niedziela, 22 kwietnia 2012

8


Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Podniosłam głowę z klatki piersiowej Liam’a, powoli przypominając sobie, co stało się ostatniego wieczora. Uśmiechnęłam się, uświadamiając sobie, że prawdopodobnie przez całą noc leżeliśmy w jednej pozycji. Usłyszałam ponowne pukanie. Szturchnęłam go lekko. Po krótkiej chwili spod powiek wyłoniły się śliczne, brązowe tęczówki.
-Dzień dobry – szepnął, przeciągając się.
-Ktoś puka – poinformowałam go, nie wiedząc, co z tym zrobić.
-To otwórz – zaśmiał się cicho.
-Nie! Ubieraj się szybko i otwórz. Jak to będzie ktoś do mnie, to powiedz, że się myję – podniosłam się, zarzuciłam na siebie biały, hotelowy szlafrok i zrobiłam kilka kroków w stronę łazienki. Chłopak też wstał, naciągnął na siebie bokserki, spodnie i koszulkę (które swoją drogą, tak jak myślałam, zajebiście wyglądały na podłodze mojego pokoju) i podszedł do drzwi. Chwycił za klamkę, a ja zniknęłam w łazience. Usłyszałam, że rozmawia z jakąś kobietą, ale nie byłam pewna kto to. Znałam ten głos, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Alex, chodź! – usłyszałam jego wołanie z pokoju. Zmoczyłam ręce, jakbym naprawdę coś w tej łazience robiła i wyszłam. Jak się okazało w pokoju czekała na mnie Cheryl Cole.
-Cześć Alexis, jak się czujesz? – zapytała z troską, uśmiechając się szeroko, ale z pewnego rodzaju politowaniem.
-Dobrze, już jest ok .
-Ja chyba powinienem już iść. – Liam przewrócił oczami za plecami piosenkarki i uśmiechnął się. – Widzimy się później. – Kiwnęłam potwierdzająco głową. Liam opuścił pokój, a ja przeniosłam wzrok z drzwi na Cheryl.
-Jesteście razem? – zapytała z ciekawością, malującą się na jej twarzy. Kolejny raz kiwnęłam twierdząco głową. – Jak długo się znacie?
-Poznaliśmy się w dniu mojego przesłuchania. Okazało się, że oboje jesteśmy z Wolverhampton i zaczęliśmy się spotykać.
-Wiesz, że prawdopodobnie już niedługo zacznie się pomiędzy wami walka o zwycięstwo? Myślisz, że dacie radę?
-Tak. Nawet jeśli nie przejdę dalej albo odpadnę na samym początku, będę do końca jemu i całemu zespołowi kibicować.
-A jeśli dojdziecie razem do finału?
-Cieszyłabym się, jeśli bym wygrała, ale cieszyłabym się też, jeśli oni by wygrali.
-Dobrze, że masz takie podejście. Ale nie przyszłam tu rozmawiać o twoim związku. Chciałam się dowiedzieć, czy dasz radę dziś być na próbie. Zostało ci mało czasu, a jest wiele rzeczy do zrobienia.
-Tak, właśnie miałam zamiar zacząć się ogarniać. Mam ustaloną próbę na 12.
-Cieszę się, że wracasz do gry.
-Ja też się cieszę.
-W takim razie widzimy się w sobotę. – Chwyciła torebkę, którą wcześniej położyła na stoliku i z uśmiechem wyszła, żegnając się krótkim ‘Do zobaczenia’.
Ulżyło mi, gdy zostałam sama. Mogłam w końcu zacząć uśmiechać się do siebie jak nienormalna, mogłam zacząć przeżywać to cudowne doświadczenie, mogłam gadać do siebie, tańczyć, biegać, skakać.. Ale coś mnie powstrzymywało. Z jednej strony czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie, z drugiej jednak usychałam. Zabijała mnie świadomość, że skoro teraz Vicky jest tu, ze mną, nie będę miała do kogo wracać, za kim tęsknić. Ale tęsknić, ze świadomością, że mogę w każdej chwili pojechać, zobaczyć tego kogoś, a nie tak, jak tęsknię teraz. Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić, że nigdy więcej nie zobaczę mojej babci. Coś jednak powstrzymywało mnie przed popadnięciem w totalną rozpacz. Właśnie to uczucie, to ciepło, które mam w sercu, które uświadamiało mi, że pomimo tego, że straciłam właśnie kogoś ważnego, kogoś też zyskałam.
Chyba Liam miał rację, mówiąc, że jestem jedną wielką sprzecznością. Naprawdę zauważyłam to, że jestem smutna, ale to nie jest taki totalny smutek, bo jestem też cholernie szczęśliwa.. W tym samym momencie. Czy to jest normalne? Może ja powinnam udać się do specjalisty, bo ja sama zaczynam się gubić w swoich własnych uczuciach, a co dopiero osoby z mojego otoczenia, które nie są mną i nie znają mnie tak dobrze, jak ja znam siebie i które nie wiedzą jak bardzo rąbnięta jestem.
