sobota, 25 lutego 2012

4

Wiecie jakie to uczucie? Taki rozrywający strach, przerażenie, podniecenie, smutek, radość, wszystko połączone w jedno! Nigdy nie doznałam czegoś tak okropnego. Myślałam, że to na przesłuchaniu miałam wielką tremę, a, jak się okazuje, wcale nie. Tamto uczucie było kroplą w morzu w porównaniu z tym, co mnie czeka. Czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę. Nie mogłam spać, jeść, uczyć się, czytać, śpiewać, po prostu siedziałam i wpatrywałam się w ścianę. A to dopiero początek.
Była 7:50 rano, pamiętna chwila, w której moja babcia weszła do kuchni i poinformowała mnie, że ‘ten uroczy chłopiec’ czeka na mnie w przedpokoju. Spojrzałam na nią pustym wzrokiem.
-Dziecko, wszystko z tobą w porządku? – spytała jeszcze, gdy podnosiłam się z krzesła. Podeszłam do niej i przytuliłam mocno.
-Tak, babciu. Po prostu mam mętlik w głowie, to chyba za dużo, jak dla mnie.
-Dasz radę. Wiesz, że w ciebie wierzę. – Kiwnęłam głową, czując wielką gulę w gardle. – Chodź – delikatnie pociągnęła mnie za rękę, a ja otępiale stawiałam kroki. ‘Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze…’ powtarzałam sobie bez przerwy. Zobaczyłam Liama, który nie był nawet w jednej tysięcznej w tak złym stanie jak ja. Uśmiechnął się ciepło, gdy mnie zobaczył.
-Mój tata zabrał twoje walizki do samochodu – poinformował, po czym delikatnie musnął mój policzek ustami. – Jak się czujesz?
-Tak samo jak wyglądam. – Zaśmiał się, a to nie miało być śmieszne. Naprawdę czułam się okropnie. Długo żegnałam się z babcią i z Victorią. Nie wytrzymałam. Po moim policzkach pociekło kilka ogromnych łez. A za nimi kilka kolejnych i tym sposobem z domu wychodziłam nie dość, że nie wyspana, głodna i przerażona, to jeszcze zapuchnięta od płaczu.
Wyszliśmy z podwórka. Chłopak zatrzymał mnie i chwycił za ramiona.
-Czas na kilka reguł. Po pierwsze: nie płaczemy. Po drugie: cieszymy się. Czeka na nas Londyn, zrobimy karierę, będziemy sławni, będziemy bogaci, kupimy sobie co tylko będziemy chcieli, spełnimy swoje marzenia! I wydaje mi się, że to nie jest powód do płaczu. Więc przestań płakać – uśmiechnął się widząc moje szeroko otwarte oczy wpatrujące się w niego.
-Jesteś głupim materialistą, wiesz? – powiedziałam ironicznym tonem. – Dziękuję – przytuliłam się do niego nieśmiało. Nie musiałam długo czekać, żeby poczuć jego ręce otulające mnie szczelnie.- Gdyby nie ty, chyba zeszłabym tu na zawał.
-Wsiadaj – puścił mnie i otworzył mi tylne drzwi. Wsiadłam grzecznie, witając się z rodzicami Liama, których miałam już przyjemność poznać.


