Wiecie jakie to uczucie? Taki rozrywający strach, przerażenie, podniecenie, smutek, radość, wszystko połączone w jedno! Nigdy nie doznałam czegoś tak okropnego. Myślałam, że to na przesłuchaniu miałam wielką tremę, a, jak się okazuje, wcale nie. Tamto uczucie było kroplą w morzu w porównaniu z tym, co mnie czeka. Czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę. Nie mogłam spać, jeść, uczyć się, czytać, śpiewać, po prostu siedziałam i wpatrywałam się w ścianę. A to dopiero początek.
Była 7:50 rano, pamiętna chwila, w której moja babcia weszła do kuchni i poinformowała mnie, że ‘ten uroczy chłopiec’ czeka na mnie w przedpokoju. Spojrzałam na nią pustym wzrokiem.
-Dziecko, wszystko z tobą w porządku? – spytała jeszcze, gdy podnosiłam się z krzesła. Podeszłam do niej i przytuliłam mocno.
-Tak, babciu. Po prostu mam mętlik w głowie, to chyba za dużo, jak dla mnie.
-Dasz radę. Wiesz, że w ciebie wierzę. – Kiwnęłam głową, czując wielką gulę w gardle. – Chodź – delikatnie pociągnęła mnie za rękę, a ja otępiale stawiałam kroki. ‘Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze…’ powtarzałam sobie bez przerwy. Zobaczyłam Liama, który nie był nawet w jednej tysięcznej w tak złym stanie jak ja. Uśmiechnął się ciepło, gdy mnie zobaczył.
-Mój tata zabrał twoje walizki do samochodu – poinformował, po czym delikatnie musnął mój policzek ustami. – Jak się czujesz?
-Tak samo jak wyglądam. – Zaśmiał się, a to nie miało być śmieszne. Naprawdę czułam się okropnie. Długo żegnałam się z babcią i z Victorią. Nie wytrzymałam. Po moim policzkach pociekło kilka ogromnych łez. A za nimi kilka kolejnych i tym sposobem z domu wychodziłam nie dość, że nie wyspana, głodna i przerażona, to jeszcze zapuchnięta od płaczu.
Wyszliśmy z podwórka. Chłopak zatrzymał mnie i chwycił za ramiona.
-Czas na kilka reguł. Po pierwsze: nie płaczemy. Po drugie: cieszymy się. Czeka na nas Londyn, zrobimy karierę, będziemy sławni, będziemy bogaci, kupimy sobie co tylko będziemy chcieli, spełnimy swoje marzenia! I wydaje mi się, że to nie jest powód do płaczu. Więc przestań płakać – uśmiechnął się widząc moje szeroko otwarte oczy wpatrujące się w niego.
-Jesteś głupim materialistą, wiesz? – powiedziałam ironicznym tonem. – Dziękuję – przytuliłam się do niego nieśmiało. Nie musiałam długo czekać, żeby poczuć jego ręce otulające mnie szczelnie.- Gdyby nie ty, chyba zeszłabym tu na zawał.
-Wsiadaj – puścił mnie i otworzył mi tylne drzwi. Wsiadłam grzecznie, witając się z rodzicami Liama, których miałam już przyjemność poznać.
2,5h drogi minęły szybko, w przyjemnej atmosferze. Gdy wysiadaliśmy z samochodu przed hotelem, w którym będziemy przez kilka dni mieszkać, moje uczucia były już zupełnie inne niż przed wyjazdem z Wolverhampton. Zapomniałam o tremie, o przeszywającym mnie strachu. Jedyne, co mnie denerwowało, to to, że za każdym razem, gdy spoglądałam w stronę Liama, zdawałam sobie sprawę, że przechodzi mnie dreszcz. Z każdym dniem angażowałam się bardziej, a po wczorajszej ‘randce’ czułam że ugrzęzłam tak bardzo, że każda próba wydostania się tylko pogarsza sprawę. A pomimo to było mi dobrze. To nieustające ciepło na sercu, świadomość, że ktoś jest obok nie DLA CZEGOŚ, a POMIMO CZEGOŚ. Pomimo wszystko. Co bym nie zrobiła, co bym nie powiedziała (a dosyć często zdarza mi się palnąć jakąś głupotę), on się tylko śmiał. I to nie szyderczo, a tak przyjaźnie, miło.