Zdałam sobie sprawę, że już z 5 minut stoję w jednym miejscu i myślę. Ostatnio myślę za dużo, źle to na mnie działa.
Podeszłam do walizki, która dziwnym trafem nadal była nierozpakowana, wyciągnęłam z niej obcisłe jeansy, białą bluzkę na ramiączka i czystą bielizną. Poszłam do łazienki, tam zdjęłam z siebie szlafrok i weszłam pod prysznic, z zamiarem zmycia z siebie wszystkich negatywnych emocji. Chciałam się wyluzować, musiałam to zrobić, bo od kilku dni chodziłam cholernie spięta. Odkręciłam kurek, a po krótkiej chwili po moim ciele zaczęły spływać gorące krople wody. Było mi tak błogo, czułam jak wszystko po mnie spływa, mięśnie się rozluźniają, wreszcie mogę głęboko oddychać. Umyłam dokładnie cale ciało i włosy, nałożyłam odżywkę i jeszcze trochę postałam, rozkoszując się chwilami samotności, ciszy. Zmyłam odżywkę i owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Wychodząc, od razu poczułam się jak inny człowiek. Wytarłam się, założyłam ubrania i zaczęłam suszyć włosy i malować się. Cała poranna toaleta nie zajęła mi dużo czasu. Gdy wróciłam do pokoju była 11. Założyłam jeszcze miętową bluzę-baseballówkę i tego samego koloru trampki, chwyciłam telefon, który już po chwili znalazł się w kieszeni moich spodni i wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz.
Udałam się pod pokój mojej siostry, już miałam zapukać, ale coś sprawiło, że tego nie zrobiłam. Sama nie wiedziała czemu, ale siedziało we mnie coś takiego, jakieś uczucie.. Po prostu nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Chyba po raz pierwszy w życiu nie miałam ochoty rozmawiać z Victorią. Wiedziałam, że nie zareagowałaby dobrze na to, że jestem szczęśliwa, nie zrozumiałaby tego, co czuję, że pomimo straty, umiem się cieszyć tym, co mam.
Ruszyłam w stronę windy, przechodząc bez zatrzymania obok pokoju chłopaków. Chyba nie chciałam słuchać i odpowiadać na niekończące się pytania: ‘Jak się czujesz?’, ‘Wszystko w porządku?’, ‘Mogę ci jakoś pomóc?’. Miałam poniekąd dość ludzi, którzy wiedzieli co się stało, dość ich nieszczerej opiekuńczości, niezręcznych sytuacji, w których nie wiedzieliby co powiedzieć, by mnie nie urazić. Ich zachowanie było tak nieludzkie, bezsensowne.. Masakra. Nienawidzę czegoś takiego, nienawidzę chorej litości, bo inaczej tego nie można nazwać.
Weszłam do windy, wcisnęłam ‘0’ i czekałam, aż drzwi ponownie się zamkną. Coś im jednak przeszkodziło. Otworzyły się na całą szerokość, a obok mnie stanął Zayn. Wchodząc, rzucił krótkie ‘Cześć’, ale nie powiedział nic więcej. Zjeżdżając na dół, tylko się na mnie patrzył. Czułam się jak okaz rzadko występującej rośliny lub zwierzęcia. Nie musiałam nawet na niego patrzeć, nawet bez tego czułam ten przenikający mnie na wskroś wzrok. Tak strasznie mnie krępował. Nie wiedziałam co zrobić, jak się ruszyć, żeby się nie zbłaźnić. Nie wiedziałam czemu tak bardzo zależało mi na jego opinii.
Nie wiem, jak on to robił, ale gdy na niego spojrzałam, gdy ujrzałam te delikatne, czekoladowe tęczówki, nogi się pode mną ugięły.  To było tak silne uczucie, że musiałam się złapać poręczy, aby nie upaść. Czułam się głupio, niezręcznie, ale też tak genialnie, jakbym została obdarzona spojrzeniem przez niewiadomo kogo.
-Mógłbyś przestać to robić? – zapytałam z nadzieją, że nie będzie zadawał zbędnych pytań, że po prostu odwróci wzrok i skupi się na czymś innym.
-Ale co robić? – jego głos był tak cholernie subtelny, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje ciało przeszła fala gorąca, próbowałam się uspokoić, zaczęłam oddychać głęboko, oddychanie zawsze pomagało, jak zaczynałam szaleć podczas kontaktu z Liam’em.
-Gapić się na mnie – stwierdziłam z wyrzutem.
-Nie rozumiem o co ci chodzi – zaśmiał się pod nosem, nieświadomie próbując zrobić ze mnie głupka. Odwróciłam się w jego stronę, spojrzałam mu w oczy, co było moim największym błędem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam tylko przyglądać się jego zajebistości. – O której masz próbę?
