piątek, 23 marca 2012

6

Była 7:30. Obudziły mnie wibracje telefonu. Chciałam się podnieść i go poszukać, jednak przygniatało mnie coś ciężkiego, przez co miałam ograniczone pole manewru. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co stało się dzień wcześniej, z kim spałam w jednym łóżku i kto właśnie przeszkadzał mi w oddychaniu. Uśmiechnęłam się podnosząc delikatnie jego rękę (która była jeszcze cięższa niż się wydawała) i wstałam z łóżka.  Wyciągnęłam spod poduszki telefon i wyłączyłam budzik. Spojrzałam, czy Liam się nie obudził, a gdy już się upewniłam, że śpi, ruszyłam do walizki. Nie zdążyłam jej jeszcze wypakować, przecież całe ostatnie popołudnie spędziłam z chłopakami, a po powrocie nie miałam już siły na nic. Jestem z siebie naprawdę dumna, że udało mi się złapać z nimi tak dobry kontakt. Nie spodziewałam się, że to będzie takie proste. Przy nich mogłam być sobą, czułam się swobodnie, nie musiałam grać, odstawiać szopek, żeby mnie zaakceptowali.
Ukucnęłam przy walizce i wyciągnęłam czarny sweter do połowy ud z różowym sercem na środku i różowe rajstopy i czystą bieliznę. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zrzuciłam z siebie koszulkę z nadrukiem ‘McFly’ i ich zdjęciem, w której miałam zwyczaj spać i kolorowe figi, i wskoczyłam pod prysznic. Po moim ciele pociekły zimne kropelki wody, poczułam się tak błogo, tak przyjemnie, bo przez całą noc było mi gorąco. Czułam się, jakbym spała z na maxa odkręconym kaloryferem. Oczywiście nie mówię, że było mi źle, bo nie zamieniłabym tej nocy na nic, ale jednak on mógłby grzać trochę mniej.
 Umyłam szybko całe ciało i włosy i niechętnie wyszłam na kafelki. Szczelnie okręciłam się białym, hotelowym ręcznikiem.  Rozczesałam włosy, pryskając je sprayem sprzyjającym kręceniu się. Podczas mycia zębów usłyszałam ciche pukanie.
-Alex.. – zawołał cicho Liam totalnie słodkim, zaspanym głosem. – Wpuść mnie, błagam.
-Liam, ja się tu próbuję umyć! – wybełkotałam, śmiejąc się.
-Ale ja się zaraz zsikam w majtki. – Westchnęłam cicho, otwierając drzwi.
-Czy ty przypadkiem nie masz swojego pokoju jakieś 10 metrów stąd? – zapytałam ironicznie, starając się nie opluć go pastą do zębów.
-Ale tam jest taki tłok, tyle ludzi, a ty jesteś tu sama, tak ładnie wyglądasz i tak ładnie pachniesz, nie chcę iść tam i zostawiać cię samej, bo ktoś może mi cię ukraść – powiedział na jednym oddechu. – To mogę? – zaprosiłam go gestem ręki, a sama opuściłam łazienkę, nie chcąc być świadkiem, jakby to powiedziała Victoria, odcedzania ziemniaków, ewentualnie spuszczania z kija ( tak, ja wiem, przezabawne, hahaha, kupa śmiechu). Po chwili usłyszałam odkręconą wodę, co było dla mnie znakiem, że mogę tam wrócić. Szybko wyplułam pastę, która zdążyła już wypalić mi buzię i przyprawiła o kilka łez i wypłukałam.
-Naprawdę ci zazdroszczę, że mieszkasz sama.
-Wiesz, teraz poniekąd nie czuję się, jakbym mieszkała sama. Ty tu jesteś, krępujesz mnie – zaśmiał się cicho ale nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie śmiesznie przechylając głowę. Zbliżył się do mnie, złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Przeszkadzam ci w czymś? – spytał subtelnym, delikatnym głosem. Spojrzałam mu w oczy.
-Właściwie trochę tak, bo miałam zamiar się ubrać.
-Ja mogę ci pomóc się ubrać – przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
-Jesteś pewien, że chodzi ci o ubranie, a nie o rozebranie? – podniosłam jedną brew zarzucając ręce na jego szyję.
-Zrobię co tylko chcesz, mogę cię rozebrać, ubrać, potem znowu rozebrać, umyć ci plecy..
-Plecy już myłam. Ale uważaj, bo następnym razem się zdecyduję i cię zawołam.
-I co, myślisz, że bym nie podołał? – Nasze twarze dzieliły milimetry. Czułam jego słodki oddech.
-Myślę, że poradziłbyś sobie bardzo dobrze –stwierdziłam, przymykając oczy.
-Wypróbuj kiedyś. Ja chętnie ci pomogę.
Było tak blisko, no tak blisko! Już prawie czułam jak jego delikatne usta spoczywają na moich, jak całują mnie z każdą chwilą coraz bardziej zachłannie, jak jego ręce błądzą w moich mokrych włosach. Boże, co za pech, że właśnie w chwili, w której mieliśmy się pocałować usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Cofnęłam głowę szepcząc do siebie prawie niesłyszalne: ‘Ale ktoś zaraz zginie.’. Liam zacisnął pięści, nie ruszając się z miejsca. Nie patrzyłam do niego. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Na korytarzu stali Louis i Harry, uśmiechając się przyjacielsko. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że nadal jestem jedynie owinięta w ręcznik. Nie obchodziło mnie to.
-Słucham – powiedziałam, patrząc na nich i próbując wymyślić najgorsze tortury z możliwych.
-Kurna, znowu wam przerwaliśmy? – Harry przeczesał ręką włosy i przeprosił bezgłośnie.
-Nie, dlaczego tak uważasz? – Zza moich pleców wyłonił się również zdenerwowany Liam. – Rozumiem, że przyszliście po mnie. – Chłopcy pokiwali twierdząco głowami.
-O 8:45 mamy zbiórkę na dole – powiedział Lou, patrząc na nas przepraszającym wzrokiem. – Harry, lepiej już chodźmy. – Chłopak klepnął młodszego kolegę w ramię i wolnym krokiem odeszli w stronę swojego pokoju. Liam spojrzał na mnie a na jego twarzy zagościł zrezygnowany uśmiech.
-Mogę dziś też tu spać?
-A umyjesz mi wieczorem plecy? – spytałam robiąc oczy szczeniaczka. Payne zaśmiał się.
-Co tylko będziesz chciała – pocałował mnie w policzek i poszedł do siebie. Zamknęłam drzwi i wróciłam do łazienki. Tam ubrałam się, zrobiłam szybki makijaż i wyprostowałam grzywkę. Przez cały ten czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jesteśmy coraz bliżej zostania parą. Oficjalnie. I totalnie się tym jarałam. Gdybym mogła, kliknęłabym ‘Lubię to!’

