakbym była pomylona.
-Nie wiesz, dlaczego mi na tobie zależy? – pokręciłam przecząco głową. – Bo jesteś wariatką. – No to pięknie.. – Jesteś najpiękniejszą, najskromniejszą, najweselszą, najmilszą, najsłodszą, najcudowniejszą wariatką, jaką w życiu spotkałem.
-Ale jednak wariatką.
-Wariatką w dobrym sensie. Uwielbiam w tobie twoją niekonwencjonalność. Jestem pewny w 100%, że nie ma na świecie nikogo takiego, jak ty. Jesteś wyjątkowa.
-Przestań, bo się rozpłaczę.
-Chcę tylko, żebyś mi uwierzyła.
-Im więcej będziesz mówił, tym bardziej to jest wątpliwe. – Chłopak położył dłonie na moich udach, przez co sytuacja stała się jeszcze bardziej intymna. Jego dotyk zawsze przyspieszał rytm mojego serca, ale teraz to już była przesada. Gdyby mnie podłączyli do tej maszyny ze szpitali, co odczytuje rytm serca, prawdopodobnie dziwiliby się, że ja jeszcze nie zeszłam na zawał. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, dłonie, które zaplotłam na jego szyi, zaczęły się trząść.
-A co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
-Pocałuj mnie, bo zaraz zwariuję do końca i już wtedy nie będziesz miał okazji. – Przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że czułam bicie jego serca. Co dziwne wariowało tak samo jak moje.
-Mam nadzieję, że tym razem nikt nam nie przerwie.
Chwyciłam w dłonie jego twarz. Nasze usta dzieliły milimetry. Czułam jego słodki oddech. Tak strasznie go chciałam. Wydawał się być idealny. Żadne słowa nie wyrażą tego, jakie wielkie pożądanie we mnie siedziało.
Złączyliśmy się w pocałunku, którego tak długo wyczekiwałam. I nikt nam nie przerwał. Jego usta na początku delikatnie muskały moje, ale po chwili poczułam to pożądanie też z jego strony. Zaczął się robić coraz bardziej zachłanny. Przelewał na mnie całą pasję. Jego dłonie przesunęły się na moje pośladki, co uświadomiło mi tylko, że zaczęło się dziać coś poważnego. O dziwo nie bałam się tego. Wręcz przeciwnie. Wciąż chciałam więcej i więcej.
Popchnęłam go, położył się na łóżku, a ja bez namysłu podążyłam za nim. Poczułam, że przestaje mnie całować i podnosi się. Otworzyłam oczy, w których zaczął kłębić się strach, że zrobiłam coś źle. Chłopak chwycił mnie swoimi silnymi rękami i przerzucił na środek łóżka tak, że leżałam głową na idealnie poukładanych poduszkach. Sam wstał i podszedł do drzwi. Już miałam zapytać, czy zrobiłam coś nie tak, ale ona szybko zamknął drzwi na klucz i wrócił na łóżko. Widziałam w jego oczach dziką, niemożliwą do okiełznania namiętność, narastającą z każdą sekundą. Nachylił się nade mną i powróciliśmy do czynności, którą przed kilkoma sekundami bezczelnie przerwał. Jego usta najpierw musnęła mój policzek, potem zaczął składać pojedyncze pocałunki wzdłuż linii mojej szczęki. W końcu doszedł do ust, jednak zanim złożył na nich kolejny pocałunek, wyszeptał pewne zdanie, które bardzo mnie ucieszyło.
-Teraz już nikt nam nie przeszkodzi, a nawet jeśli, będziemy udawać, że nas nie ma.
I całe szaleństwo zaczęło się od początku. Jego język walczył z moim, byliśmy tak pochłonięci sobą, że mogłoby się palić, a my i tak byśmy nie zauważyli. Wsadziłam zimne ręce pod jego koszulkę. Poczułam, że przechodzi go dreszcz. Uśmiechnęłam się na myśl, że może ja działam na niego tak samo, jak on na mnie. Jednym zgrabnym ruchem ściągnęłam z niego t-shirt. Z niemym zachwytem przejechałam dłonią po jego umięśnionym brzuchu. W odpowiedzi chłopak zaczął schodzić niżej. Jego usta delikatnie lecz zachłannie pieściły skórkę na mojej szyi i dekolcie, a jego zgrabne palce powoli rozpinały guziki koszuli. Po krótkiej chwili leżałam już bez niej. Zaczął całować mnie coraz niżej. Doszedł do paska od spodni, który zdecydowanie był tam niepotrzebny.