-O 12. Skąd w ogóle wiesz, że mam dziś próbę? – Naprawdę starałam się zachowywać się normalnie i nie ukazywać emocji, nie wiem jak mi to wychodziło, ale Zayn nie dawał po sobie poznać, że jest coś ze mną nie tak, więc nie mogło być tak źle.
-Liam coś wspominał jak przyszedł – spojrzał na zegarek, który spoczywał spokojnie na jego lewym nadgarstku. – Masz jeszcze trochę czasu, chodź ze mną na śniadanie. Nie chce mi się tam siedzieć samemu.
-Czemu nie wziąłeś któregoś z chłopaków? – spytałam, wyczuwając w moim głosie niepokój, podniecenie i Bóg wie jakie jeszcze przeplatające się emocje, dające w rezultacie jedno wielkie, popaprane… nie powiem co.
-Wszyscy już jedli. A Liam od razu po powrocie poszedł się myć. Nie było szansy, żeby wyszedł przed moją śmiercią głodową. On prawdopodobnie kąpie się dłużej, niż ty i jakakolwiek inna dziewczyna – zdecydowanie próbował zażartować, rozluźnić sytuację, ale ja znów stałam tak spięta, że zaczynały mnie boleć mięśnie.
Winda się otworzyła, wysiedliśmy z niej, a ja, po kilku krokach, przystanęłam.
-Dobrze, pójdę z tobą na śniadanie. Pod warunkiem, że mi powiesz, dlaczego kilka dni temu zachowywałeś się i patrzyłeś na mnie, jakbym była trędowata. I skąd ta zmiana.
-Znów nie rozumiem, o co ci chodzi – uśmiechnął się. Szczerze. Nie wiedziałam, że on kiedykolwiek będzie miał psyche, by uśmiechnąć się do mnie szczerze. Już kilka razy złapałam go na zjeżdżaniu mnie wzrokiem, a to było taki… inne.
-Dobrze rozumiesz, o co mi chodzi. Patrzyłeś na mnie, jakbym ci kilka lat temu obiecała kanapkę i do tego pory jej nie dała. – Przewrócił oczami i pociągnął mnie za rękę. Weszliśmy do restauracji, zajęliśmy stolik, czekaliśmy na kelnera, a chłopak patrzył na mnie z taką ciekawością, można nawet powiedzieć, że z podziwem.
Czy ja jeszcze śpię? Czy to wszystko mi się śni?
-Dobra,  powiem ci – stwierdził w końcu, po czym zaczął wpatrywać się w pustą filiżankę. – Po prostu przez te 18 lat życia nauczyłem się, żeby się tak łatwo nie przywiązywać, bo można kogoś łatwo stracić.  A ty masz w sobie coś takiego, że wszystkich do ciebie ciągnie. Nie chciałem się do ciebie zbliżać, nie chciałem się z resztą zbliżać do żadnego z chłopaków, bo wiedziałem, że jeśli coś nie wypali, to znowu będę tam, gdzie byłem zanim nas połączyli. Ale przez te dwa dni, jak was nie było, Lou, Harry i Niall cholernie przekonali mnie do siebie i zmienili moje nastawienie. I pomimo tego, że znają cię krótko, zmienili też moje nastawienie do ciebie. Dlatego chciałem cię przeprosić, za bycie oschłym debilem. Mam nadzieję, że jest jeszcze szansa, żebyśmy się zaprzyjaźnili.
Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, ze skruchą. Przymrużyłam oczy, a on nadal wydawał się być szczery.
-Jasne, że jest szansa. Nawet wielka szansa. Odkąd nie patrzysz na mnie, jakbym była twoją niewolnicą, zacząłeś wydawać mi się całkiem miłą osobą. – Kelner przyniósł herbatę, ciepłe tosty, jakieś marmolady i nutellę. Sięgnęłam z wielką ochotą po kromkę chleba, posmarowałam ją, jak się okazało, malinowym dżemem i zaczęłam konsumować. A on znowu na mnie patrzył.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
-Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, że nie okazałeś się pustą przyszłą gwiazdką. I że jesteś zupełnie inny, niż wydawałeś się na początku. – W tamtej chwili nawet ja się szczerze uśmiechałam. Po prostu chciałam, żeby on stał się moim przyjacielem.


Wyszedłem z łazienki. W pokoju panował istny chaos. Nie było mnie dwa dni, a oni zrobili z tego w miarę czystego pomieszczenia chlew. Ha!, zdecydowanie lubiłem to uczucie, że wcale mnie to nie obchodziło. Nie liczyło się w ogóle miejsce oraz stan miejsca, w którym mieszkam, bo nadal nie mogłem przestać myśleć o niej.  Czułem się jak żałosny idiota, zakochany idiota, który pragnie być ze swoją wybranką bez przerwy, zostawiając ja może jedynie przy wyprawie do toalety. Było pięknie, ale też żałośnie. Ale bardziej pięknie.