2,5h drogi minęły szybko, w przyjemnej atmosferze. Gdy wysiadaliśmy z samochodu przed hotelem, w którym będziemy przez kilka dni mieszkać, moje uczucia były już zupełnie inne niż przed wyjazdem z Wolverhampton. Zapomniałam o tremie, o przeszywającym mnie strachu. Jedyne, co mnie denerwowało, to to, że za każdym razem, gdy spoglądałam w stronę Liama, zdawałam sobie sprawę, że przechodzi mnie dreszcz. Z każdym dniem angażowałam się bardziej, a po wczorajszej ‘randce’ czułam że ugrzęzłam tak bardzo, że każda próba wydostania się tylko pogarsza sprawę. A pomimo to było mi dobrze. To nieustające ciepło na sercu, świadomość, że ktoś jest obok nie DLA CZEGOŚ, a POMIMO CZEGOŚ. Pomimo wszystko. Co bym nie zrobiła, co bym nie powiedziała (a dosyć często zdarza mi się palnąć jakąś głupotę), on się tylko śmiał. I to nie szyderczo, a tak przyjaźnie, miło.
-Chodź, musimy zgłosić w recepcji, że już jesteśmy – wyrwał mnie z zamyślenia, za co bardzo mu dziękuję, bo to, o czym myślałam, zaczynało się robić niezręczne (nie, wcale nie myślałam o tym, jak ładnie Liam by się prezentował rano w moim łóżku, w moim pokoju, z roztrzepanymi włosami, ani o tym jak ładnie by wyglądały jego ubrania porozrzucane po całym pokoju, niee, no gdzie tam). Aż się zarumieniłam na myśl, co to by było, gdyby on czytał mi w myślach.
Przeszliśmy przez szklane, automatyczne drzwi. Na końcu długiego korytarza znajdowała się dość wysoka lada, za którą stała ładna, młoda dziewczyna z różowymi włosami związanymi w niechlujny kucyk. Ubrana była w granatowy, hotelowy uniform, a pomimo tego prezentowała się genialnie.
Podeszliśmy do niej, a ona, uśmiechając się przyjaźnie, zapytała, w czym może pomóc.
-Chcieliśmy się zarejestrować. – Liam położył na blacie dwie legitymacje z X-factor.
-Oczywiście. – Vanessa – takie imię widniało na jej plakietce - wzięła je do ręki i sprawnie wpisała nazwiska do komputera. – Pokoje 365 i 369. W Pana pokoju czeka już 2 kolegów. – podała mu klucz z numerem 365, mi ten drugi i pokazała nam, którędy mamy iść.
-Mamo, tato, chyba powinniście już wracać, nie uważacie? – chłopak patrzył na rodziców z rozbawieniem.
-Ale my chcieliśmy poznać twoich kolegów.
-Kiedy indziej. Jedźcie już, błagam. – Jego mama westchnęła. Widać było, że jest bliska płaczu. W sumie jej się nie dziwię. Ryczałabym przez tydzień, gdyby moje dziecko w wieku 17 lat przeprowadziło się do innego miasta. Prawdopodobnie nawet bym się na to nie zgodziła. Dziwię się, że moja babcia mi pozwoliła wyjechać. Kurde, miałam nie myśleć o babci, bo zaraz ja się rozpłaczę.
-Do widzenia, Alexis. – Pani Payne uściskała mnie, jej policzki były już całkiem mokre. Nie zauważyłam nawet kiedy się rozpłakała. Musiałam znowu się wyłączyć. Jestem pewna, że kiedyś będę miała problemy przez to, że popadam w stan uśpienia.
-Do widzenia – odpowiedziałam z uśmiechem. Po chwili widzieliśmy ich już wychodzących przez te same drzwi, przez które nas kilka chwil wcześniej przeprowadzili.
-Nareszcie – odetchnął Liam, a ja zaśmiałam się pod nosem. – Myślałem już, że będą chcieli zostać.
Pomimo moich sprzeciwów zarzucił moją torbę na ramię i pociągnął obie walizki. Weszliśmy do windy.
-Na które piętro mamy jechać? – zapytałam, drapiąc się po głowie.
-Na 6. – Podjarana (bo ja umieelbiam jeździć windą!) nacisnęłam guzik i zaczęłam wpatrywać się w siebie w lustrze.
-Mam pomysł – uśmiechnęłam się chytrze w stronę Liama. – Jak już dojedziemy, nie wysiadaj, ok?
-Dlaczego?
-Pojedziemy jeszcze raz na dół i na górę – (podkreślam, że baaardzo lubię jeździć windą). Chłopak zaczął się śmiać.