Chwilę przed 8:45 usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Włożyłam telefon do małej torebki, wzięłam klucz i pociągnęłam za klamkę. Na korytarzu stała zdecydowanie jedna z najpiękniejszych istot, jakie w życiu widziała. Zayn Malik, wysoki brunet z brązowymi oczami.. Biła od niego taka zajebistość, że w pewnych momentach brakowało mi tchu. Oczywiście podobał mi się Liam, ale to jednak Zayn był tym najbardziej reprezentatywnym, wyjściowym członkiem One Direction. Uśmiechnął się do mnie sztucznie, mówiąc zrezygnowanym głosem, że chłopcy go poprosili, żeby po mnie zaszedł. Odrzucił mnie ten sztuczny uśmiech. Nadal wyglądał bosko, był piękny, ale poczułam przez chwilę ukłucie w żołądku, oznaczające, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że się nie polubimy. Poniekąd zdziwiło mnie jego zachowanie, ale to było mało ważne. Póki co nic wielkiego mi nie zrobił, więc nie zareagowałam. Zamknęłam za sobą drzwi, zauważając, że z pokoju numer 365 wychodzi czterech rozchichotanych chłopaków, którzy sprawiali zupełnie inne wrażenie, niż Malik.
-Widzę, że poprawił ci się już humor po tym, jak nam bezczelnie przerwano.. Znowu – powiedziałam do Liama, który zaraz po moim podejściu złapał mnie za rękę.
-Czas, żeby tobie też się poprawił – stwierdził Niall. – I wydaje mi się, że wszyscy musimy przyzwyczaić się do ‘dyskretnego’ obgadywania innych ludzi, ‘szeptania’ tak cichutko, że cały autobus słyszy, ciągłego przerywania, krzyku, bicia, kłótni, i tego wszystkiego, co stało się odkąd wczoraj się poznaliśmy.
-Te, blondyn, jeśli dobrze pamiętam, miała panować zasada: ‘Co stało się w pokoju, zostaje w pokoju’. – Louis nacisnął guzik przy windzie, patrząc wrogo na Horana.
-Oj tam, ona prawie z nami mieszka. I dzięki niej co jakiś czas będziemy mieli okazję pozbyć się jednego z naszych współlokatorów.
Po zjechaniu na parter i wyjściu z windy zostaliśmy zawołani do reszty uczestników. Jak się okazało, wszyscy czekali tylko na nas. Jakiś facet, który przedstawił się jako Mike Logan, opowiedział nam krótko plan dnia, wyjaśnił co będziemy po kolei robić, na czym będą polegały spotkania w domach jurorów. Ja zostałam przydzielona do Cheryl Cole, chłopcy do Simona Cowella, więc czekał nas kilkugodzinny odpoczynek od siebie.
Podążyłam za kilkoma solistami, wsiedliśmy do niedużego busa i ruszyliśmy. Źle się czułam w towarzystwie osób, które nawet się nie przedstawiły. Było mi trochę niezręcznie, chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do towarzystwa Liama, który zawsze wszystko za mnie załatwiał. Jestem pewna, że gdyby on i reszta chłopców tu była, niedługa podróż wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak każdy siedział na swoim miejscu z głową opartą o szybę, nie mówił nic, unikał kontaktu wzrokowego, zachowywał się po prostu, jakby był w busie sam.
Droga do domu, oj przepraszam, WILLI Cheryl trwała ok. 30 minut. Przez całą drogę nikt nie odezwał się do nikogo słowem, ale jak wysiedliśmy, szczęki opadły wszystkim, łącznie ze mną. Nie wdziałam tak ogromnej chaty nigdy! Była tak wielka i piękna, że niektóre osoby aż zaczęły rozmawiać z zachwytu, co było wielkim postępem.
Wielkie drzwi się otworzyły, a z wnętrza wyszła piękna i olśniewająca Cheryl Cole. Powitała nas i zaprosiła do środka. Jak się okazało, czekało na nas cudowne śniadanie (chociaż nie wiem, czy można to tak nazwać, bo kto normalny podaje kurczaka w miodzie na śniadanie?), przy którym miały zostać wyjaśnione nam wszelkie zasady. Trwało to ponad godzinę. Gdy wszystko już wiedzieliśmy, gdy siedzieliśmy przy stole bladzi, przejedzeni, oddychający z wielką trudnością, piosenkarka postanowiła pokazać nam resztę domu. Odwiedzając kolejną z rzędu sypialnię, stwierdziłam, że właśnie taki domeczek chcę mieć w przyszłości.
O 12:30 kobieta rozdała nam grafik, mówiący kto, kiedy, gdzie i z kim ma próby, poinformowała nas o dacie kolejnego spotkania i wysłała nas powrotem do hotelu, dając nam wolne popołudnie.