Podniósł mnie, sadzając mnie na swoich kolanach. Podczas rozpinania skórzanego paska i trzech guzików od jeansów, znów wrócił do pieszczenia moich ust. Kilkanaście sekund później leżałam już w samej bieliźnie, a żeby nie pozostać mu dłużna, zabrałam się za zdejmowanie jego spodni, co, jak się okazało, nie było tak proste, jak zdejmowanie koszulki.
Jedną rękę wsunął pode mnie, z zamiarem rozpięcia stanika. Zrobił to bez żadnego problemu. Właśnie w tamtym momencie zaczęłam się zastanawiać, ile dziewczyn mógł mieć przede mną, skoro nie ma problemu nawet z rozpinaniem stanika, a podobno faceci zawsze mają z tym problem. Jednak nie zaprzątałam sobie długo tym głowy, bo zdałam sobie sprawę, że leżę już całkiem naga, a on nadal ma na sobie bokserki. I właśnie ten problem musiałam rozwiązać.


Leżeliśmy pod kołdrą, wtuleni w swoje nagie ciała. Milczeliśmy. Nie dlatego, że nie mieliśmy o czym rozmawiać, ale dlatego, że tak było dobrze. Nie musieliśmy nic mówić, oboje dobrze wiedzieliśmy, jak czuje się ta druga osoba. Moja głowa leżała na jego klatce piersiowej, wsłuchiwałam się w rytmiczne bicie jego serca. Mogę zdecydowanie powiedzieć, że to były najcudowniejsze chwile w mojej marnej egzystencji.
Palce jego prawe ręki delikatnie jeździły po mojej talii, palce lewej miał splecione z moimi, trzymaliśmy je na jego brzuchu. Właśnie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy raz i pierwsze momenty po nim. Żadnej presji, żadnego ciśnienia, tylko nasze rozpalone ciała, ocierające się o siebie w akcie rozkoszy.
-Alex? – usłyszałam jego cichy, melodyjny głos. Mruknęłam cicho w odpowiedzi. – Powiedziałem ci, dlaczego mi na tobie zależy, teraz twoja kolej. Dlaczego ci na mnie zależy? – Zmieniłam pozycję na taką, bym mogła go widzieć.
-Zależy mi na tobie, bo jesteś idealny – wyszeptałam, patrząc mu w oczy.
-Wcale nie jestem idealny. Mam mnóstwo wad, jak każdy – zaprzeczył ze srogą, ale poniekąd zabawną miną.
-Dobrze. W takim razie jesteś idealny dla mnie. Tylko ty potrafisz doprowadzić mnie do takiego stanu, w jakim jestem za każdym razem, jak się do mnie zbliżasz, albo mnie dotykasz. A do tego umiesz wmówić mi wszystko. Ufam ci, nigdy w życiu nikomu nie ufałam tak, jak ufam tobie. – Chciał mi przerwać ale szybko zareagowałam. – Teraz ja mówię, a ty nawet nie próbuj nic powiedzieć. Spytałeś, więc teraz siedź cicho. – Zaśmiał się pod nosem. -  Zależy mi na tobie, bo jak nikt inny potrafisz mnie rozśmieszyć. W każdej sytuacji. Pamiętasz wczoraj, po powrocie z pogrzebu? W jednej chwili byłam zachmurzona jak niebo w mglisty, deszczowy, burzowy dzień, a w drugiej nie mogłam powstrzymać śmiechu.  Zależy mi na tobie, bo wiem, że jesteś zdolny zrobić dla mnie wiele rzeczy. Powinieneś zostać z chłopakami, a zostawiłeś ich, ominąłeś dwa dni prób, tylko dlatego, że cię potrzebowałam. Pomimo tego, że jestem fajtłapą i co chwila mówię albo robię jakąś głupotę, nie jest ci wstyd ze mną być. Po prostu jesteś zajebisty i jaram się tobą jak Fretka Jeremiaszem. Skończyłam. Już możesz mówić.
Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami, wypełnionymi takim ciepłem, uczuciem, że aż mi się miło zrobiło.
