piątek, 23 marca 2012

6

Była 7:30. Obudziły mnie wibracje telefonu. Chciałam się podnieść i go poszukać, jednak przygniatało mnie coś ciężkiego, przez co miałam ograniczone pole manewru. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co stało się dzień wcześniej, z kim spałam w jednym łóżku i kto właśnie przeszkadzał mi w oddychaniu. Uśmiechnęłam się podnosząc delikatnie jego rękę (która była jeszcze cięższa niż się wydawała) i wstałam z łóżka.  Wyciągnęłam spod poduszki telefon i wyłączyłam budzik. Spojrzałam, czy Liam się nie obudził, a gdy już się upewniłam, że śpi, ruszyłam do walizki. Nie zdążyłam jej jeszcze wypakować, przecież całe ostatnie popołudnie spędziłam z chłopakami, a po powrocie nie miałam już siły na nic. Jestem z siebie naprawdę dumna, że udało mi się złapać z nimi tak dobry kontakt. Nie spodziewałam się, że to będzie takie proste. Przy nich mogłam być sobą, czułam się swobodnie, nie musiałam grać, odstawiać szopek, żeby mnie zaakceptowali.
Ukucnęłam przy walizce i wyciągnęłam czarny sweter do połowy ud z różowym sercem na środku i różowe rajstopy i czystą bieliznę. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zrzuciłam z siebie koszulkę z nadrukiem ‘McFly’ i ich zdjęciem, w której miałam zwyczaj spać i kolorowe figi, i wskoczyłam pod prysznic. Po moim ciele pociekły zimne kropelki wody, poczułam się tak błogo, tak przyjemnie, bo przez całą noc było mi gorąco. Czułam się, jakbym spała z na maxa odkręconym kaloryferem. Oczywiście nie mówię, że było mi źle, bo nie zamieniłabym tej nocy na nic, ale jednak on mógłby grzać trochę mniej.
 Umyłam szybko całe ciało i włosy i niechętnie wyszłam na kafelki. Szczelnie okręciłam się białym, hotelowym ręcznikiem.  Rozczesałam włosy, pryskając je sprayem sprzyjającym kręceniu się. Podczas mycia zębów usłyszałam ciche pukanie.
-Alex.. – zawołał cicho Liam totalnie słodkim, zaspanym głosem. – Wpuść mnie, błagam.
-Liam, ja się tu próbuję umyć! – wybełkotałam, śmiejąc się.
-Ale ja się zaraz zsikam w majtki. – Westchnęłam cicho, otwierając drzwi.
-Czy ty przypadkiem nie masz swojego pokoju jakieś 10 metrów stąd? – zapytałam ironicznie, starając się nie opluć go pastą do zębów.
-Ale tam jest taki tłok, tyle ludzi, a ty jesteś tu sama, tak ładnie wyglądasz i tak ładnie pachniesz, nie chcę iść tam i zostawiać cię samej, bo ktoś może mi cię ukraść – powiedział na jednym oddechu. – To mogę? – zaprosiłam go gestem ręki, a sama opuściłam łazienkę, nie chcąc być świadkiem, jakby to powiedziała Victoria, odcedzania ziemniaków, ewentualnie spuszczania z kija ( tak, ja wiem, przezabawne, hahaha, kupa śmiechu). Po chwili usłyszałam odkręconą wodę, co było dla mnie znakiem, że mogę tam wrócić. Szybko wyplułam pastę, która zdążyła już wypalić mi buzię i przyprawiła o kilka łez i wypłukałam.
-Naprawdę ci zazdroszczę, że mieszkasz sama.
-Wiesz, teraz poniekąd nie czuję się, jakbym mieszkała sama. Ty tu jesteś, krępujesz mnie – zaśmiał się cicho ale nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie śmiesznie przechylając głowę. Zbliżył się do mnie, złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Przeszkadzam ci w czymś? – spytał subtelnym, delikatnym głosem. Spojrzałam mu w oczy.
-Właściwie trochę tak, bo miałam zamiar się ubrać.