Gdy wszyscy ładowali się do busa, zadzwonił mój telefon. Odeszłam na bok. Naciskając zieloną słuchawkę, przyłożyłam sobie słuchawkę do ucha. Usłyszałam cichy szloch mojej siostry, który nieźle mnie przestraszył.
-Vicky – zawołałam ją, po czym zaczęłam obgryzać paznokcia.
-Alex.. Ja.. Ja nie wierzę.. – przerwał jej, jak się domyślam, kolejny już atak płaczu.
-Co się stało? Czemu płaczesz? – poczułam, że ręka zaczyna mi się trząść. Nie lubiłam, gdy Victoria płakała, czułam się wtedy taka bezsilna, słaba. Ona zawsze była silniejsza ode mnie, pewniejsza siebie, a gdy widziałam jej łzy, miałam ochotę schować się z misiem pod łóżko i to przeczekać.
-Babcia..
-Babcia? Co z babcią? Coś jej się stało? – musiałam poczekać chwilę, aż uspokoi się na tyle, by móc mi odpowiedzieć.
-Babcia miała zawał. –Złapałam się za głowę, ale po chwili uświadomiłam sobie, że co chwila ktoś na świecie ma zawał. Przeżywalność tego jest duża, przecież babcia z tego wyjdzie, na pewno wyjdzie, nie podda się i będzie z nami jeszcze długo.
-Jest w szpitalu? – spytałam, starając się mówić opanowanym głosem. Jej kolejne słowa były zaprzeczeniem tego, o czym przed chwilą myślałam. ‘Babcia nie żyje’ – te słowa obijały mi się po głowie. Przez kolejne kilka sekund czułam, jak kolana się pode mną uginają, telefon wypada z ręki, roztrzaskuje się na polbruku, a moje kolana dotykają ziemi.
W jednej chwili całe moje życie rozsypało się na kawałeczki. Straciłam już ojca, mamę, dziadka, trudno mi było uwierzyć, że odeszła też moja babcia, moja ukochana babcia, która zawsze, nawet w najcięższych chwilach była ze mną, która jeszcze dzień wcześniej robiła mi kanapki na drogę, która pocieszała mnie, wmawiała, że wszystko będzie dobrze, żebym uwierzyła, że wygram jeśli tylko się postaram. Ta babcia, która śmiała się, gdy ja się śmiałam i płakała, gdy ja płakałam. Odeszła bez pożegnania.
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Łzy bólu, żalu, słabości. Nie wiem nawet ile czasu klęczałam, ile czasu minęło odkąd poleciała pierwsza łza. Wiem tylko, że płacz zamienił się w lament, wewnętrzny krzyk, rozrywający mnie na miliardy kawałeczków. Tak bardzo nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam, ale zdawałam sprawę, że Victoria nie zrobiłaby mi takiego głupiego żartu.
Miałam nadzieję, że zaraz się obudzę. Przestał obchodzić mnie program, przestał mnie obchodzić nawet Liam, chciałam tylko, żeby to wszystko okazało się głupim koszmarem, że otworzę oczy, a obok mnie usiądzie moja babcia, pogłaszcze mnie po głowie, jak to zawsze miała w zwyczaju, że powie, że mnie kocha i że nigdy mnie nie opuści. Tak bardzo tego pragnęłam.