Zdałem sobie sprawę, że trzy pary oczu wpatrują się we mnie z ciekawością. Spojrzałem na każdego z chłopaków po kolei, po czym zdałem sobie sprawę, że nie ma Zayn’a. Nie zastanawiałem się nad tym długo, bo Lou, Niall i Harry zdecydowanie mnie rozpraszali..
-O co wam chodzi? – spytałem z wyrzutem, nutką zainteresowania i rozbawienia.
-Czekamy na sprawozdanie – stwierdził krótko Niall, naciągając białe skarpetki na stopy.
-Wiemy, że wróciliście wczoraj. Chcemy wiedzieć, co takiego się stało, że nawet nie raczyłeś wstąpić tutaj i poinformować, że już jesteś. – Uśmiechnąłem się, przypominając sobie TO, co stało się poprzedniego wieczora. Nie miałem jednak najmniejszego zamiaru im o tym opowiadać.
-I jeszcze widzieliśmy, jak się obściskujecie pod jej drzwiami.
-Nic się nie stało. Alexis po prostu nie chciała być sama, poprosiła mnie, żebym został.
-No tak… Więc to właśnie dlatego odkąd przyszedłeś, chodzisz uśmiechnięty, jakbyś wygrał kilka milionów. – Kurna, oni nie znali mnie prawie w ogóle, a pomimo tego wiedzieli o mnie tak dużo. Znaliśmy się dopiero kilka krótkich dni, a potrafili wyciągnąć ze mnie bez ani jednego mojego słowa więcej, niż ja sam potrafiłem wyciągnąć z samego siebie, po długich rozmowach z moim denerwującym alter ego. – Więc co tam się działo? – Harry nie odpuszczał. Czyli nie miałem wyboru. Musiałem im powiedzieć. Musiałem się jednak zastanowić, jak to zrobić. Minęło kilka chwil, a ja nadal siedziałem, wpatrując się martwy punkt na ścianie. – Liam, my chcemy tylko  wiedzieć, czy się z nią przespałeś i jak było. Nic więcej.
-Zachowujecie się jak wścibskie baby na targu. I nic wam nie powiem. Wypchajcie się – założyłem czystą koszulę. – Idę na śniadanie. Idziecie ze mną?
-Nie, my już byliśmy – powiedział Louis z widocznym wyrzutem.
-Zayn jest na dole. Może on będzie chciał z tobą zjeść – Harry patrzył na mnie z miną obrażonego 7-latka. Zaśmiałem się pod nosem, próbując wymyślić coś głębokiego, co skomentuje ich zachowanie. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
-Dzieci – pokręciłem głową z dezaprobatą i rozbawiony wyszedłem z pokoju. Zjechałem windą na dół. Gdy  przechodziłem obok recepcji, zawołała mnie Vanessa. Podszedłem z zaciekawieniem do lady.
-Cześć, słuchaj, dzwonił Simon Cowell, chciał z wami rozmawiać, ale nie mogłam się połączyć z waszym pokojem. Kazał przekazać, że jutro po waszej próbie chce się z wami spotkać u siebie w biurze.
-Spoko, powiem chłopakom, dzięki.
-Mam jeszcze prośbę. Jak będziesz na górze, sprawdź, czy słuchawka od telefonu jest dobrze odłożona, co? – kiwnąłem głową. Ruszyłem w stronę restauracji, ale zatrzymałem się przy drzwiach. Zobaczyłem Zayn’a i Alex, siedzących przy jednym stoliku, śmiejących się z czegoś… Wyglądali, jakby znali się od zawsze. Nie było pomiędzy nimi widocznej bariery, jaka istnieje zawsze pomiędzy ludźmi, którzy niedawno się poznali i nie rozmawiają zbyt wiele. Nie spodobało mi się to. Prawdopodobnie osoba, która by ich nie znała, która nie wiedziałaby, że ona ma chłopaka, stwierdziłaby, że oni są parą, albo co najmniej ze sobą kręcą. Zabolało mnie to. Nie wiem czemu się przestraszyłem, przecież gdyby Alexis nie chciała być ze mną, to by nie była. Bolało mnie to, że oni wyglądali ze sobą tak dobrze, jak dwie połówki tego samego jabłka. Po prostu pasowali do siebie. Ona wydawała się być jeszcze piękniejsza, taka szczęśliwa.. Tylko nie wiedziałem, czy jest szczęśliwa z mojego powodu, czy raczej z powodu mojego kumpla.
Potem uświadomiłem sobie, że spędziliśmy razem noc, że mówiła mi, że jej na mnie zależy. Na mnie, nie na Zayn’ie. I przestałem się bać. Poniekąd. Jakaś tam cząstka we mnie została, ale uspokoiłem się. 




**************************

Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali poprzedni odcinek, a szczególnie dziewczynom, które go skomentowały. Ten dedykuję właśnie tym cudownym stworzeniom, dzięki którym chce mi się pisać. Uwielbiam was, jesteście najlepsze Annie, Harry's Kryptonite, isia i fashionlover.

P.S. Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, niech poda swoje gg, będę pisała zawsze, gdy pojawi się tu coś nowego.

I przepraszam za wszelkie literówki i głupie błędy, ale część tego odcinka pisałam, jak byłam pijana :) Więc mam nadzieje, że mi wybaczycie xD

sobota, 7 kwietnia 2012

7

Wyjeżdżałam z Wolverhampton już drugi raz w przeciągu kilku dni, ale tym razem było inaczej. Z jednej strony czułam, jakby część mnie umarła i została przykryta kilkunastoma kilogramami ciężkiej, brudnej ziemi. Z drugiej jednak byłam wolna. Nic, ani nikt więcej mnie tam nie trzymał, mogłam bez wyrzutów sumienia wyjechać, nie musieć wracać do chorej rzeczywistości, mogłam żyć marzeniami. Pomimo tego, że właśnie straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu, było mi lżej wyjeżdżać, z myślą, że nikt nie będzie za mną tęsknił. Czym innym jest moja tęsknota i ciągłe niedowierzanie, które prawdopodobnie na dłużej zagnieździły się w mojej głowie, w moim sercu, nie dając mi spać, jeść, być. Ale ja sobie poradzę, potrafię stłumić takie uczucia,
Wracaliśmy do Londynu. Ja, Liam i moja siostra, Victoria. Minął dzień od pogrzebu. Już jakiś czas jechaliśmy w totalnej ciszy, nikt nie wiedział, co powiedzieć, jak się zachować.
Postanowiłyśmy z siostrą przeprowadzić się na stałe do Londynu. Bez względu na to, co stanie się w programie, czy dojdę do finału, czy odpadnę na samym początku, zdecydowałyśmy zacząć nowe życie. Przed domem, w którym do tej pory mieszkałyśmy już stoi tabliczka ‘Na sprzedaż’. Nie byłam na 100% pewna czy dobrze robimy, czy nam się uda, ale sama wizja tego, że pomimo wszystko będę mogła zostać z Liamem poprawiała mi humor.
Siedziałam na tylnich siedzeniach, oparta plecami o drzwi, z nogami wyciągniętymi , zajmując całe wolne miejsce. Liam, siedzący z przodu na miejscu pasażera odwrócił się i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Ja również rzuciłam mu krótki, przelotny uśmiech, jednak przyszło mi to z wielkim trudem. Nie miałam siły na nic, chciałam po prostu położyć się na łóżku i zasnąć. Już serdecznie dość miałam słuchania sztucznych kondolencji od ludzi, których moje życie obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Gdy w końcu dojechaliśmy, pomogłam Vicky i Liamowi wyciągnąć z bagażnika jej walizki, choć tak naprawdę nie miałam na to najmniejszej ochoty. Marzyłam tylko o ciepłym prysznicu. Podeszliśmy do recepcji. Różowowłosa piękność przywitała nas szczerym uśmiechem.
-Pokój dla siostry? – zapytała miłym głosem.
-Tak. Niedaleko mnie jeśli  można. – Wstukała coś w komputer i podała nam klucz. – A przy okazji… Jestem Alexis – podałam jej dłoń nad ladą. Nie wiem, czemu to zrobiłam, ale podejrzewam, że to przez to, że poczułam z nią jakąś więź. A poza tym ta dziewczyna mnie fascynowała. Jakby skrywała jakąś tajemnicę. Chciałam ją poznać.
-Vanessa. – Dziewczyna zapoznała się jeszcze z moją siostrą, a do Liama tylko rzuciła krótki uśmiech, co mnie trochę zdziwiło. Chyba przyszedł czas na poważną rozmowę.
-Skąd wiesz, że jesteśmy siostrami? – spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
-Jesteście do siebie strasznie podobne – wyjaśniła szybko dziewczyna, a Liam spojrzał na mnie, mówiąc krótkie: ‘Mówiłem’.
Wjechaliśmy na górę, odprowadziliśmy Victorię do jej pokoju, który jak się okazało był na końcu korytarza, i wróciliśmy pod moje drzwi.
-Zostaniesz? – zapytałam, próbując rozpiąć wzrokiem jego koszulę.
-A chcesz, żebym został?
-Zależy.. Jeśli chcesz zostać, to chcę, żebyś został. A jeśli nie chcesz, to i ja nie chcę.
-Dobrze wiedzieć, że mnie chcesz – uśmiechnął się, chwytając mój podbródek, bym na niego spojrzała.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię chcę – wyszeptałam zbliżając twarz do jego twarzy i próbując w tym samym momencie otworzyć drzwi, co niestety mi nie wychodziło. Chłopak zaczął się śmiać, chwycił klucz, otworzył drzwi, wpuścił mnie do środka, a sam wziął z podłogi moją torbę i wszedł za mną. – Mogę się coś ciebie zapytać? – podeszłam do stolika w celu zostawienia tam telefonu i słuchawek.