-Jesteś najważniejszą częścią mojego życia, Jones. I jeśli kiedyś cię stracę…
-Nie stracisz, Payne. Nawet jeśli będziesz miał mnie serdecznie dość, nie zostawię cię bez walki.
Kilkanaście minut później Liam zasnął. Przycisnął mnie do siebie, jakby bał się, że w każdej chwili mogę mu uciec.
Nigdy nie czułam się tak dobrze. Udało mi się nawet zapomnieć o wydarzeniach minionego dnia. Mogłabym zostać w łóżku już zawsze, pod warunkiem, że czułabym na sobie jego oddech, że słyszałabym bicie jego serca, że obejmowałby mnie i nigdy by mnie nie puścił.
Opuściłam powieki, a oczami wyobraźni zobaczyłam jego idealną, umięśnioną sylwetkę, jego uśmiechniętą twarz. Był perfekcyjny w każdym calu. Nie zamieniłabym go za nikogo innego. W tamtej chwili był najważniejszą osobą w moim życiu.
Słyszałam kiedyś od kogoś takie zdanie: ‘Nastoletnia miłość zawsze jest naj: najmocniej "wybucha", najmilej trwa, najszybciej się kończy.‘ Z całego serca miałam nadzieję, że nasze uczucie okaże się prawdziwym i długotrwałym. Przecież nie może być na świecie nikogo innego, do którego będę czuła to, co czuję teraz.


W tamtej chwili nie wiedziałam jak bardzo się mylę. Zdawało mi się, że nie ma nikogo takiego na świecie, a okazało się, że ten ktoś jest tak blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki. Ale gdybym mogła cofnąć się w czasie i uświadomić samej sobie, że jestem w wielkim błędzie, to zdecydowanie bym tego nie zrobiła. Bo miłość do Liam’a Payne’a była definitywnie najsilniejszym uczuciem, jakie w życiu czułam. I nawet teraz, po kilku latach od tamtego pamiętnego dnia, zdarza mi się żałować, że to musiało się skończyć. Bo nasze uczucie zawsze było prawdziwe. Ale o tym, co się stało, opowiem wam kiedy indziej.



************************
Dumna jestem cholernie z tego odcinka. Może nie jest on napisany jakimś zajebistym językiem, ale tak cholernie mi się podoba... 
Przepraszam, jeśli znajdziecie jakieś literówki z brakiem polskich znaków, ale pod 'alt' wpadł mi jakiś okruch i nie zawsze mi łapie. 
Postanowiłam sobie, że jeśli pod każdą notką będą się pojawiały komentarze, za każdym razem będę się starała pobić swój własny rekord. Dziś np. mam już 2328 słów, a to o 68 więcej niż ostatnio :) 
Także komentujcie.
xoxo

piątek, 23 marca 2012

6

Była 7:30. Obudziły mnie wibracje telefonu. Chciałam się podnieść i go poszukać, jednak przygniatało mnie coś ciężkiego, przez co miałam ograniczone pole manewru. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co stało się dzień wcześniej, z kim spałam w jednym łóżku i kto właśnie przeszkadzał mi w oddychaniu. Uśmiechnęłam się podnosząc delikatnie jego rękę (która była jeszcze cięższa niż się wydawała) i wstałam z łóżka.  Wyciągnęłam spod poduszki telefon i wyłączyłam budzik. Spojrzałam, czy Liam się nie obudził, a gdy już się upewniłam, że śpi, ruszyłam do walizki. Nie zdążyłam jej jeszcze wypakować, przecież całe ostatnie popołudnie spędziłam z chłopakami, a po powrocie nie miałam już siły na nic. Jestem z siebie naprawdę dumna, że udało mi się złapać z nimi tak dobry kontakt. Nie spodziewałam się, że to będzie takie proste. Przy nich mogłam być sobą, czułam się swobodnie, nie musiałam grać, odstawiać szopek, żeby mnie zaakceptowali.
Ukucnęłam przy walizce i wyciągnęłam czarny sweter do połowy ud z różowym sercem na środku i różowe rajstopy i czystą bieliznę. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zrzuciłam z siebie koszulkę z nadrukiem ‘McFly’ i ich zdjęciem, w której miałam zwyczaj spać i kolorowe figi, i wskoczyłam pod prysznic. Po moim ciele pociekły zimne kropelki wody, poczułam się tak błogo, tak przyjemnie, bo przez całą noc było mi gorąco. Czułam się, jakbym spała z na maxa odkręconym kaloryferem. Oczywiście nie mówię, że było mi źle, bo nie zamieniłabym tej nocy na nic, ale jednak on mógłby grzać trochę mniej.
