To była zdecydowanie najlepsza randka w moim życiu. To prawda, nie było tych randek zbyt wiele, nie wiem nawet czy to spotkanie można nazwać randką, ale jeśli tak, to była najlepsza. Jeśli to nie byłaby randka, nie dostałabym tej pięknej róży, która stoi w wazonie na moim biurku, ani tego totalnie słodkiego całusa w policzek, po którym nogi mi się ugięły.
On tak pięknie pachniał! Nie, nie całus! Liam! Za każdym razem, gdy zbliżał się do mnie na odległość metra lub bliżej (co było dość częstym zjawiskiem, w co do tej pory nie mogę uwierzyć), czułam ten zapach. Zapach, którego nie potrafię opisać zwykłymi słowami. Pachniał tak pięknie, aż brak słów. Ale jak staliśmy pod moim domem, jak zbliżył się do mnie tak całkiem(!), jak poczułam ten zapach jeszcze bardziej, niż czułam przez cały czas, nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam mu powiedzieć, że pachnie tak pięknie, że zaraz się rozpłaczę z zachwytu (moja siostra użyłaby w tym momencie określenia ‘do pożygu’, którego ja nie chcę używać, bo, nie wiem czemu, źle mi się kojarzy, co jest oczywiście bardzo dziwne, prawda?), ale stwierdziłam, że zabrzmiałoby to dziwnie. ‘Matko, Liam, jak ty ładnie pachniesz!’ A gdybym miała mózg Victorii, zabrzmiałoby to jeszcze gorzej: ‘Pachniesz tak ładnie że aż mnie zemdliło i zaraz się zpawiam!’ Błagam, nie każcie mi nigdy zamieniać się mózgami z moją siostrą. Ja wiem, że jestem chora psychicznie, bo prawie od początku mojego dzisiejszego wywodu piszę o zapachu, który wydziela Liam Payne, ale ona jest gorsza! Ona jest 100 razy gorsza ode mnie! Ale wracając do tematu, Liam pachnie BOSKO.
Dobra, ogarniam dałna i piszę jak to było.
Po genialnym posiłku w restauracji ‘FAME’, który oczywiście nie byłby taki wspaniały, gdybym odbywała go w innym towarzystwie, udaliśmy się na spacer. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, było już ciemno. Nie zdawałam sobie sprawy, że przesiedzieliśmy tam prawie 1,5 godziny.
-Gdzie mnie prowadzisz? –zapytałam cicho, nie chcąc popsuć atmosfery. W parku prawie nikogo nie było, wszystko wydawało się takie piękne, romantyczne.
-Zobaczysz – uśmiechnął się tajemniczo.
Szliśmy w ciszy 10 minut, co chwila na siebie spoglądając. O dziwo nie czułam się zawstydzona. Dobrze się z nim gadało, ale w milczeniu też był całkiem niezły. Gdybym szła z kimkolwiek innym, po takim momencie ciszy, powiedziałabym prawdopodobnie, że muszę spadać do domu, bo bałabym się, że jeszcze chwila i palnę coś głupiego. Nie tym razem.
Było po 22, słońce zaszło już jakiś czas temu, księżyc wisiał na niebie, oświetlając nam drogę, odbijał się w czystej wodzie stawu, który znajdował się na samym środku parku. Weszliśmy w jakieś krzaki, Liam odgarniał gałęzie, pozwalając mi przejść. Nasze oczy kilka razy się spotkały. W tych momentach czułam, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, nogi mi się ugną, więc szybko odwracałam wzrok.
Doszliśmy na brzeg stawu.
-To tutaj. – Stałam zapatrzona w dal, nie mogąc się ruszyć. Wokół nas słychać było żaby, świerszcze, wszystko łączyło się w idealną całość. Jak to możliwe, że mieszkałam w tym mieście tyle lat, a nie wiedziałam, że tutaj jest tak pięknie po zmroku? Westchnęłam cicho, próbując wyrwać się z transu. – Nieźle, nie? – Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Nieźle? Tu jest pięknie. Jak znalazłeś to miejsce?