-To może ja wysiądę, a ty sama pojeździsz, co? Nienawidzę wind. – Spojrzałam na niego urażona.
-Właśnie straciłeś w moich oczach kilka punktów – odparłam z udawaną powagą.
-Myślę, że jakoś to przeżyję – zrobił krok w moją stronę, co przyczyniło się do tego, że staliśmy tak blisko, że czułam na sobie jego oddech. Zrobiło mi się słabo od jego zapachu (wspominałam już jak on pięknie pachnie?), moje kolana zaczęły się uginać. W ostatniej chwili się opanowałam, dzięki czemu nie upadłam. Serce waliło mi tak mocno, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, to wszystko działo się tak szybko, już chciał mnie pocałować, jestem pewna, że zrobiłby to, gdyby nie fakt, że winda stanęła, drzwi się otworzyły, a na korytarzu stało dwóch chłopaków, którzy patrzyli na nas, jakbyśmy się urwali z choinki. Liam spojrzał na nich i uśmiechnął się.
-Cześć – powiedział, wyciągając z windy walizki. Jak już się z nimi uporał, podał chłopakom dłoń na przywitanie. Nie wiem jak on to zrobił, ale nie był, po tym co się stało, nawet troszeczkę zażenowany, gdzie ja stałam i chciałam się zapaść pod ziemię. Nic nie powiedziałam, tylko ich obserwowałam. Zdałam sobie sprawę, że są to członkowie zespołu, do którego Liam został przydzielony.
Zaczęli rozmawiać na temat pokoju, a ja stałam w tej windzie jak głupia i nie mogłam poradzić sobie z blaskiem, który od nich bił. Nigdy w życiu nie spotkałam tylu (tak wiem, było ich trzech, ale prezentowali się tak zajebiście, że masakra!) tak bardzo przystojnych chłopaków w jednym miejscu. Jak już mówiłam, masakra.
-Wiesz, twoja koleżanka chyba się zawiesiła – stwierdził z uśmiechem jeden z nich, wysoki, czarnowłosy, z pięknymi, jasnobrązowymi oczami i nieziemskim uśmiechem. Liam roześmiał się i pstryknął palcami przed moją twarzą.
-Wybaczcie jej, on tak czasami ma. – Odetchnęłam głęboko i wyrwałam się z otępienia.
-Jestem Alexis – powiedziałam, podając nieznajomym chłopakom dłoń. Ten czarnowłosy przedstawił się jako Zayn, Liam mi już o nim opowiadał. Drugi z nich nazywał się Harry, był uroczy. Miał brązowe, kręcone włosy, zielone oczy i genialny uśmiech. Ale najbardziej rzuciły mi się w oczy jego dołeczki w policzkach. Kocham dołeczki w policzkach. Są na mojej liście na drugim miejscu, zaraz po jeżdżeniu jak pojebana windą.
-Idziemy na dół do restauracji, jak chcecie, możecie się przyłączyć. – Zaproponował Harry, który trzymał drzwi, żeby się nie zasunęły.
-Wiesz, oni chyba muszą coś dokończyć, nie przeszkadzajmy im. – Zayn pokiwał głową i wepchnął loczka do windy, którą ja w końcu zdecydowałam się opuścić. Po jego słowach spuściłam głowę, a moje policzki zaczęły płonąć. Byłam prawdopodobnie czerwona jak burak, za wszelką cenę chciałam schować twarz za włosami. Drzwi się zamknęły, a ja, pierwszy raz od ‘zdarzenia’ w windzie’ zaczęłam głęboko oddychać.
-Powinnam chyba pójść do siebie – chwyciłam walizkę, na której leżała torba i pociągnęłam ją za sobą.
-Może jednak chcesz coś zjeść? – Nie, Liam, chcę ochłonąć, doprowadzasz mnie do szału!
-Za godzinę. Muszę się trochę ogarnąć – powiedziałam nie patrząc w jego stronę. Wiedziałam, że jeśli bym spojrzała, skończylibyśmy tak, jak Zayn i Harry myślą że skończyliśmy. Nie chcę tego. Jeszcze nie. Nie wiem, jak długo wytrzymam, bo ciągnęło mnie do niego, miałam ochotę się na niego rzucić, ale muszę przezwyciężyć to uczucie. Przynajmniej przez jakiś czas.
W pokoju otworzyłam walizkę, wyciągnęłam jakieś ciuchy na zmianę i kosmetyczkę, i poszłam wziąć długą, odprężającą kąpiel, dzięki której powinnam ochłonąć. 