 Umyłam szybko całe ciało i włosy i niechętnie wyszłam na kafelki. Szczelnie okręciłam się białym, hotelowym ręcznikiem.  Rozczesałam włosy, pryskając je sprayem sprzyjającym kręceniu się. Podczas mycia zębów usłyszałam ciche pukanie.
-Alex.. – zawołał cicho Liam totalnie słodkim, zaspanym głosem. – Wpuść mnie, błagam.
-Liam, ja się tu próbuję umyć! – wybełkotałam, śmiejąc się.
-Ale ja się zaraz zsikam w majtki. – Westchnęłam cicho, otwierając drzwi.
-Czy ty przypadkiem nie masz swojego pokoju jakieś 10 metrów stąd? – zapytałam ironicznie, starając się nie opluć go pastą do zębów.
-Ale tam jest taki tłok, tyle ludzi, a ty jesteś tu sama, tak ładnie wyglądasz i tak ładnie pachniesz, nie chcę iść tam i zostawiać cię samej, bo ktoś może mi cię ukraść – powiedział na jednym oddechu. – To mogę? – zaprosiłam go gestem ręki, a sama opuściłam łazienkę, nie chcąc być świadkiem, jakby to powiedziała Victoria, odcedzania ziemniaków, ewentualnie spuszczania z kija ( tak, ja wiem, przezabawne, hahaha, kupa śmiechu). Po chwili usłyszałam odkręconą wodę, co było dla mnie znakiem, że mogę tam wrócić. Szybko wyplułam pastę, która zdążyła już wypalić mi buzię i przyprawiła o kilka łez i wypłukałam.
-Naprawdę ci zazdroszczę, że mieszkasz sama.
-Wiesz, teraz poniekąd nie czuję się, jakbym mieszkała sama. Ty tu jesteś, krępujesz mnie – zaśmiał się cicho ale nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie śmiesznie przechylając głowę. Zbliżył się do mnie, złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Przeszkadzam ci w czymś? – spytał subtelnym, delikatnym głosem. Spojrzałam mu w oczy.
-Właściwie trochę tak, bo miałam zamiar się ubrać.
-Ja mogę ci pomóc się ubrać – przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
-Jesteś pewien, że chodzi ci o ubranie, a nie o rozebranie? – podniosłam jedną brew zarzucając ręce na jego szyję.
-Zrobię co tylko chcesz, mogę cię rozebrać, ubrać, potem znowu rozebrać, umyć ci plecy..
-Plecy już myłam. Ale uważaj, bo następnym razem się zdecyduję i cię zawołam.
-I co, myślisz, że bym nie podołał? – Nasze twarze dzieliły milimetry. Czułam jego słodki oddech.
-Myślę, że poradziłbyś sobie bardzo dobrze –stwierdziłam, przymykając oczy.
-Wypróbuj kiedyś. Ja chętnie ci pomogę.
Było tak blisko, no tak blisko! Już prawie czułam jak jego delikatne usta spoczywają na moich, jak całują mnie z każdą chwilą coraz bardziej zachłannie, jak jego ręce błądzą w moich mokrych włosach. Boże, co za pech, że właśnie w chwili, w której mieliśmy się pocałować usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Cofnęłam głowę szepcząc do siebie prawie niesłyszalne: ‘Ale ktoś zaraz zginie.’. Liam zacisnął pięści, nie ruszając się z miejsca. Nie patrzyłam do niego. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Na korytarzu stali Louis i Harry, uśmiechając się przyjacielsko. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że nadal jestem jedynie owinięta w ręcznik. Nie obchodziło mnie to.
-Słucham – powiedziałam, patrząc na nich i próbując wymyślić najgorsze tortury z możliwych.
-Kurna, znowu wam przerwaliśmy? – Harry przeczesał ręką włosy i przeprosił bezgłośnie.
-Nie, dlaczego tak uważasz? – Zza moich pleców wyłonił się również zdenerwowany Liam. – Rozumiem, że przyszliście po mnie. – Chłopcy pokiwali twierdząco głowami.