-Chodź, musimy zgłosić w recepcji, że już jesteśmy – wyrwał mnie z zamyślenia, za co bardzo mu dziękuję, bo to, o czym myślałam, zaczynało się robić niezręczne (nie, wcale nie myślałam o tym, jak ładnie Liam by się prezentował rano w moim łóżku, w moim pokoju, z roztrzepanymi włosami, ani o tym jak ładnie by wyglądały jego ubrania porozrzucane po całym pokoju, niee, no gdzie tam). Aż się zarumieniłam na myśl, co to by było, gdyby on czytał mi w myślach.
Przeszliśmy przez szklane, automatyczne drzwi. Na końcu długiego korytarza znajdowała się dość wysoka lada, za którą stała ładna, młoda dziewczyna z różowymi włosami związanymi w niechlujny kucyk. Ubrana była w granatowy, hotelowy uniform, a pomimo tego prezentowała się genialnie.
Podeszliśmy do niej, a ona, uśmiechając się przyjaźnie, zapytała, w czym może pomóc.
-Chcieliśmy się zarejestrować. – Liam położył na blacie dwie legitymacje z X-factor.
-Oczywiście. – Vanessa – takie imię widniało na jej plakietce - wzięła je do ręki i sprawnie wpisała nazwiska do komputera. – Pokoje 365 i 369. W Pana pokoju czeka już 2 kolegów. – podała mu klucz z numerem 365, mi ten drugi i pokazała nam, którędy mamy iść.
-Mamo, tato, chyba powinniście już wracać, nie uważacie? – chłopak patrzył na rodziców z rozbawieniem.
-Ale my chcieliśmy poznać twoich kolegów.
-Kiedy indziej. Jedźcie już, błagam. – Jego mama westchnęła. Widać było, że jest bliska płaczu. W sumie jej się nie dziwię. Ryczałabym przez tydzień, gdyby moje dziecko w wieku 17 lat przeprowadziło się do innego miasta. Prawdopodobnie nawet bym się na to nie zgodziła. Dziwię się, że moja babcia mi pozwoliła wyjechać. Kurde, miałam nie myśleć o babci, bo zaraz ja się rozpłaczę.
-Do widzenia, Alexis. – Pani Payne uściskała mnie, jej policzki były już całkiem mokre. Nie zauważyłam nawet kiedy się rozpłakała. Musiałam znowu się wyłączyć. Jestem pewna, że kiedyś będę miała problemy przez to, że popadam w stan uśpienia.
-Do widzenia – odpowiedziałam z uśmiechem. Po chwili widzieliśmy ich już wychodzących przez te same drzwi, przez które nas kilka chwil wcześniej przeprowadzili.
-Nareszcie – odetchnął Liam, a ja zaśmiałam się pod nosem. – Myślałem już, że będą chcieli zostać.
Pomimo moich sprzeciwów zarzucił moją torbę na ramię i pociągnął obie walizki. Weszliśmy do windy.
-Na które piętro mamy jechać? – zapytałam, drapiąc się po głowie.
-Na 6. – Podjarana (bo ja umieelbiam jeździć windą!) nacisnęłam guzik i zaczęłam wpatrywać się w siebie w lustrze.
-Mam pomysł – uśmiechnęłam się chytrze w stronę Liama. – Jak już dojedziemy, nie wysiadaj, ok?
-Dlaczego?
-Pojedziemy jeszcze raz na dół i na górę – (podkreślam, że baaardzo lubię jeździć windą). Chłopak zaczął się śmiać.
-To może ja wysiądę, a ty sama pojeździsz, co? Nienawidzę wind. – Spojrzałam na niego urażona.
-Właśnie straciłeś w moich oczach kilka punktów – odparłam z udawaną powagą.
-Myślę, że jakoś to przeżyję – zrobił krok w moją stronę, co przyczyniło się do tego, że staliśmy tak blisko, że czułam na sobie jego oddech. Zrobiło mi się słabo od jego zapachu (wspominałam już jak on pięknie pachnie?), moje kolana zaczęły się uginać. W ostatniej chwili się opanowałam, dzięki czemu nie upadłam. Serce waliło mi tak mocno, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, to wszystko działo się tak szybko, już chciał mnie pocałować, jestem pewna, że zrobiłby to, gdyby nie fakt, że winda stanęła, drzwi się otworzyły, a na korytarzu stało dwóch chłopaków, którzy patrzyli na nas, jakbyśmy się urwali z choinki. Liam spojrzał na nich i uśmiechnął się.