-Słucham – usiadł na łóżku, obserwując każdy mój ruch.
-Skąd znasz tą całą Vanessę? – zadałam pytanie, które już od kilku minut chodziło mi po głowie.
-W sumie to jej nie znam. Tego dnia, co dowiedziałaś się o swojej babci, jak wróciłem, ona mi powiedziała, że coś się stało, żebym poszedł do ciebie najszybciej jak się da. A czemu pytasz?
-No nie wiem. – Liam usiadł wygodnie na łóżku. – Po prostu patrzyliście na siebie tak, jakbyście się znali całe wieki.
-Czyżbym wyczuwał zazdrość? – gestem dłoni przywołał mnie do siebie, a gdy podeszłam, posadził mnie okrakiem na swoich kolanach.
-Może trochę. Chociaż nie wiem. Nigdy w życiu czegoś takiego nie czułam.
-Przyrzekam, ze nie masz się o co martwić. Gadałem z tą dziewczyną raz w życiu. I to o tobie. Nie sądzę, żeby to był powód do zazdrości.
-Ale ona jest taka piękna, taka… Inna – spuściłam głowę, nie mogąc patrzeć mu w oczy.
-Ty jesteś piękniejsza – pogłaskał mnie po policzku, nieśmiało wtuliłam twarz w jego dłoń. – Czego ty się boisz, Alex?
-Straciłam rodziców, straciłam babcię, boję się, że stracę też was i zostanę sama. Całkiem sama. A nie chcę cię stracić. Czuję się, jakbyś był dla mnie wszystkim i nawet nie mogę sobie wyobrazić jak by wyglądało moje życie, gdybyśmy się nie spotkali na przesłuchaniu, gdybyś do mnie nie zagadał. Nie wiem, co by ze mną teraz było, gdybym dowiedziała się o śmierci babci, a nie znałabym tu nikogo. Prawdopodobnie w tym momencie leżałabym w łóżku, myśląc o tym, jaki jest najprostszy i najmniej bolesny rodzaj samobójstwa. I pewnie zaczęłabym się zastanawiać nad kupieniem żyletki i podcięciem sobie żył, bo oprócz Vicky, nie miałabym już nikogo. Bez was byłabym nikim.
-Pamiętasz, co ci kiedyś obiecałem? – odgarnął mi grzywkę z czoła. Poniekąd czułam się, jakbym była dzieckiem, jakbym siedziała na kolanach u taty albo starszego brata, który tłumaczył mi, że ani w szafie, ani pod łóżkiem nie ma potworów, że nie mam się czego bać.
-Że nie ważne co się stanie, zawsze będę mogła na ciebie liczyć.
-I zapamiętaj to do końca życia. Nikt więcej cię nie opuści. Ani ja, ani Vicky, ani nikt inny, rozumiesz? – pokiwałam głową, choć wiedziałam, że akurat tej obietnicy spełnić nie może. – Zależy mi na tobie jak na nikim innym.
-Dlaczego?
Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego mu na mnie zależy. Przecież jestem przeciętną, a nawet mniej niż przeciętną szajbuską. Mam zrytą banię, nigdy nikt mnie nie lubił a on… On jest ciachem. Tacy chłopacy jak on nigdy nie zwracali na mnie uwagi. O, sorry, żadni chłopacy nigdy nie zwracali na mnie uwagi, bo ja jestem żałosną idiotką bez perspektyw na przyszłość. Żałosne. Nawet on w tamtej chwili patrzył na mnie jakbym była pomylona.
-Nie wiesz, dlaczego mi na tobie zależy? – pokręciłam przecząco głową. – Bo jesteś wariatką. – No to pięknie.. – Jesteś najpiękniejszą, najskromniejszą, najweselszą, najmilszą, najsłodszą, najcudowniejszą wariatką, jaką w życiu spotkałem.
-Ale jednak wariatką.
-Wariatką w dobrym sensie. Uwielbiam w tobie twoją niekonwencjonalność. Jestem pewny w 100%, że nie ma na świecie nikogo takiego, jak ty. Jesteś wyjątkowa.
-Przestań, bo się rozpłaczę.
-Chcę tylko, żebyś mi uwierzyła.
-Im więcej będziesz mówił, tym bardziej to jest wątpliwe. – Chłopak położył dłonie na moich udach, przez co sytuacja stała się jeszcze bardziej intymna. Jego dotyk zawsze przyspieszał rytm mojego serca, ale teraz to już była przesada. Gdyby mnie podłączyli do tej maszyny ze szpitali, co odczytuje rytm serca, prawdopodobnie dziwiliby się, że ja jeszcze nie zeszłam na zawał. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, dłonie, które zaplotłam na jego szyi, zaczęły się trząść.
-A co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
-Pocałuj mnie, bo zaraz zwariuję do końca i już wtedy nie będziesz miał okazji. – Przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że czułam bicie jego serca. Co dziwne wariowało tak samo jak moje.