-O 8:45 mamy zbiórkę na dole – powiedział Lou, patrząc na nas przepraszającym wzrokiem. – Harry, lepiej już chodźmy. – Chłopak klepnął młodszego kolegę w ramię i wolnym krokiem odeszli w stronę swojego pokoju. Liam spojrzał na mnie a na jego twarzy zagościł zrezygnowany uśmiech.
-Mogę dziś też tu spać?
-A umyjesz mi wieczorem plecy? – spytałam robiąc oczy szczeniaczka. Payne zaśmiał się.
-Co tylko będziesz chciała – pocałował mnie w policzek i poszedł do siebie. Zamknęłam drzwi i wróciłam do łazienki. Tam ubrałam się, zrobiłam szybki makijaż i wyprostowałam grzywkę. Przez cały ten czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jesteśmy coraz bliżej zostania parą. Oficjalnie. I totalnie się tym jarałam. Gdybym mogła, kliknęłabym ‘Lubię to!’

Chwilę przed 8:45 usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Włożyłam telefon do małej torebki, wzięłam klucz i pociągnęłam za klamkę. Na korytarzu stała zdecydowanie jedna z najpiękniejszych istot, jakie w życiu widziała. Zayn Malik, wysoki brunet z brązowymi oczami.. Biła od niego taka zajebistość, że w pewnych momentach brakowało mi tchu. Oczywiście podobał mi się Liam, ale to jednak Zayn był tym najbardziej reprezentatywnym, wyjściowym członkiem One Direction. Uśmiechnął się do mnie sztucznie, mówiąc zrezygnowanym głosem, że chłopcy go poprosili, żeby po mnie zaszedł. Odrzucił mnie ten sztuczny uśmiech. Nadal wyglądał bosko, był piękny, ale poczułam przez chwilę ukłucie w żołądku, oznaczające, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że się nie polubimy. Poniekąd zdziwiło mnie jego zachowanie, ale to było mało ważne. Póki co nic wielkiego mi nie zrobił, więc nie zareagowałam. Zamknęłam za sobą drzwi, zauważając, że z pokoju numer 365 wychodzi czterech rozchichotanych chłopaków, którzy sprawiali zupełnie inne wrażenie, niż Malik.
-Widzę, że poprawił ci się już humor po tym, jak nam bezczelnie przerwano.. Znowu – powiedziałam do Liama, który zaraz po moim podejściu złapał mnie za rękę.
-Czas, żeby tobie też się poprawił – stwierdził Niall. – I wydaje mi się, że wszyscy musimy przyzwyczaić się do ‘dyskretnego’ obgadywania innych ludzi, ‘szeptania’ tak cichutko, że cały autobus słyszy, ciągłego przerywania, krzyku, bicia, kłótni, i tego wszystkiego, co stało się odkąd wczoraj się poznaliśmy.
-Te, blondyn, jeśli dobrze pamiętam, miała panować zasada: ‘Co stało się w pokoju, zostaje w pokoju’. – Louis nacisnął guzik przy windzie, patrząc wrogo na Horana.
-Oj tam, ona prawie z nami mieszka. I dzięki niej co jakiś czas będziemy mieli okazję pozbyć się jednego z naszych współlokatorów.
Po zjechaniu na parter i wyjściu z windy zostaliśmy zawołani do reszty uczestników. Jak się okazało, wszyscy czekali tylko na nas. Jakiś facet, który przedstawił się jako Mike Logan, opowiedział nam krótko plan dnia, wyjaśnił co będziemy po kolei robić, na czym będą polegały spotkania w domach jurorów. Ja zostałam przydzielona do Cheryl Cole, chłopcy do Simona Cowella, więc czekał nas kilkugodzinny odpoczynek od siebie.
Podążyłam za kilkoma solistami, wsiedliśmy do niedużego busa i ruszyliśmy. Źle się czułam w towarzystwie osób, które nawet się nie przedstawiły. Było mi trochę niezręcznie, chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do towarzystwa Liama, który zawsze wszystko za mnie załatwiał. Jestem pewna, że gdyby on i reszta chłopców tu była, niedługa podróż wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak każdy siedział na swoim miejscu z głową opartą o szybę, nie mówił nic, unikał kontaktu wzrokowego, zachowywał się po prostu, jakby był w busie sam.