-Ja mogę ci pomóc się ubrać – przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
-Jesteś pewien, że chodzi ci o ubranie, a nie o rozebranie? – podniosłam jedną brew zarzucając ręce na jego szyję.
-Zrobię co tylko chcesz, mogę cię rozebrać, ubrać, potem znowu rozebrać, umyć ci plecy..
-Plecy już myłam. Ale uważaj, bo następnym razem się zdecyduję i cię zawołam.
-I co, myślisz, że bym nie podołał? – Nasze twarze dzieliły milimetry. Czułam jego słodki oddech.
-Myślę, że poradziłbyś sobie bardzo dobrze –stwierdziłam, przymykając oczy.
-Wypróbuj kiedyś. Ja chętnie ci pomogę.
Było tak blisko, no tak blisko! Już prawie czułam jak jego delikatne usta spoczywają na moich, jak całują mnie z każdą chwilą coraz bardziej zachłannie, jak jego ręce błądzą w moich mokrych włosach. Boże, co za pech, że właśnie w chwili, w której mieliśmy się pocałować usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Cofnęłam głowę szepcząc do siebie prawie niesłyszalne: ‘Ale ktoś zaraz zginie.’. Liam zacisnął pięści, nie ruszając się z miejsca. Nie patrzyłam do niego. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Na korytarzu stali Louis i Harry, uśmiechając się przyjacielsko. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że nadal jestem jedynie owinięta w ręcznik. Nie obchodziło mnie to.
-Słucham – powiedziałam, patrząc na nich i próbując wymyślić najgorsze tortury z możliwych.
-Kurna, znowu wam przerwaliśmy? – Harry przeczesał ręką włosy i przeprosił bezgłośnie.
-Nie, dlaczego tak uważasz? – Zza moich pleców wyłonił się również zdenerwowany Liam. – Rozumiem, że przyszliście po mnie. – Chłopcy pokiwali twierdząco głowami.
-O 8:45 mamy zbiórkę na dole – powiedział Lou, patrząc na nas przepraszającym wzrokiem. – Harry, lepiej już chodźmy. – Chłopak klepnął młodszego kolegę w ramię i wolnym krokiem odeszli w stronę swojego pokoju. Liam spojrzał na mnie a na jego twarzy zagościł zrezygnowany uśmiech.
-Mogę dziś też tu spać?
-A umyjesz mi wieczorem plecy? – spytałam robiąc oczy szczeniaczka. Payne zaśmiał się.
-Co tylko będziesz chciała – pocałował mnie w policzek i poszedł do siebie. Zamknęłam drzwi i wróciłam do łazienki. Tam ubrałam się, zrobiłam szybki makijaż i wyprostowałam grzywkę. Przez cały ten czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jesteśmy coraz bliżej zostania parą. Oficjalnie. I totalnie się tym jarałam. Gdybym mogła, kliknęłabym ‘Lubię to!’

Chwilę przed 8:45 usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Włożyłam telefon do małej torebki, wzięłam klucz i pociągnęłam za klamkę. Na korytarzu stała zdecydowanie jedna z najpiękniejszych istot, jakie w życiu widziała. Zayn Malik, wysoki brunet z brązowymi oczami.. Biła od niego taka zajebistość, że w pewnych momentach brakowało mi tchu. Oczywiście podobał mi się Liam, ale to jednak Zayn był tym najbardziej reprezentatywnym, wyjściowym członkiem One Direction. Uśmiechnął się do mnie sztucznie, mówiąc zrezygnowanym głosem, że chłopcy go poprosili, żeby po mnie zaszedł. Odrzucił mnie ten sztuczny uśmiech. Nadal wyglądał bosko, był piękny, ale poczułam przez chwilę ukłucie w żołądku, oznaczające, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że się nie polubimy. Poniekąd zdziwiło mnie jego zachowanie, ale to było mało ważne. Póki co nic wielkiego mi nie zrobił, więc nie zareagowałam. Zamknęłam za sobą drzwi, zauważając, że z pokoju numer 365 wychodzi czterech rozchichotanych chłopaków, którzy sprawiali zupełnie inne wrażenie, niż Malik.
-Widzę, że poprawił ci się już humor po tym, jak nam bezczelnie przerwano.. Znowu – powiedziałam do Liama, który zaraz po moim podejściu złapał mnie za rękę.
-Czas, żeby tobie też się poprawił – stwierdził Niall. – I wydaje mi się, że wszyscy musimy przyzwyczaić się do ‘dyskretnego’ obgadywania innych ludzi, ‘szeptania’ tak cichutko, że cały autobus słyszy, ciągłego przerywania, krzyku, bicia, kłótni, i tego wszystkiego, co stało się odkąd wczoraj się poznaliśmy.
-Te, blondyn, jeśli dobrze pamiętam, miała panować zasada: ‘Co stało się w pokoju, zostaje w pokoju’. – Louis nacisnął guzik przy windzie, patrząc wrogo na Horana.
-Oj tam, ona prawie z nami mieszka. I dzięki niej co jakiś czas będziemy mieli okazję pozbyć się jednego z naszych współlokatorów.
Po zjechaniu na parter i wyjściu z windy zostaliśmy zawołani do reszty uczestników. Jak się okazało, wszyscy czekali tylko na nas. Jakiś facet, który przedstawił się jako Mike Logan, opowiedział nam krótko plan dnia, wyjaśnił co będziemy po kolei robić, na czym będą polegały spotkania w domach jurorów. Ja zostałam przydzielona do Cheryl Cole, chłopcy do Simona Cowella, więc czekał nas kilkugodzinny odpoczynek od siebie.
Podążyłam za kilkoma solistami, wsiedliśmy do niedużego busa i ruszyliśmy. Źle się czułam w towarzystwie osób, które nawet się nie przedstawiły. Było mi trochę niezręcznie, chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do towarzystwa Liama, który zawsze wszystko za mnie załatwiał. Jestem pewna, że gdyby on i reszta chłopców tu była, niedługa podróż wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak każdy siedział na swoim miejscu z głową opartą o szybę, nie mówił nic, unikał kontaktu wzrokowego, zachowywał się po prostu, jakby był w busie sam.
Droga do domu, oj przepraszam, WILLI Cheryl trwała ok. 30 minut. Przez całą drogę nikt nie odezwał się do nikogo słowem, ale jak wysiedliśmy, szczęki opadły wszystkim, łącznie ze mną. Nie wdziałam tak ogromnej chaty nigdy! Była tak wielka i piękna, że niektóre osoby aż zaczęły rozmawiać z zachwytu, co było wielkim postępem.
Wielkie drzwi się otworzyły, a z wnętrza wyszła piękna i olśniewająca Cheryl Cole. Powitała nas i zaprosiła do środka. Jak się okazało, czekało na nas cudowne śniadanie (chociaż nie wiem, czy można to tak nazwać, bo kto normalny podaje kurczaka w miodzie na śniadanie?), przy którym miały zostać wyjaśnione nam wszelkie zasady. Trwało to ponad godzinę. Gdy wszystko już wiedzieliśmy, gdy siedzieliśmy przy stole bladzi, przejedzeni, oddychający z wielką trudnością, piosenkarka postanowiła pokazać nam resztę domu. Odwiedzając kolejną z rzędu sypialnię, stwierdziłam, że właśnie taki domeczek chcę mieć w przyszłości.
O 12:30 kobieta rozdała nam grafik, mówiący kto, kiedy, gdzie i z kim ma próby, poinformowała nas o dacie kolejnego spotkania i wysłała nas powrotem do hotelu, dając nam wolne popołudnie.


Gdy wszyscy ładowali się do busa, zadzwonił mój telefon. Odeszłam na bok. Naciskając zieloną słuchawkę, przyłożyłam sobie słuchawkę do ucha. Usłyszałam cichy szloch mojej siostry, który nieźle mnie przestraszył.
-Vicky – zawołałam ją, po czym zaczęłam obgryzać paznokcia.
-Alex.. Ja.. Ja nie wierzę.. – przerwał jej, jak się domyślam, kolejny już atak płaczu.
-Co się stało? Czemu płaczesz? – poczułam, że ręka zaczyna mi się trząść. Nie lubiłam, gdy Victoria płakała, czułam się wtedy taka bezsilna, słaba. Ona zawsze była silniejsza ode mnie, pewniejsza siebie, a gdy widziałam jej łzy, miałam ochotę schować się z misiem pod łóżko i to przeczekać.
-Babcia..
-Babcia? Co z babcią? Coś jej się stało? – musiałam poczekać chwilę, aż uspokoi się na tyle, by móc mi odpowiedzieć.
-Babcia miała zawał. –Złapałam się za głowę, ale po chwili uświadomiłam sobie, że co chwila ktoś na świecie ma zawał. Przeżywalność tego jest duża, przecież babcia z tego wyjdzie, na pewno wyjdzie, nie podda się i będzie z nami jeszcze długo.
-Jest w szpitalu? – spytałam, starając się mówić opanowanym głosem. Jej kolejne słowa były zaprzeczeniem tego, o czym przed chwilą myślałam. ‘Babcia nie żyje’ – te słowa obijały mi się po głowie. Przez kolejne kilka sekund czułam, jak kolana się pode mną uginają, telefon wypada z ręki, roztrzaskuje się na polbruku, a moje kolana dotykają ziemi.
W jednej chwili całe moje życie rozsypało się na kawałeczki. Straciłam już ojca, mamę, dziadka, trudno mi było uwierzyć, że odeszła też moja babcia, moja ukochana babcia, która zawsze, nawet w najcięższych chwilach była ze mną, która jeszcze dzień wcześniej robiła mi kanapki na drogę, która pocieszała mnie, wmawiała, że wszystko będzie dobrze, żebym uwierzyła, że wygram jeśli tylko się postaram. Ta babcia, która śmiała się, gdy ja się śmiałam i płakała, gdy ja płakałam. Odeszła bez pożegnania.
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Łzy bólu, żalu, słabości. Nie wiem nawet ile czasu klęczałam, ile czasu minęło odkąd poleciała pierwsza łza. Wiem tylko, że płacz zamienił się w lament, wewnętrzny krzyk, rozrywający mnie na miliardy kawałeczków. Tak bardzo nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam, ale zdawałam sprawę, że Victoria nie zrobiłaby mi takiego głupiego żartu.
Miałam nadzieję, że zaraz się obudzę. Przestał obchodzić mnie program, przestał mnie obchodzić nawet Liam, chciałam tylko, żeby to wszystko okazało się głupim koszmarem, że otworzę oczy, a obok mnie usiądzie moja babcia, pogłaszcze mnie po głowie, jak to zawsze miała w zwyczaju, że powie, że mnie kocha i że nigdy mnie nie opuści. Tak bardzo tego pragnęłam.




Weszliśmy z chłopakami do hotelu, przepychając się i głośno śmiejąc. Podszedłem do recepcji po klucz. Vanessa – dziewczyna w różowych włosach – podała mi go, patrząc mi głęboko w oczy. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach przez ten jej przeszywający wzrok. Czułem, jakby mogła wyczytać każde moje uczucie, jakby czytała mi w myślach.
-Liam, prawda? – uniosłem brew, kiwając twierdząco głową. – Przyjechałeś wczoraj z taką ładną brunetką. – Kolejny raz kiwnąłem głową, nie rozumiejąc , do czego ona zmierza. – Nie chcę cię straszyć, czy coś, ale wydaje mi się, że powinieneś do niej iść. I to szybko.
-Czemu tak uważasz? – spytałem wpatrując się w jej zielone tęczówki.
-Bo jakieś pół godziny temu Mike wprowadzał ją zapłakaną na górę. Nikomu nie chciała powiedzieć co się stało. Miałam ci przekazać, jak się pojawisz, żebyś do niej poszedł, bo jest w naprawdę złym stanie. – Jej słowa nieźle mnie wystraszyły. Oddałem klucz Harry’emu i pobiegłem szybko do windy. Wskoczyłem do niej, nie tłumacząc chłopakom, co się dzieje, nie czekając nawet na to, by oni wsiedli ze mną. Zastanawiało mnie, co mogło się stać. Przecież Alexis jest silną dziewczyną, nie załamałaby się przez byle co. Musiało zdarzyć się coś naprawdę poważnego. W ciągu kilku krótkich sekund od wyjścia z windy znalazłem się przy drzwiach pokoju numer 369. Bez pukania wszedłem do środka, a to co zobaczyłem prawie zwaliło mnie z nóg. Na łóżku leżała skulona w kłębek, blada Alex. Moja Alex. Tak, która zawsze się śmieje. Ta, która jest najsłodszą, najmilszą osobą na świecie. Leżała wpatrując się w jeden, bliżej nieokreślony punkt.
Kiedy podszedłem do niej i pogłaskałem ją po głowie, spojrzała na mnie zimnym, pełnym bólu wzrokiem. Z jej pięknych oczu zaczęły kapać łzy, podniosła się i wtuliła się we mnie. Oplotłem ją ramionami, próbując chociaż trochę ją uspokoić.
-Powiesz mi, co się stało? – spytałem w końcu. Nie byłem pewny, czy to dobre rozwiązanie, ale już nie mogłem tego cofnąć. Dziewczyna zaczęła oddychać głęboko, za wszelką cenę próbując opanować szloch.
-Moja babcia nie żyje – wyszeptała takim cichym, słabym głosem, że ledwo co usłyszałem. To co powiedziała, odebrało mi mowę. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc tylko siedziałem i bujałem się w przód i w tył, by pomóc jej się uspokoić. Po kilkunastu minutach nastała cisza. Zdałem sobie sprawę, że zasnęła. Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kocem. Sam włączyłem cicho telewizor i położyłem się obok niej, nie chcąc nawet na chwilę zostawić jej samej. Przecież w każdej chwili mogłaby się obudzić..
Właśnie w tamtej chwili uświadomiłem sobie coś ważnego. Kochałem ją. Jak nikogo na świecie. 



*************************

Oficjalnie oświadczam wszystkim, którzy czytają moje wypociny, iż właśnie pobiłam swój życiowy rekord. Jest to najdłuższa notka, jaką w życiu napisałam. Dokładnie 2260 słów. 
Mam nadzieję, że moje starania nie pójdą na marne i ktoś to przeczyta, a może nawet skomentuje, chociaż nie chciałabym wymagać zbyt wiele, bo mogę się zawieść. 
Co nie zmienia faktu, że liczę na was. 
Przepraszam za wszelkie błędy, ale już nie mam siły sprawdzać.
xx

poniedziałek, 12 marca 2012

5

>bit do poprawy jakości czytania< (puszczaj od początku aż skończysz czytać odcinek :) )

Przyznam się bez bicia, że wszystko, o czym myślałam podczas pierwszych 45 minut mojej godzinnej kąpieli, to to, jak wyglądałyby Jego ubrania porozrzucane po moim pokoju. I nie jestem z tego dumna. Nie jestem dumna z tego, że daję się wodzić emocjom za nos. Trzeba przyznać, że po prostu nie mogę ich zatrzymać. W normalnej sytuacji zatrzymałabym się w otępieniu, tak jakbym żyła w innym świecie. Ale to zdecydowanie nie była normalna sytuacja. Dobra, prawdopodobnie żadna sytuacja w moim życiu nie jest normalna, ale ta była jeszcze bardziej nienormalna. Ja się po prostu… Aż boję się wypowiedzieć, a nawet pomyśleć to słowo… Ja się po prostu zakochałam. Nie bałam się już o program, pomimo tego, że dzień później miało się odbyć pierwsze spotkanie w domu jurora (tak, w tamtej chwili nie pamiętałam nawet do kogo zostałam przydzielona), pierwsza próba. Wszystko, o co się bałam, to to, że jeśli się nie dostanę, a Liam tak, co jest możliwe, nie będziemy mogli spędzać ze sobą czasu.
Zaczęłam oddychać głęboko, starając się wyrzucić wszystkie myśli z mojej głowy. Chciałam choć na chwilę stać się niemyślącą, pustą maszynką. Oddychanie pomogło. Zrobiło mi się lepiej. Serce przestało walić jak oszalałe, motylki odleciały, rumieńce zeszły. Było mi tak błogo, jakbym po kilku dniach z wysoką gorączką obudziła się zupełnie zdrowa. Chociaż poniekąd brakowało mi tego zachwytu i podniecenia. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo przez ten tydzień się zmieniłam. Jak bardzo zmieniłam się przez, a może właśnie dzięki Niemu. Jeszcze jakiś czas temu nie wyobrażałam sobie, że w mojej głowie mogą pojawić się takie uczucia. Ja, wieczna dziewica, cnotka-niewydymka, mam ochotę rzucić się na chłopaka i zrobić z nim wiele nieprzyzwoitych rzeczy. To nie w moim stylu.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wyskoczyłam z wanny jak nienormalna, zarzuciłam na siebie szlafrok i zostawiając za sobą mokre ślady, pobiegłam do drzwi. Chwyciłam klamkę i pociągnęłam. Na korytarzu stał Liam Młodybóg Payne i uśmiechał się do mnie. Spodziewałam się, że wybuchnie śmiechem, w końcu stałam przed nim w samym szlafroku, z moich włosów kapała woda, na policzkach miałam zaschnięte już strużki tuszu, przez co zdecydowanie wyglądałam, jakbym płakała, a przecież nie płakałam, a on tylko stał i patrzył.
-Potrzebuję jeszcze trochę czasu.
-Pomyśl sobie, że zauważyłem – powiedział ironicznie przekraczając próg mojego pokoju.
-Jasne, możesz wejść, wcale nie czuję się niezręcznie stojąc przed tobą w samym szlafroku, ale dzięki, że zapytałeś – zamknęłam drzwi.
-Tak myślałem, że nie będzie ci przeszkadzać, że się rozgoszczę – usiadł na fotelu, patrząc na mnie  z zaciekawieniem i pewnego rodzaju politowaniem.
-A może masz ochotę pójść ze mną do łazienki, popatrzeć jak się ubieram, maluję, może chcesz mi w czymś pomóc? – uniosłam brew, próbując nie wyobrażać sobie momentu, w którym chłopak pomaga mi zdjąć ten cholerny szlafrok.
-Nie, poczekam tutaj.
Po powrocie do łazienki pierwsze co zrobiłam, to wypuściłam zimną już wodę z wanny. Potem, nie patrząc w lustro, zmyłam stary makijaż i wysuszyłam włosy. Związałam je w wysokiego kucyka, a grzywkę wyprostowałam. Następnie pomalowałam rzęsy czarnym tuszem i szybko ubrałam  się w  czarne rurki i białą, luźną koszulkę z flagą Anglii na przedzie. Byłam gotowa. Wróciłam do pokoju, w którym czekał na mnie Liam.
-25 minut, nie tak źle – powiedział nie patrząc na mnie. Wyciągnęłam z walizki niebieskie balerinki i założyłam je.
-Możemy iść – położyłam ręce na biodrach i uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Na pewno? – spytał jeszcze podnosząc się z fotela.
-Tak – chwyciłam telefon, który, po wejściu do pokoju, rzuciłam na łóżko. Opuszczając pokój napisałam krótkiego smsa do Vicky, w którym poinformowałam ją, że dojechaliśmy cali, Londyn jest piękny i zadzwonię później. – Masz jakieś plany? – Spytałam z ciekawości.
-Myślałem, żeby pójść coś zjeść ale wtedy Zayn i Harry wrócili do pokoju i namówili mnie, żebyśmy zrobili coś razem, skoro i tak razem mieszkamy. A Louis i Niall poprosili, żebym wziął też ciebie, bo chcą cię poznać. Powiedziałem im, że gdyby przyjechali wcześniej, to by cię poznali, ale dostałem za to poduszką w głowę i jak widać nie mam innego wyjścia. Także idziemy się integrować z moim zespołem.
-Wydajesz się nie być zbytnio zachwycony tym pomysłem – stwierdziłam, choć mi to pasowało. Może w końcu uda mi się z kimś zaprzyjaźnić.
-Po prostu miałem nadzieję… - przerwał pukając w drzwi od swojego pokoju. – To nie ważne. Będziemy mieć jeszcze dużo czasu dla siebie, prawda? – spojrzał mi w oczy i znowu się uśmiechnął. Tak, jak tylko on potrafi. A moje nogi znów zrobiły się jak z waty. I znów miałam ochotę się na niego rzucić. Ochota odeszła, gdy z pokoju wyszło czterech obrzydliwie ślicznych chłopaków.
-Jestem Louis – podszedł do mnie jeden z tych dwóch, których jeszcze nie miałam okazji poznać. – Miło mi – chwycił moją dłoń i delikatnie ją pocałował. - Urodzony w 1991 roku, znak zodiaku koziorożec, lubię zachody słońca i długie spacery po plaży – zatrzepotał długimi rzęsami.
-Czy mi się zdaje, czy właśnie złożyłeś mi ofertę matrymonialną? – zaśmiałam się cicho.
-Chciałem cię tylko poinformować. Wiesz, tak na przyszłość. Żebyś wiedziała.
-Aha, w takim razie dziękuję za informacje. Postaram się je wykorzystać.
Podszedł do mnie kolejny chłopak. Wyglądał na bardziej zrównoważonego. Miał blond włosy i piękne, niebieskie oczy, w których dałoby radę się utopić.
-Niall – przedstawił się krótko, ściskając moją dłoń.
-Alexis – odpowiedziałam. – To co mamy w planach na dzisiaj? – spytałam, wchodząc do windy.
-Louis stwierdził, że moglibyśmy iść na London Eye, ale niestety jeden z naszych kolegów, nie pokazujmy palcami który… - Harry przeszywał wzrokiem Zayn’a - … ma cholerny lęk wysokości.
-Chciałbym dodać, że to bardzo dojrzałe. – Liam klepnął bruneta w plecy.
-Wiesz, ja na twoim miejscu o dojrzałości bym nie mówiła. – wszyscy skierowali wzrok na mnie. – Pamiętasz co zrobiłeś, jak chciałeś spróbować moich lodów, które jadłam ŁYŻECZKĄ? – podkreśliłam ostatnie słowo. Chłopak zamknął oczy i wyszeptał krótkie: ‘Nienawidzę cię.’ – Nie? To ja ci przypomnę. Poszedłeś do lodziarza i poprosiłeś o widelec, a jak ci powiedział, że nie ma, postanowiłeś mojego loda polizać, przez co wylądował na ziemi. Więc niech pan ‘Alejasiębojęłyżeczek’ skończy pieprzyć farmazony i sam dojrzeje. – Chłopcy zaczęli się śmiać, a Liam, gdy tylko drzwi się rozsunęły, podniósł mnie i przerzucił przez ramię, jak worek ziemniaków.  Zaczęłam się drzeć i bić go pięściami po plecach, ale to nic nie dawało, więc uspokoiłam się. Wyszliśmy z hotelu i przeszliśmy przez ulicę. Nie wiedziałam, gdzie on mnie niesie, wszystko co wiedziałam, to że reszta ma z nas niezły ubaw. Nagle poczułam, że chłopak stawia mnie na ziemi. Staliśmy w niewielkim parku, a wokoło nas łaziło kilkadziesiąt gołębi. Moje serce zaczęło bić jak szalone, a do oczu napłynęły mi łzy.
-Liam, to wcale nie jest zabawne, weź je ode mnie, błagam.
(Tutaj czas na małe wyjaśnienie. Ja po prostu panicznie boję się ptaków. Jak miałam 6 lat zaatakował mnie kruk. Wiem jak to brzmi, ale ja jestem totalnie poważna. Pamiętam, że trafiłam do szpitala i musieli mi zszywać głowę, bo  rozciął mi ją swoimi zasranymi pazurami. A do tego zaplątał mi się we włosy. Od tamtej pory jak tylko jestem bliżej niż na odległość kilku metrów od jakiegoś ptaka, trzęsę się ze strachu i zbiera mi się na płacz.)
Chłopak, widząc, że jeszcze chwila i się rozpłaczę, rozgonił ptaki i przytulił mnie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię teraz nienawidzę – powiedziałam wbijając mu palce pomiędzy żebra, przez co już po chwili uciekałam ile sił w nogach przed seryjnym mordercą, w którego zamienił się Liam. Gdy mnie złapał i podniósł do góry, krzyknęłam, że to nie fair, bo on ma lepsze buty. Po chwili szliśmy już normalnie, wszyscy razem, niewiadomo gdzie i w jakim celu. Po prostu szliśmy i się wygłupialiśmy, a ludzie patrzyli na nas jak na chorych psychicznie.
Czułam się jakbym znała tych chłopaków od zawsze. Tak łatwo mi było z nimi gadać i wygłupiać się. W końcu spotkałam kogoś, kto był na tym samym poziomie intelektualnym, co ja, czyli tzw.  ‘gorzej być nie może’, ewentualnie: ‘w razie wojny oddać jako zakładników’.
Cały dzień spędziliśmy na zaczepianiu przypadkowych ludzi i pytaniu ich o wszystko ( chłopacy zaczęli się kłócić, który z nich wygląda najbardziej wyjściowo, a jako, że ja nie byłabym obiektywna, zaczepili jakieś dwie dziewczyny i je zapytali. Obie wskazały na Zayn’a i wcale się nie zdziwiłam. Sama też bym powiedziała, że on jest najprzystojniejszy z nich wszystkich. Pomimo tego, że podobał mi się Liam), jedzeniu, szukaniu drogi, znowu jedzeniu, generalnie prawie cały czas coś jedliśmy. Jedyna produktywna rzecz, jaką zrobiliśmy, to wymyślenie nazwy dla ich zespołu. Generalnie bardzo podobał mi się pomysł Niall’a: ‘Niall and the Potatoes’, ale reszta chłopców nie wyraziła zgody. W końcu strzeliłam na odwal: ‘One Direction’ i od tamtej chwili nazywają się właśnie tak. Jeśli kiedyś będą sławni, będę starała się o niemałe wynagrodzenie za częściową pomoc w ich sukcesie.
Po powrocie do hotelu czułam się tak zajebiście, że aż brakuje mi słów, żeby to opisać. Naprawdę mogę się zaprzyjaźnić z tymi pięcioma przeuroczymi idiotami. Stwierdziłam, że przemyślę sobie ten dzień kiedy indziej, skoro obok mnie zasypia najcudowniejsza osoba na Ziemi, Liam Payne. Przylazł do mnie po ok. godzinie od naszego powrotu pod pretekstem, że nie może spać, bo Niall chrapie. No a ja miałabym go nie wpuścić? Musiałabym naprawdę być nienormalna.
Położyłam się na boku, odwracając się do niego plecami. Po chwili poczułam jego ramię, obejmujące mnie w pasie i jego ciało przysuwające się do mnie.
-Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza – wyszeptał.
-Nie. Mogłabym tak zasypiać co noc – powiedziała spokojnym i opanowanym głosem, chodź radość prawie rozerwała mnie od środka.
-Da się zrobić.
Później czułam już tylko jego miarowy oddech na moim karku. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że to był jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Zastanawiała mnie już tylko jedna rzecz. Czy my jesteśmy już parą?


___________________________________________

Boże, dziękuję wam za te komentarze, na prawdę mi pomogły. I tylko dzięki nim dałam radę napisać dzisiejszy odcinek. Mam nadzieję, że się spodoba i że zdobyłam stałe czytelniczki. Bless <3
A za wszelkie błędy w pisowni przepraszam, ale jest już prawie 1 w nocy i nie mam siły tego sprawdzać.