-Mam nadzieję, że tym razem nikt nam nie przerwie.
Chwyciłam w dłonie jego twarz. Nasze usta dzieliły milimetry. Czułam jego słodki oddech. Tak strasznie go chciałam. Wydawał się być idealny. Żadne słowa nie wyrażą tego, jakie wielkie pożądanie we mnie siedziało.
Złączyliśmy się w pocałunku, którego tak długo wyczekiwałam. I nikt nam nie przerwał. Jego usta na początku delikatnie muskały moje, ale po chwili poczułam to pożądanie też z jego strony. Zaczął się robić coraz bardziej zachłanny. Przelewał na mnie całą pasję. Jego dłonie przesunęły się na moje pośladki, co uświadomiło mi tylko, że zaczęło się dziać coś poważnego. O dziwo nie bałam się tego. Wręcz przeciwnie. Wciąż chciałam więcej i więcej.
Popchnęłam go, położył się na łóżku, a ja bez namysłu podążyłam za nim. Poczułam, że przestaje mnie całować i podnosi się. Otworzyłam oczy, w których zaczął kłębić się strach, że zrobiłam coś źle. Chłopak chwycił mnie swoimi silnymi rękami i przerzucił na środek łóżka tak, że leżałam głową na idealnie poukładanych poduszkach. Sam wstał i podszedł do drzwi. Już miałam zapytać, czy zrobiłam coś nie tak, ale ona szybko zamknął drzwi na klucz i wrócił na łóżko. Widziałam w jego oczach dziką, niemożliwą do okiełznania namiętność, narastającą z każdą sekundą. Nachylił się nade mną i powróciliśmy do czynności, którą przed kilkoma sekundami bezczelnie przerwał. Jego usta najpierw musnęła mój policzek, potem zaczął składać pojedyncze pocałunki wzdłuż linii mojej szczęki. W końcu doszedł do ust, jednak zanim złożył na nich kolejny pocałunek, wyszeptał pewne zdanie, które bardzo mnie ucieszyło.
-Teraz już nikt nam nie przeszkodzi, a nawet jeśli, będziemy udawać, że nas nie ma.
I całe szaleństwo zaczęło się od początku. Jego język walczył z moim, byliśmy tak pochłonięci sobą, że mogłoby się palić, a my i tak byśmy nie zauważyli. Wsadziłam zimne ręce pod jego koszulkę. Poczułam, że przechodzi go dreszcz. Uśmiechnęłam się na myśl, że może ja działam na niego tak samo, jak on na mnie. Jednym zgrabnym ruchem ściągnęłam z niego t-shirt. Z niemym zachwytem przejechałam dłonią po jego umięśnionym brzuchu. W odpowiedzi chłopak zaczął schodzić niżej. Jego usta delikatnie lecz zachłannie pieściły skórkę na mojej szyi i dekolcie, a jego zgrabne palce powoli rozpinały guziki koszuli. Po krótkiej chwili leżałam już bez niej. Zaczął całować mnie coraz niżej. Doszedł do paska od spodni, który zdecydowanie był tam niepotrzebny.
Podniósł mnie, sadzając mnie na swoich kolanach. Podczas rozpinania skórzanego paska i trzech guzików od jeansów, znów wrócił do pieszczenia moich ust. Kilkanaście sekund później leżałam już w samej bieliźnie, a żeby nie pozostać mu dłużna, zabrałam się za zdejmowanie jego spodni, co, jak się okazało, nie było tak proste, jak zdejmowanie koszulki.
Jedną rękę wsunął pode mnie, z zamiarem rozpięcia stanika. Zrobił to bez żadnego problemu. Właśnie w tamtym momencie zaczęłam się zastanawiać, ile dziewczyn mógł mieć przede mną, skoro nie ma problemu nawet z rozpinaniem stanika, a podobno faceci zawsze mają z tym problem. Jednak nie zaprzątałam sobie długo tym głowy, bo zdałam sobie sprawę, że leżę już całkiem naga, a on nadal ma na sobie bokserki. I właśnie ten problem musiałam rozwiązać.


Leżeliśmy pod kołdrą, wtuleni w swoje nagie ciała. Milczeliśmy. Nie dlatego, że nie mieliśmy o czym rozmawiać, ale dlatego, że tak było dobrze. Nie musieliśmy nic mówić, oboje dobrze wiedzieliśmy, jak czuje się ta druga osoba. Moja głowa leżała na jego klatce piersiowej, wsłuchiwałam się w rytmiczne bicie jego serca. Mogę zdecydowanie powiedzieć, że to były najcudowniejsze chwile w mojej marnej egzystencji.
Palce jego prawe ręki delikatnie jeździły po mojej talii, palce lewej miał splecione z moimi, trzymaliśmy je na jego brzuchu. Właśnie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy raz i pierwsze momenty po nim. Żadnej presji, żadnego ciśnienia, tylko nasze rozpalone ciała, ocierające się o siebie w akcie rozkoszy.
-Alex? – usłyszałam jego cichy, melodyjny głos. Mruknęłam cicho w odpowiedzi. – Powiedziałem ci, dlaczego mi na tobie zależy, teraz twoja kolej. Dlaczego ci na mnie zależy? – Zmieniłam pozycję na taką, bym mogła go widzieć.
-Zależy mi na tobie, bo jesteś idealny – wyszeptałam, patrząc mu w oczy.
-Wcale nie jestem idealny. Mam mnóstwo wad, jak każdy – zaprzeczył ze srogą, ale poniekąd zabawną miną.
-Dobrze. W takim razie jesteś idealny dla mnie. Tylko ty potrafisz doprowadzić mnie do takiego stanu, w jakim jestem za każdym razem, jak się do mnie zbliżasz, albo mnie dotykasz. A do tego umiesz wmówić mi wszystko. Ufam ci, nigdy w życiu nikomu nie ufałam tak, jak ufam tobie. – Chciał mi przerwać ale szybko zareagowałam. – Teraz ja mówię, a ty nawet nie próbuj nic powiedzieć. Spytałeś, więc teraz siedź cicho. – Zaśmiał się pod nosem. -  Zależy mi na tobie, bo jak nikt inny potrafisz mnie rozśmieszyć. W każdej sytuacji. Pamiętasz wczoraj, po powrocie z pogrzebu? W jednej chwili byłam zachmurzona jak niebo w mglisty, deszczowy, burzowy dzień, a w drugiej nie mogłam powstrzymać śmiechu.  Zależy mi na tobie, bo wiem, że jesteś zdolny zrobić dla mnie wiele rzeczy. Powinieneś zostać z chłopakami, a zostawiłeś ich, ominąłeś dwa dni prób, tylko dlatego, że cię potrzebowałam. Pomimo tego, że jestem fajtłapą i co chwila mówię albo robię jakąś głupotę, nie jest ci wstyd ze mną być. Po prostu jesteś zajebisty i jaram się tobą jak Fretka Jeremiaszem. Skończyłam. Już możesz mówić.
Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami, wypełnionymi takim ciepłem, uczuciem, że aż mi się miło zrobiło.
-Jesteś najważniejszą częścią mojego życia, Jones. I jeśli kiedyś cię stracę…
-Nie stracisz, Payne. Nawet jeśli będziesz miał mnie serdecznie dość, nie zostawię cię bez walki.
Kilkanaście minut później Liam zasnął. Przycisnął mnie do siebie, jakby bał się, że w każdej chwili mogę mu uciec.
Nigdy nie czułam się tak dobrze. Udało mi się nawet zapomnieć o wydarzeniach minionego dnia. Mogłabym zostać w łóżku już zawsze, pod warunkiem, że czułabym na sobie jego oddech, że słyszałabym bicie jego serca, że obejmowałby mnie i nigdy by mnie nie puścił.
Opuściłam powieki, a oczami wyobraźni zobaczyłam jego idealną, umięśnioną sylwetkę, jego uśmiechniętą twarz. Był perfekcyjny w każdym calu. Nie zamieniłabym go za nikogo innego. W tamtej chwili był najważniejszą osobą w moim życiu.
Słyszałam kiedyś od kogoś takie zdanie: ‘Nastoletnia miłość zawsze jest naj: najmocniej "wybucha", najmilej trwa, najszybciej się kończy.‘ Z całego serca miałam nadzieję, że nasze uczucie okaże się prawdziwym i długotrwałym. Przecież nie może być na świecie nikogo innego, do którego będę czuła to, co czuję teraz.


W tamtej chwili nie wiedziałam jak bardzo się mylę. Zdawało mi się, że nie ma nikogo takiego na świecie, a okazało się, że ten ktoś jest tak blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki. Ale gdybym mogła cofnąć się w czasie i uświadomić samej sobie, że jestem w wielkim błędzie, to zdecydowanie bym tego nie zrobiła. Bo miłość do Liam’a Payne’a była definitywnie najsilniejszym uczuciem, jakie w życiu czułam. I nawet teraz, po kilku latach od tamtego pamiętnego dnia, zdarza mi się żałować, że to musiało się skończyć. Bo nasze uczucie zawsze było prawdziwe. Ale o tym, co się stało, opowiem wam kiedy indziej.



************************
Dumna jestem cholernie z tego odcinka. Może nie jest on napisany jakimś zajebistym językiem, ale tak cholernie mi się podoba... 
Przepraszam, jeśli znajdziecie jakieś literówki z brakiem polskich znaków, ale pod 'alt' wpadł mi jakiś okruch i nie zawsze mi łapie. 
Postanowiłam sobie, że jeśli pod każdą notką będą się pojawiały komentarze, za każdym razem będę się starała pobić swój własny rekord. Dziś np. mam już 2328 słów, a to o 68 więcej niż ostatnio :) 
Także komentujcie.
xoxo