__________________________________


BŁAGAM!
Zastanawiam się nad usunięciem bloga, bo ja tu piszę, staram się, a nikt tego nie docenia. Nienawidzę tego uczucia, jak się staram, robię co mogę, a tu pustki. Tak ciężko jest napisać jeden głupi, krótki komentarz? Kurde no... ; /

wtorek, 14 lutego 2012

3

To była zdecydowanie najlepsza randka w moim życiu. To prawda, nie było tych randek zbyt wiele, nie wiem nawet czy to spotkanie można nazwać randką, ale jeśli tak, to była najlepsza. Jeśli to nie byłaby randka, nie dostałabym tej pięknej róży, która stoi w wazonie na moim biurku, ani tego totalnie słodkiego całusa w policzek, po którym nogi mi się ugięły.
On tak pięknie pachniał! Nie, nie całus! Liam! Za każdym razem, gdy zbliżał się do mnie na odległość metra lub bliżej (co było dość częstym zjawiskiem, w co do tej pory nie mogę uwierzyć), czułam ten zapach. Zapach, którego nie potrafię opisać zwykłymi słowami. Pachniał tak pięknie, aż brak słów. Ale jak staliśmy pod moim domem, jak zbliżył się do mnie tak całkiem(!), jak poczułam ten zapach jeszcze bardziej, niż czułam przez cały czas, nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam mu powiedzieć, że pachnie tak pięknie, że zaraz się rozpłaczę z zachwytu (moja siostra użyłaby w tym momencie określenia ‘do pożygu’, którego ja nie chcę używać, bo, nie wiem czemu, źle mi się kojarzy, co jest oczywiście bardzo dziwne, prawda?), ale stwierdziłam, że zabrzmiałoby to dziwnie. ‘Matko, Liam, jak ty ładnie pachniesz!’ A gdybym miała mózg Victorii, zabrzmiałoby to jeszcze gorzej: ‘Pachniesz tak ładnie że aż mnie zemdliło i zaraz się zpawiam!’ Błagam, nie każcie mi nigdy zamieniać się mózgami z moją siostrą. Ja wiem, że jestem chora psychicznie, bo prawie od początku mojego dzisiejszego wywodu piszę o zapachu, który wydziela Liam Payne, ale ona jest gorsza! Ona jest 100 razy gorsza ode mnie! Ale wracając do tematu, Liam pachnie BOSKO.
Dobra, ogarniam dałna i piszę jak to było.
Po genialnym posiłku w restauracji ‘FAME’, który oczywiście nie byłby taki wspaniały, gdybym odbywała go w innym towarzystwie, udaliśmy się na spacer. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, było już ciemno. Nie zdawałam sobie sprawy, że przesiedzieliśmy tam prawie 1,5 godziny.
-Gdzie mnie prowadzisz? –zapytałam cicho, nie chcąc popsuć atmosfery. W parku prawie nikogo nie było, wszystko wydawało się takie piękne, romantyczne.
-Zobaczysz – uśmiechnął się tajemniczo.
Szliśmy w ciszy 10 minut, co chwila na siebie spoglądając. O dziwo nie czułam się zawstydzona. Dobrze się z nim gadało, ale w milczeniu też był całkiem niezły. Gdybym szła z kimkolwiek innym, po takim momencie ciszy, powiedziałabym prawdopodobnie, że muszę spadać do domu, bo bałabym się, że jeszcze chwila i palnę coś głupiego. Nie tym razem.
Było po 22, słońce zaszło już jakiś czas temu, księżyc wisiał na niebie, oświetlając nam drogę, odbijał się w czystej wodzie stawu, który znajdował się na samym środku parku. Weszliśmy w jakieś krzaki, Liam odgarniał gałęzie, pozwalając mi przejść. Nasze oczy kilka razy się spotkały. W tych momentach czułam, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, nogi mi się ugną, więc szybko odwracałam wzrok.