Droga do domu, oj przepraszam, WILLI Cheryl trwała ok. 30 minut. Przez całą drogę nikt nie odezwał się do nikogo słowem, ale jak wysiedliśmy, szczęki opadły wszystkim, łącznie ze mną. Nie wdziałam tak ogromnej chaty nigdy! Była tak wielka i piękna, że niektóre osoby aż zaczęły rozmawiać z zachwytu, co było wielkim postępem.
Wielkie drzwi się otworzyły, a z wnętrza wyszła piękna i olśniewająca Cheryl Cole. Powitała nas i zaprosiła do środka. Jak się okazało, czekało na nas cudowne śniadanie (chociaż nie wiem, czy można to tak nazwać, bo kto normalny podaje kurczaka w miodzie na śniadanie?), przy którym miały zostać wyjaśnione nam wszelkie zasady. Trwało to ponad godzinę. Gdy wszystko już wiedzieliśmy, gdy siedzieliśmy przy stole bladzi, przejedzeni, oddychający z wielką trudnością, piosenkarka postanowiła pokazać nam resztę domu. Odwiedzając kolejną z rzędu sypialnię, stwierdziłam, że właśnie taki domeczek chcę mieć w przyszłości.
O 12:30 kobieta rozdała nam grafik, mówiący kto, kiedy, gdzie i z kim ma próby, poinformowała nas o dacie kolejnego spotkania i wysłała nas powrotem do hotelu, dając nam wolne popołudnie.


Gdy wszyscy ładowali się do busa, zadzwonił mój telefon. Odeszłam na bok. Naciskając zieloną słuchawkę, przyłożyłam sobie słuchawkę do ucha. Usłyszałam cichy szloch mojej siostry, który nieźle mnie przestraszył.
-Vicky – zawołałam ją, po czym zaczęłam obgryzać paznokcia.
-Alex.. Ja.. Ja nie wierzę.. – przerwał jej, jak się domyślam, kolejny już atak płaczu.
-Co się stało? Czemu płaczesz? – poczułam, że ręka zaczyna mi się trząść. Nie lubiłam, gdy Victoria płakała, czułam się wtedy taka bezsilna, słaba. Ona zawsze była silniejsza ode mnie, pewniejsza siebie, a gdy widziałam jej łzy, miałam ochotę schować się z misiem pod łóżko i to przeczekać.
-Babcia..
-Babcia? Co z babcią? Coś jej się stało? – musiałam poczekać chwilę, aż uspokoi się na tyle, by móc mi odpowiedzieć.
-Babcia miała zawał. –Złapałam się za głowę, ale po chwili uświadomiłam sobie, że co chwila ktoś na świecie ma zawał. Przeżywalność tego jest duża, przecież babcia z tego wyjdzie, na pewno wyjdzie, nie podda się i będzie z nami jeszcze długo.
-Jest w szpitalu? – spytałam, starając się mówić opanowanym głosem. Jej kolejne słowa były zaprzeczeniem tego, o czym przed chwilą myślałam. ‘Babcia nie żyje’ – te słowa obijały mi się po głowie. Przez kolejne kilka sekund czułam, jak kolana się pode mną uginają, telefon wypada z ręki, roztrzaskuje się na polbruku, a moje kolana dotykają ziemi.
W jednej chwili całe moje życie rozsypało się na kawałeczki. Straciłam już ojca, mamę, dziadka, trudno mi było uwierzyć, że odeszła też moja babcia, moja ukochana babcia, która zawsze, nawet w najcięższych chwilach była ze mną, która jeszcze dzień wcześniej robiła mi kanapki na drogę, która pocieszała mnie, wmawiała, że wszystko będzie dobrze, żebym uwierzyła, że wygram jeśli tylko się postaram. Ta babcia, która śmiała się, gdy ja się śmiałam i płakała, gdy ja płakałam. Odeszła bez pożegnania.
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Łzy bólu, żalu, słabości. Nie wiem nawet ile czasu klęczałam, ile czasu minęło odkąd poleciała pierwsza łza. Wiem tylko, że płacz zamienił się w lament, wewnętrzny krzyk, rozrywający mnie na miliardy kawałeczków. Tak bardzo nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam, ale zdawałam sprawę, że Victoria nie zrobiłaby mi takiego głupiego żartu.
Miałam nadzieję, że zaraz się obudzę. Przestał obchodzić mnie program, przestał mnie obchodzić nawet Liam, chciałam tylko, żeby to wszystko okazało się głupim koszmarem, że otworzę oczy, a obok mnie usiądzie moja babcia, pogłaszcze mnie po głowie, jak to zawsze miała w zwyczaju, że powie, że mnie kocha i że nigdy mnie nie opuści. Tak bardzo tego pragnęłam.




Weszliśmy z chłopakami do hotelu, przepychając się i głośno śmiejąc. Podszedłem do recepcji po klucz. Vanessa – dziewczyna w różowych włosach – podała mi go, patrząc mi głęboko w oczy. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach przez ten jej przeszywający wzrok. Czułem, jakby mogła wyczytać każde moje uczucie, jakby czytała mi w myślach.
-Liam, prawda? – uniosłem brew, kiwając twierdząco głową. – Przyjechałeś wczoraj z taką ładną brunetką. – Kolejny raz kiwnąłem głową, nie rozumiejąc , do czego ona zmierza. – Nie chcę cię straszyć, czy coś, ale wydaje mi się, że powinieneś do niej iść. I to szybko.
-Czemu tak uważasz? – spytałem wpatrując się w jej zielone tęczówki.
-Bo jakieś pół godziny temu Mike wprowadzał ją zapłakaną na górę. Nikomu nie chciała powiedzieć co się stało. Miałam ci przekazać, jak się pojawisz, żebyś do niej poszedł, bo jest w naprawdę złym stanie. – Jej słowa nieźle mnie wystraszyły. Oddałem klucz Harry’emu i pobiegłem szybko do windy. Wskoczyłem do niej, nie tłumacząc chłopakom, co się dzieje, nie czekając nawet na to, by oni wsiedli ze mną. Zastanawiało mnie, co mogło się stać. Przecież Alexis jest silną dziewczyną, nie załamałaby się przez byle co. Musiało zdarzyć się coś naprawdę poważnego. W ciągu kilku krótkich sekund od wyjścia z windy znalazłem się przy drzwiach pokoju numer 369. Bez pukania wszedłem do środka, a to co zobaczyłem prawie zwaliło mnie z nóg. Na łóżku leżała skulona w kłębek, blada Alex. Moja Alex. Tak, która zawsze się śmieje. Ta, która jest najsłodszą, najmilszą osobą na świecie. Leżała wpatrując się w jeden, bliżej nieokreślony punkt.
Kiedy podszedłem do niej i pogłaskałem ją po głowie, spojrzała na mnie zimnym, pełnym bólu wzrokiem. Z jej pięknych oczu zaczęły kapać łzy, podniosła się i wtuliła się we mnie. Oplotłem ją ramionami, próbując chociaż trochę ją uspokoić.
-Powiesz mi, co się stało? – spytałem w końcu. Nie byłem pewny, czy to dobre rozwiązanie, ale już nie mogłem tego cofnąć. Dziewczyna zaczęła oddychać głęboko, za wszelką cenę próbując opanować szloch.
-Moja babcia nie żyje – wyszeptała takim cichym, słabym głosem, że ledwo co usłyszałem. To co powiedziała, odebrało mi mowę. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc tylko siedziałem i bujałem się w przód i w tył, by pomóc jej się uspokoić. Po kilkunastu minutach nastała cisza. Zdałem sobie sprawę, że zasnęła. Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kocem. Sam włączyłem cicho telewizor i położyłem się obok niej, nie chcąc nawet na chwilę zostawić jej samej. Przecież w każdej chwili mogłaby się obudzić..
Właśnie w tamtej chwili uświadomiłem sobie coś ważnego. Kochałem ją. Jak nikogo na świecie. 



*************************

Oficjalnie oświadczam wszystkim, którzy czytają moje wypociny, iż właśnie pobiłam swój życiowy rekord. Jest to najdłuższa notka, jaką w życiu napisałam. Dokładnie 2260 słów. 
Mam nadzieję, że moje starania nie pójdą na marne i ktoś to przeczyta, a może nawet skomentuje, chociaż nie chciałabym wymagać zbyt wiele, bo mogę się zawieść. 
Co nie zmienia faktu, że liczę na was. 
Przepraszam za wszelkie błędy, ale już nie mam siły sprawdzać.
xx