-Nie wiem, kiedyś, jak miałem dość wszystkiego, chodziłem po parku, i coś mi powiedziało, że mam tu przyjść. Od tamtej pory siedziałem tu zawsze, jak było mi źle. – Usiedliśmy na ziemi, opierając się o gruby pień. – Wiesz co chciałem zrobić odkąd cię dziś zobaczyłem? – Uśmiechnęłam się i pokręciłam przecząco głową. On przysunął się i objął mnie ramieniem. Poczułam, że moje serce zaczęło bić szybciej. Gdybym w tej chwili stała, pewnie już bym nie stała. Było mi tak dobrze, tak błogo, pierwszy raz w życiu czułam taką więź pomiędzy mną, a jakimkolwiek chłopakiem.
-Chyba czytasz mi w myślach. – Zaśmiał się cicho, przez co dostałam gęsiej skórki. W mojej głowie pojawiło się, kolejny raz, pytanie: ‘Jak można być kimś aż tak cudownym?’ Ale nie obchodziło mnie to teraz. Ważna była ta chwila. – Siedzimy tu, a cała rzeczywistość wydaje mi się taka odległa. Jakby czas się zatrzymał. Patrzę z zupełnie innej pespektywy na to, że jutro się wyprowadzam do Londynu, na to, że już niedługo może będę występować w telewizji, oczywiście o ile się dostanę, na wszystko. Wszystko wydaje się takie proste. – Ten zapach, przestraszyłam się, że zacznę bredzić, ale nawet to nie powstrzymało mnie od gadania. – A najlepsze jest to, że ja do tej pory nie wierzę, że się dostałam. Nie wierzę, że jutro wyjeżdżam i jeśli dobrze pójdzie, nie będę musiała tu wracać. Ale pomimo tego, że prawie nic mnie tu nie trzyma, boję się wyjechać i zostawić babcię i Vicky. Nie wiem, czy poradzę sobie tam sama.
-Nie będziesz sama. Będziemy razem, nie zapominaj.
-Ale ty będziesz miał wsparcie, nie będziesz przeżywał tego wszystkiego sam, jak nie przejdziesz, w co wątpię, to nie przejdzie też czterech innych chłopaków, oni będą wiedzieli, co czujesz, będziecie razem. A ja? Jak tu wrócę, będę musiała wrócić do szkoły, a szkoła, to chyba najgorsze miejsce, w którym mogłabym się znaleźć. Już teraz jest źle, a jak mnie wywalą z programu, to będzie istna masakra. A do tego będę sama z tym wszystkim, bo babcia i Victoria tego nie będą wiedziały co czuję i nie będą umiały mi pomóc. – Poczułam, że obejmuje mnie jeszcze mocniej. Uśmiechnęłam się, cały strach ode mnie odszedł. Ja nie wiem, jak on to robi, ale przestałam się martwić o to wszystko.
A on? On się trząsł. Normalnie się trząsł. Spojrzałam na niego, a to, co zobaczyłam, zbiło mnie z tropu. Śmiał się. Ze mnie. Nie mógł się powstrzymać.
-Dzięki, właśnie uświadomiłeś mi, że nawet ty uważasz, że jestem nienormalna.
-To nie o to chodzi. – Śmiech. Och, Payne, nie ładnie. – Po prostu ty jesteś jedną wielką sprzecznością. Ciężko cię ogarnąć. A jesteś przy tym tak urocza, że słów brakuje.
-Do pożygu – wymsknęło mi się, a dłoń momentalnie znalazła się na moim czole. A Liam tylko się śmiał. Nigdy nikt nie śmiał się tak bardzo z czegoś, co powiedziałam, jak on.
Kurcze, nie chciałam tego czuć, naprawdę nie chciałam! Ale całe moje ciało przepełniało ciepło, tak ogromne ciepło, że miałam ochotę się rozpłakać. Czułam się bezsilna, naprawdę nie chcę się przywiązywać, a z każdą głupią chwilą czułam, że supeł się zacieśnia, że jeśli stanie się coś, czego nie chcę, moje serce rozsypie się w drobne kawałeczki.