-Cześć – powiedział, wyciągając z windy walizki. Jak już się z nimi uporał, podał chłopakom dłoń na przywitanie. Nie wiem jak on to zrobił, ale nie był, po tym co się stało, nawet troszeczkę zażenowany, gdzie ja stałam i chciałam się zapaść pod ziemię. Nic nie powiedziałam, tylko ich obserwowałam. Zdałam sobie sprawę, że są to członkowie zespołu, do którego Liam został przydzielony.
Zaczęli rozmawiać na temat pokoju, a ja stałam w tej windzie jak głupia i nie mogłam poradzić sobie z blaskiem, który od nich bił. Nigdy w życiu nie spotkałam tylu (tak wiem, było ich trzech, ale prezentowali się tak zajebiście, że masakra!) tak bardzo przystojnych chłopaków w jednym miejscu. Jak już mówiłam, masakra.
-Wiesz, twoja koleżanka chyba się zawiesiła – stwierdził z uśmiechem jeden z nich, wysoki, czarnowłosy, z pięknymi, jasnobrązowymi oczami i nieziemskim uśmiechem. Liam roześmiał się i pstryknął palcami przed moją twarzą.
-Wybaczcie jej, on tak czasami ma. – Odetchnęłam głęboko i wyrwałam się z otępienia.
-Jestem Alexis – powiedziałam, podając nieznajomym chłopakom dłoń. Ten czarnowłosy przedstawił się jako Zayn, Liam mi już o nim opowiadał. Drugi z nich nazywał się Harry, był uroczy. Miał brązowe, kręcone włosy, zielone oczy i genialny uśmiech. Ale najbardziej rzuciły mi się w oczy jego dołeczki w policzkach. Kocham dołeczki w policzkach. Są na mojej liście na drugim miejscu, zaraz po jeżdżeniu jak pojebana windą.
-Idziemy na dół do restauracji, jak chcecie, możecie się przyłączyć. – Zaproponował Harry, który trzymał drzwi, żeby się nie zasunęły.
-Wiesz, oni chyba muszą coś dokończyć, nie przeszkadzajmy im. – Zayn pokiwał głową i wepchnął loczka do windy, którą ja w końcu zdecydowałam się opuścić. Po jego słowach spuściłam głowę, a moje policzki zaczęły płonąć. Byłam prawdopodobnie czerwona jak burak, za wszelką cenę chciałam schować twarz za włosami. Drzwi się zamknęły, a ja, pierwszy raz od ‘zdarzenia’ w windzie’ zaczęłam głęboko oddychać.
-Powinnam chyba pójść do siebie – chwyciłam walizkę, na której leżała torba i pociągnęłam ją za sobą.
-Może jednak chcesz coś zjeść? – Nie, Liam, chcę ochłonąć, doprowadzasz mnie do szału!
-Za godzinę. Muszę się trochę ogarnąć – powiedziałam nie patrząc w jego stronę. Wiedziałam, że jeśli bym spojrzała, skończylibyśmy tak, jak Zayn i Harry myślą że skończyliśmy. Nie chcę tego. Jeszcze nie. Nie wiem, jak długo wytrzymam, bo ciągnęło mnie do niego, miałam ochotę się na niego rzucić, ale muszę przezwyciężyć to uczucie. Przynajmniej przez jakiś czas.
W pokoju otworzyłam walizkę, wyciągnęłam jakieś ciuchy na zmianę i kosmetyczkę, i poszłam wziąć długą, odprężającą kąpiel, dzięki której powinnam ochłonąć.
__________________________________
BŁAGAM!
Zastanawiam się nad usunięciem bloga, bo ja tu piszę, staram się, a nikt tego nie docenia. Nienawidzę tego uczucia, jak się staram, robię co mogę, a tu pustki. Tak ciężko jest napisać jeden głupi, krótki komentarz? Kurde no... ; /