Weszliśmy z chłopakami do hotelu, przepychając się i głośno śmiejąc. Podszedłem do recepcji po klucz. Vanessa – dziewczyna w różowych włosach – podała mi go, patrząc mi głęboko w oczy. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach przez ten jej przeszywający wzrok. Czułem, jakby mogła wyczytać każde moje uczucie, jakby czytała mi w myślach.
-Liam, prawda? – uniosłem brew, kiwając twierdząco głową. – Przyjechałeś wczoraj z taką ładną brunetką. – Kolejny raz kiwnąłem głową, nie rozumiejąc , do czego ona zmierza. – Nie chcę cię straszyć, czy coś, ale wydaje mi się, że powinieneś do niej iść. I to szybko.
-Czemu tak uważasz? – spytałem wpatrując się w jej zielone tęczówki.
-Bo jakieś pół godziny temu Mike wprowadzał ją zapłakaną na górę. Nikomu nie chciała powiedzieć co się stało. Miałam ci przekazać, jak się pojawisz, żebyś do niej poszedł, bo jest w naprawdę złym stanie. – Jej słowa nieźle mnie wystraszyły. Oddałem klucz Harry’emu i pobiegłem szybko do windy. Wskoczyłem do niej, nie tłumacząc chłopakom, co się dzieje, nie czekając nawet na to, by oni wsiedli ze mną. Zastanawiało mnie, co mogło się stać. Przecież Alexis jest silną dziewczyną, nie załamałaby się przez byle co. Musiało zdarzyć się coś naprawdę poważnego. W ciągu kilku krótkich sekund od wyjścia z windy znalazłem się przy drzwiach pokoju numer 369. Bez pukania wszedłem do środka, a to co zobaczyłem prawie zwaliło mnie z nóg. Na łóżku leżała skulona w kłębek, blada Alex. Moja Alex. Tak, która zawsze się śmieje. Ta, która jest najsłodszą, najmilszą osobą na świecie. Leżała wpatrując się w jeden, bliżej nieokreślony punkt.
Kiedy podszedłem do niej i pogłaskałem ją po głowie, spojrzała na mnie zimnym, pełnym bólu wzrokiem. Z jej pięknych oczu zaczęły kapać łzy, podniosła się i wtuliła się we mnie. Oplotłem ją ramionami, próbując chociaż trochę ją uspokoić.
-Powiesz mi, co się stało? – spytałem w końcu. Nie byłem pewny, czy to dobre rozwiązanie, ale już nie mogłem tego cofnąć. Dziewczyna zaczęła oddychać głęboko, za wszelką cenę próbując opanować szloch.
-Moja babcia nie żyje – wyszeptała takim cichym, słabym głosem, że ledwo co usłyszałem. To co powiedziała, odebrało mi mowę. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc tylko siedziałem i bujałem się w przód i w tył, by pomóc jej się uspokoić. Po kilkunastu minutach nastała cisza. Zdałem sobie sprawę, że zasnęła. Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kocem. Sam włączyłem cicho telewizor i położyłem się obok niej, nie chcąc nawet na chwilę zostawić jej samej. Przecież w każdej chwili mogłaby się obudzić..
Właśnie w tamtej chwili uświadomiłem sobie coś ważnego. Kochałem ją. Jak nikogo na świecie. 



*************************

Oficjalnie oświadczam wszystkim, którzy czytają moje wypociny, iż właśnie pobiłam swój życiowy rekord. Jest to najdłuższa notka, jaką w życiu napisałam. Dokładnie 2260 słów. 
Mam nadzieję, że moje starania nie pójdą na marne i ktoś to przeczyta, a może nawet skomentuje, chociaż nie chciałabym wymagać zbyt wiele, bo mogę się zawieść. 
Co nie zmienia faktu, że liczę na was. 
Przepraszam za wszelkie błędy, ale już nie mam siły sprawdzać.
xx

3 komentarze:

  1. O kurde, mi się to zajebiście podoba! Pisz częściej takie długie rozdziały, bo uwielbiam czytać, jak piszesz. Liam i Alex są tacy słodcy, nie wyobrażam sobie, by A. była z Zaynem. Nie wiem, jakoś tak idealnie pasuje mi do Payne'a. Rozdział genialny, te wszystkie uczucia się tu przeplatające... No, po prostu cudo! Nie mogę się doczekać następnego xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. naprawdę świetne. bardzo wciąga, czekam na kolejny rozdział xD
    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  3. łuhuuuuh, w końcu dorwałam komputer i doczytałam następny rozdział, dzięki bogu nie musiałam nadrabiać bog wie ile, bo doszedł tylko jeden nowy więc jestem calkiem happy, szczególnie, że rozdział nie byle jaki, nie byle jaki ^^ A i Zaynioch, zapowiada się cudnie, chociaż kto tam wie, jak się dalej wszystko potoczy ;> z niecierpliwością czekam na następny :)
    U mnie nowy na www.next-to-one-direction.blogspot.com po dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugiej przerwie. Zapraszam xx

    OdpowiedzUsuń