Doszliśmy na brzeg stawu.
-To tutaj. – Stałam zapatrzona w dal, nie mogąc się ruszyć. Wokół nas słychać było żaby, świerszcze, wszystko łączyło się w idealną całość. Jak to możliwe, że mieszkałam w tym mieście tyle lat, a nie wiedziałam, że tutaj jest tak pięknie po zmroku? Westchnęłam cicho, próbując wyrwać się z transu. – Nieźle, nie? – Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Nieźle? Tu jest pięknie. Jak znalazłeś to miejsce?
-Nie wiem, kiedyś, jak miałem dość wszystkiego, chodziłem po parku, i coś mi powiedziało, że mam tu przyjść. Od tamtej pory siedziałem tu zawsze, jak było mi źle. – Usiedliśmy na ziemi, opierając się o gruby pień. – Wiesz co chciałem zrobić odkąd cię dziś zobaczyłem? – Uśmiechnęłam się  i pokręciłam przecząco głową. On przysunął się i objął mnie ramieniem. Poczułam, że moje serce zaczęło bić szybciej. Gdybym w tej chwili stała, pewnie już bym nie stała. Było mi tak dobrze, tak błogo, pierwszy raz w życiu czułam taką więź pomiędzy mną, a jakimkolwiek chłopakiem.
-Chyba czytasz mi w myślach. – Zaśmiał się cicho, przez co dostałam gęsiej skórki. W mojej głowie pojawiło się, kolejny raz, pytanie: ‘Jak można być kimś aż tak cudownym?’ Ale nie obchodziło mnie to teraz. Ważna była ta chwila. – Siedzimy tu, a cała rzeczywistość wydaje mi się taka odległa. Jakby czas się zatrzymał. Patrzę z zupełnie innej pespektywy na to, że jutro się wyprowadzam do Londynu, na to, że już niedługo może będę występować w telewizji, oczywiście o ile się dostanę, na wszystko. Wszystko wydaje się takie proste. – Ten zapach, przestraszyłam się, że zacznę bredzić, ale nawet to nie powstrzymało mnie od gadania. – A najlepsze jest to, że ja do tej pory nie wierzę, że się dostałam. Nie wierzę, że jutro wyjeżdżam i jeśli dobrze pójdzie, nie będę musiała tu wracać. Ale pomimo tego, że prawie nic mnie tu nie trzyma, boję się wyjechać i zostawić babcię i Vicky. Nie wiem, czy poradzę sobie tam sama.
-Nie będziesz sama. Będziemy razem, nie zapominaj.
-Ale ty będziesz miał wsparcie, nie będziesz przeżywał tego wszystkiego sam, jak nie przejdziesz, w co wątpię, to nie przejdzie też czterech innych chłopaków, oni będą wiedzieli, co czujesz, będziecie razem. A ja? Jak tu wrócę, będę musiała wrócić do szkoły, a szkoła, to chyba najgorsze miejsce, w którym mogłabym się znaleźć. Już teraz jest źle, a jak mnie wywalą z programu, to będzie istna masakra. A do tego będę sama z tym wszystkim, bo babcia i Victoria tego nie będą wiedziały co czuję i nie będą umiały mi pomóc. – Poczułam, że obejmuje mnie jeszcze mocniej. Uśmiechnęłam się, cały strach ode mnie odszedł. Ja nie wiem, jak on to robi, ale przestałam się martwić o to wszystko.
A on? On się trząsł. Normalnie się trząsł. Spojrzałam na niego, a to, co zobaczyłam, zbiło mnie z tropu. Śmiał się. Ze mnie. Nie mógł się powstrzymać.
-Dzięki, właśnie uświadomiłeś mi, że nawet ty uważasz, że jestem nienormalna.
-To nie o to chodzi. – Śmiech. Och, Payne, nie ładnie. – Po prostu ty jesteś jedną wielką sprzecznością. Ciężko cię ogarnąć. A jesteś przy tym tak urocza, że słów brakuje.
-Do pożygu – wymsknęło mi się, a dłoń momentalnie znalazła się na moim czole. A Liam tylko się śmiał. Nigdy nikt nie śmiał się tak bardzo z czegoś, co powiedziałam, jak on.
Kurcze, nie chciałam tego czuć, naprawdę nie chciałam! Ale całe moje ciało przepełniało ciepło, tak ogromne ciepło, że miałam ochotę się rozpłakać. Czułam się bezsilna, naprawdę nie chcę się przywiązywać, a z każdą głupią chwilą czułam, że supeł się zacieśnia, że jeśli stanie się coś, czego nie chcę, moje serce rozsypie się w drobne kawałeczki.
Bezsilność jest do bani. Łza powoli spłynęła po moim policzku. Akurat w momencie, w którym na mnie patrzył. Poczułam się głupio, bo przecież powinnam być szczęśliwa, Liam może okazać się moją wielką miłością, a do tego odwzajemnioną, a ja co? A ja staram się nie rozpłakać.
- Przed chwilą popłakałem się przez ciebie ze śmiechu, teraz ty płaczesz. Okej. Ale nie wyglądasz jakbyś płakała ze śmiechu. Co się dzieje?
-Właśnie tak mam, jak zaczynam się do kogoś przywiązywać, wiesz? Zaraz zaczynam myśleć o tym, co będzie, jak się stanie coś, co nie będzie nam pozwalało być dłużej przyjaciółmi, jak któreś z nas zrobi coś głupiego…
-Jak cię zranię? – przerwał mi. Potwierdziłam kiwnięciem głowy.
-Po prostu boję się, że bańka pęknie, a to wszystko, co jest teraz, zniknie.
-Co bym nie zrobił, co ty byś nie zrobiła, zawsze będziesz miała we mnie wsparcie, obiecuję.
-Znamy się tak krótko, a ja już czuję, że bez ciebie wszystko byłoby inaczej, całe moje życie byłoby inne.
-Mam tak samo. Ehh, ciężkie życie z tymi babami – powiedział do siebie przez co został dźgnięty łokciem w żebra.
-Chyba powinniśmy już iść, wiesz? Jutro rano jedziemy, a ja mam ochotę się chociaż raz wyspać. – Wstał i wyciągnął do mnie rękę. Już po chwili szliśmy przez te same zarośla co jakiś czas wcześniej.
Gdy wracaliśmy, zaczęło się robić chłodno. Liam dał mi swoją bluzę. Doszliśmy do tej bardziej cywilizowanej części parku, a on powiedział, żebym chwilę poczekała. Nie wiedziałam gdzie pobiegł, ale domyśliłam się, gdy wrócił z różą. Wręczył mi ją i powiedział, że teraz spokojnie może odprowadzić mnie do domu. Szliśmy rozmawiając o niczym. To była zwykła, pusta rozmowa, bez głębszego sensu, bez przemyśleń, a było mi z tym tak dobrze, jak jeszcze nigdy. A jeszcze lepiej było mi z faktem, że szliśmy trzymając się za ręce. Co oczywiście nie oznacza, że jesteśmy razem. Co oczywiście nie oznacza, że bym nie chciała. Wiele bym dała żeby jeszcze tak z nim trochę za rękę pochodzić. Chyba naprawdę się zakochuję. Jest mi z tym średnio, ale bardziej dobrze niż źle. I właśnie się zarumieniłam.
Gdy podeszliśmy pod mój dom, miałam ochotę go pocałować, ale to w końcu ja, więc się nie odważyłam. Dostałam buziaka w policzek, nogi się pode mną ugięły, serce zaczęło mi walić, jakby chciało wyskoczyć, stado motylków w brzuchu zaczęło wariować, byłam bliska omdlenia.
-Widzimy się jutro o 8:00 – wyszeptał mi do ucha i odszedł. Zapomniał o bluzie, za co pragnę serdecznie mu podziękować.
Tak, pachniał cudownie, a jego bluza pachnie tak samo, więc chyba będę w niej spała. Wpadłam po uszy. Aż mi siebie żal. Ale czuję się wspaniale. Wspaniale.


________________________________________________


Jestem dumna z tego odcinka. Serio. Uświadomiłam sobie, że nie umiem składać prostych zdań, że nikt nie czyta moich wypocin, ale nie poddam się. To opowiadanie sprawia mi ogromną radość. 
Chciałabym, żeby jeszcze komuś taką radość sprawiało, błagam, niech ktoś to przeczyta, niech ktoś skomentuje, że jest ok, że mogę pisać dalej, bo nie mam motywacji, tylko uczucie, że to wszystko ssie! 
BŁAGAM!

środa, 1 lutego 2012

2


‘To nasz ostatni dzień tutaj, trzeba to wykorzystać.’
Tak, pisałam z Liam’em Payn’em. Tak, coraz bardziej go lubiłam.
‘Co masz na myśli?’ – Uśmiechnęłam się do telefonu, naciskając ‘wyślij’
Nie lubiłam przywiązywać się do ludzi. Byłam raczej typem samotniczki. Zawsze uważałam się za kogoś innego, niż te wszystkie angielskie nastolatki. Zdecydowanie nie za kogoś lepszego, po prostu innego. I to nie moja wina. Nie moja wina, że jestem zazdrosna o te wszystkie wspaniałe, kochające się rodziny. Nigdy nie miałam kochającej się rodziny. Znaczy kocham moją siostrę, ale to nie to samo. To nie to samo, co miłość, jaką dają tym wszystkim ludziom rodzice. Czemu mnie nikt nie kocha jako swojego dziecka? Tak, to zdecydowanie dobre pytanie. Skoro już zdecydowałam się pisać tutaj wszystko, to chyba muszę zacząć od podstaw.
Nie wiem, co to prawdziwa, rodzicielska miłość, bo nigdy jej nie zaznałam. Mój ojciec odszedł od nas, kiedy miałam rok. Tak naprawdę nigdy go nie poznałam. Wszystko co do tej pory o nim wiem, to to, że był ćpunem. Nawet nie wiem, czy jeszcze żyje. I nie chcę wiedzieć.
Mamy też prawie nie pamiętam. Umarła, gdy miałam 5 lat. Tętniak. Victoria zawsze mi mówiła, że ona bardzo nas kochała. Zawsze rano, przed wyjściem do pracy plotła nam warkocze. Gdy przychodziła po mnie do przedszkola i po Vicky do szkoły, przynosiła nam słodycze. Wiele bym dała, żeby móc z nią porozmawiać.  Żeby dowiedzieć się, jaka była i w jakim stopniu jesteśmy do niej podobne. Mam dość wpatrywania się w niewyraźne fotografie.
Moja siostra jest ode mnie o 3 lata starsza. To ona namówiła mnie, żebym zgłaszała się do konkursów wokalnych. Była zawsze, kiedy jej potrzebowałam. I nawet wtedy, kiedy jej nie potrzebowałam. Moja najlepsza przyjaciółka. W sumie jedyna. Podziwiam ją. Jej siłę, wytrzymałość. Nie potrafię być taka jak ona. Odkąd pamiętam, miałam wiele momentów, w których miałam ochotę się poddać, odpuścić sobie. Nie owijajmy w bawełnę, miałam ochotę po prostu się zabić. Podczas gdy moi rówieśnicy bawili się, zakochiwali, ja starałam się stać niewidzialna dla otoczenia.
Gdy nasza mama umarła, zamieszkałyśmy z Vicky u babci. Ona jest zdecydowanie jednym z niewielu powodów, dla których jeszcze żyję. Bez niej nawet V nie byłaby tym, kim jest. Babcia daje nam siłę.
Na moich kolanach kolejny raz zawibrował telefon.
‘Może gdzieś pójdziemy? Coś zjeść, później do kina albo na lody, co wolisz :)’
-A o czym miałabym z tobą gadać, przystojniaku? Nie jestem w stylu takich chłopaków jak ty – powiedziałam do siebie, odgarniając grzywkę z oczu.
Pisaliśmy ze sobą tydzień, widzieliśmy się przez ten czas dwa razy i to był naprawdę dobrze spędzony czas, a ja nadal obawiałam się, że w pewnym momencie się zatnę i tematy do rozmowy się skończą. To dlatego nie mam znajomych. Bo nie mam o czym rozmawiać z ludźmi. A nawet jeśli mam, to obawiam się, że jeszcze trochę i to się skończy, zapadnie niezręczna cisza. W takich właśnie chwilach zaczyna postrzegać się innych ludzi jako świry. A przynajmniej mnie zaczyna się postrzegać jako świra. Przyznaje, że coś na pewno jest ze mną nie tak, ale nie aż w takim stopniu.
‘Jasne. Za pół godziny w parku, tam gdzie ostatnio?’
Nie musiałam czekać długo na odpowiedź.
‘Będę czekał’
Oparłam głowę o fotel, zadając sobie pytanie, które ostatnio zdarza mi się zadawać sobie całkiem często: ‘Co ja k**wa robię?’ Przecież i tak nic z tego nie będzie. Nikt nie da rady zakochać się, ani nawet pomyśleć o zakochaniu się we mnie. Wszyscy wiedzą kim jestem. ‘Ładna ale psychiczna’, jak to mnie określiło kilku chłopaków w mojej szkole. Właśnie, wszyscy wiedzą, kim jestem. Choć tak bardzo staram się nie zwracać na siebie uwagi. Wiele osób zastanawia się, dlaczego uważają mnie za psychiczną. Ja wiem. Bo, jak już mówiłam, jestem typem samotniczki. A tacy ludzie nie są akceptowani w społeczeństwie. Mogą być najnormalniejszymi osobami na ziemi, a nie będą akceptowani. W dupie mam tych wszystkich ludzi, którzy myślą, że coś ze mną jest nie tak. I pójdę spotkać się z Liam’em.
Podniosłam się leniwie z fotela i ruszyłam do swojego pokoju. Szybko przebrałam dres na jeansy, t-shirt z nadrukiem i jeansową kurtkę. Spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy i lekki makijaż. Naciągnęłam na stopy moje trampki i informując babcię, że wychodzę i nie wiem o której będę, wyszłam z domu. Do parku miałam 15 minut drogi. Założyłam słuchawki i włączyłam moje Mp4. Podczas drogi myślałam tylko o tym, żeby nie wywrócić się o swoje nogi. I żeby się nie zbłaźnić. Chyba naprawdę zaczynało mi zależeć na Liam’ie. Nie wiem, czy to dobrze, nigdy czegoś takiego nie czułam.
Jak doszłam, on już czekał. Siedział na ławce, wypatrując mnie w tłumie. Gdy napotkał mój wzrok, wstał i ruszył w moją stronę. Uśmiechnął się nieziemsko, jak to on potrafi, co sprawiło, że ledwo co wydobyłam z siebie krótkie ‘Cześć’.
-Chodź, pójdziemy coś zjeść, a potem ci coś pokażę.
-Co mi pokażesz? – zapytałam, spoglądając na niego.
-Niespodzianka. – Znów się uśmiechnął. Przestań, przestać, sprawiasz mi ból!
-Ala ja nie lubię niespodzianek. A nawet gorzej. Boję się niespodzianek –jęknęłam, a on zaśmiał się ze mnie. – Ja nie rozumiem, co cię tak bawi.
-Nie musisz rozumieć. A co do niespodzianki.. Wytrzymasz. Ja w ciebie wierzę.
-Jako jeden z niewielu – dopowiedziałam cicho, nie chcąc by usłyszał.
-Dlaczego tak uważasz? Na pewno jest wokoło ciebie mnóstwo osób, które w ciebie wierzą – spojrzał na mnie ciekawskim wzrokiem i już wiedziałam, że nie odpuści. Zawsze muszę palnąć coś, czego później żałuję.
-A jak tam reszta chłopaków z twojego nowego zespołu? Masz z nimi kontakt? – tak, ja i te moje ‘dyskretne’ uniki. Oby się na to złapał.
-Gadałem tylko z Zayn’em. Wydaje się spoko. Mam nadzieję, że reszta też okaże się w porządku. Szczerze mówiąc to trochę się boję.
-Czego? – odetchnęłam z ulgą.
-Że nie podołam. Nigdy nie pracowałem w grupie. A jeśli nam się uda przejść dalej, będziemy połączeni. Nie wiem, czy się polubimy, czy nie będziemy na siebie warczeć.
-Jestem pewna, że dacie radę. Ty jesteś świetny, oni też wydają się fajni.
Doszliśmy do jakiejś restauracji. Właściwie lepszym określeniem byłoby ‘pizzeria’. Nad drzwiami wisiał duży napis ‘FAME’. Liam pokazał na niego palcem.
-Tak nawiązując do naszej przyszłości. – Śmiejąc się, weszliśmy do środka. – Wiesz, że nie odpowiedziałaś na moje pytanie?
-Jakie?
-Dlaczego uważasz, że ja wierzę w ciebie, jako jeden z niewielu? – Podeszliśmy do stolika. Siadając, miałam chwilę, by zastanowić się nad odpowiedzią.
-Bo wiesz, nie ma wokół mnie zbyt wielu osób, które by we mnie wierzyły. Nie mam przyjaciół, mam tylko rodzinę. Wielką rodzinę, składającą się z siostry i babci. I tylko im wydaje się, że mam szansę coś osiągnąć – mówiłam ze wstydem, starając się uniknąć jego wzroku.
-A twoi rodzice?
-Ojciec odszedł on nas, jak miałam rok, mama umarła, jak miałam 5 lat. Zostały mi tylko siostra i babcia.
-Przykro mi.
-Nie potrzebnie. Przyzwyczaiłam się do mówienia o nich. Z czasem to staje się coraz łatwiejsze. Co zamawiamy?



----------------------------------

Nie podoba mi się ;/ No nie ważne. <3