Bezsilność jest do bani. Łza powoli spłynęła po moim policzku. Akurat w momencie, w którym na mnie patrzył. Poczułam się głupio, bo przecież powinnam być szczęśliwa, Liam może okazać się moją wielką miłością, a do tego odwzajemnioną, a ja co? A ja staram się nie rozpłakać.
- Przed chwilą popłakałem się przez ciebie ze śmiechu, teraz ty płaczesz. Okej. Ale nie wyglądasz jakbyś płakała ze śmiechu. Co się dzieje?
-Właśnie tak mam, jak zaczynam się do kogoś przywiązywać, wiesz? Zaraz zaczynam myśleć o tym, co będzie, jak się stanie coś, co nie będzie nam pozwalało być dłużej przyjaciółmi, jak któreś z nas zrobi coś głupiego…
-Jak cię zranię? – przerwał mi. Potwierdziłam kiwnięciem głowy.
-Po prostu boję się, że bańka pęknie, a to wszystko, co jest teraz, zniknie.
-Co bym nie zrobił, co ty byś nie zrobiła, zawsze będziesz miała we mnie wsparcie, obiecuję.
-Znamy się tak krótko, a ja już czuję, że bez ciebie wszystko byłoby inaczej, całe moje życie byłoby inne.
-Mam tak samo. Ehh, ciężkie życie z tymi babami – powiedział do siebie przez co został dźgnięty łokciem w żebra.
-Chyba powinniśmy już iść, wiesz? Jutro rano jedziemy, a ja mam ochotę się chociaż raz wyspać. – Wstał i wyciągnął do mnie rękę. Już po chwili szliśmy przez te same zarośla co jakiś czas wcześniej.
Gdy wracaliśmy, zaczęło się robić chłodno. Liam dał mi swoją bluzę. Doszliśmy do tej bardziej cywilizowanej części parku, a on powiedział, żebym chwilę poczekała. Nie wiedziałam gdzie pobiegł, ale domyśliłam się, gdy wrócił z różą. Wręczył mi ją i powiedział, że teraz spokojnie może odprowadzić mnie do domu. Szliśmy rozmawiając o niczym. To była zwykła, pusta rozmowa, bez głębszego sensu, bez przemyśleń, a było mi z tym tak dobrze, jak jeszcze nigdy. A jeszcze lepiej było mi z faktem, że szliśmy trzymając się za ręce. Co oczywiście nie oznacza, że jesteśmy razem. Co oczywiście nie oznacza, że bym nie chciała. Wiele bym dała żeby jeszcze tak z nim trochę za rękę pochodzić. Chyba naprawdę się zakochuję. Jest mi z tym średnio, ale bardziej dobrze niż źle. I właśnie się zarumieniłam.
Gdy podeszliśmy pod mój dom, miałam ochotę go pocałować, ale to w końcu ja, więc się nie odważyłam. Dostałam buziaka w policzek, nogi się pode mną ugięły, serce zaczęło mi walić, jakby chciało wyskoczyć, stado motylków w brzuchu zaczęło wariować, byłam bliska omdlenia.
-Widzimy się jutro o 8:00 – wyszeptał mi do ucha i odszedł. Zapomniał o bluzie, za co pragnę serdecznie mu podziękować.
Tak, pachniał cudownie, a jego bluza pachnie tak samo, więc chyba będę w niej spała. Wpadłam po uszy. Aż mi siebie żal. Ale czuję się wspaniale. Wspaniale.
________________________________________________
Jestem dumna z tego odcinka. Serio. Uświadomiłam sobie, że nie umiem składać prostych zdań, że nikt nie czyta moich wypocin, ale nie poddam się. To opowiadanie sprawia mi ogromną radość.
Chciałabym, żeby jeszcze komuś taką radość sprawiało, błagam, niech ktoś to przeczyta, niech ktoś skomentuje, że jest ok, że mogę pisać dalej, bo nie mam motywacji, tylko uczucie, że to wszystko ssie!
BŁAGAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz